Blokady w pisaniu zdemaskowane

Kategoria:

Nie łudzisz się już, że istnieje wena i nie czekasz na jej przyjście. Wiesz, że trzeba spisać wszystko z głowy, a dopiero potem redagować tekst. Znasz te wszystkie omówione milion razy triki dotyczące pisania.

Mimo to piszesz sporadycznie. Zgadłam?

Zgadłam z łatwością, bo sama bywam w takim miejscu. W lutym 2022 postanowiłam to zmienić i zrobić z pisania nawyk – niezależnie od tego, czy będę w dobrej formie pisarskiej. W końcu jeśli nie będziemy pisać, nasza forma nigdy się nie zmieni.

O nawyku pisania 400 słów pisałam tutaj:

A w tym tekście rozkładam na czynniki pierwsze swoje blokady pisarskie. Dzielę się tym z Tobą, żeby zrobiło Ci się raźniej, jeśli tkwisz w takim samym punkcie. I żeby natchnęło Cię do refleksji nad własną sytuacją.

Wolisz posłuchać? Śmiało:

Dlaczego nie piszę? Bo wciągnęła mnie Podkastynacja i Instagram? Bo mam dwójkę młodocianych pod opieką i nie mam czasu? Otóż nie! To byłyby zbyt oczywiste powody. I wymówki.

Cholerna poprawność… polityczna

W mojej bańce informacyjnej króluje przekaz: „Możesz mieć tak i to jest OK. Możesz mieć inaczej i to też jest OK”.

A ja Ci powiem, że możesz przez to stracić zapał do pisania. I to nie jest OK…

Przedstawię Ci to na przykładzie. Karmię dziecko piersią, jednak do głowy by mi nie przyszło obrażać rodziców, którzy wybrali butlę. Nie mam kredytu na mieszkanie, ale jeśli Ty masz – spoko.

Tylko czy ja mam zaznaczać przy każdej okazji, że nic do Ciebie nie mam? Konstrukcja tekstu mi się sypnie od nadmiaru wtrąceń i nawiasów. Jeżeli znamy się nie od dziś, to pewnie jesteś w stanie trafić w 80% moich poglądów. I nie muszę Ci się tłumaczyć.

Ale mam w głowie myśl, że internet to też przypadkowi ludzie. Ja też jestem przygodną czytelniczką na wielu blogach. Jako nadawca czuję się odpowiedzialna za przekaz. I czyja to będzie wina, jak ktoś mnie źle zrozumie…? Moja.

Więc moja głowa uznała, że lepiej nie pisać.

To przepis na katastrofę. Nie idź tą drogą! Jeśli z takiego powodu nie będą zabierali głosu ci, którzy mają coś wartościowego do powiedzenia, to social media, blogi i inne media staną się głośnikiem ludzi, których wartością jest tylko parcie na szkło. Już dość uwagi dla tych, których rzekomo oglądamy tylko dla obśmiania, a jednocześnie zwiększamy ich zasięgi.

Niektórzy dopiero z internetu dowiedzą się, że nie tylko oni borykają się z określoną trudnością. Że „mają tak i to jest OK”. Język mojej bańki jest więc potrzebny, ale mi zrył mózg. A raczej klawiaturę.

Rozwiązanie: Uczę się przyjmować, że mogę nie zostać dobrze zrozumiana. Nawet jeśli to będzie moja wina, życie się nie kończy.

Cholerna poprawność… gramatyczna

Po skończeniu Akademii korekty tekstu ekscytowałam się tym, że odczuwam jej wpływ nie tylko na moje odbieranie czyjegoś tekstu, ale również pisanie swoich.

No, kiedy jeszcze te teksty były. Bo potem weszły analizy. Czy tu dopełniacz ma być, czy biernik? Czy to zdanie nie jest za długie? Ktoś by je poprawił chyba, co?

Najlepsze jest to, że ktoś je poprawia, bo Karolina dzielnie mierzy się z prawie każdym popisem mojego grafomaństwa. A jednak… Po kilkunastu latach moje przekonanie o tym, że potrafię pisać, odsunęło się w cień i padłam ofiarą autosabotażu. W sumie nic nowego, ale żeby też w pisaniu to mieć?

Wiedza bywa przekleństwem.

Rozwiązanie: Wewnętrzny redaktor pracuje tylko na 1/8 etatu, bo na cały etat źle wpływał na rozwój firmy.

Ale dla kogo jest ten tekst?

Teraz mało kto Ci powie, że masz tworzyć choćby dlatego, że sprawia Ci to radość. Teraz piszesz do grupy docelowej, z uwzględnieniem SEO i z konkretnym celem. A na końcu jeszcze powinno być CTA, czyli wezwanie do jakiejś akcji – weź, czytelniku, kliknij. Zapisz się, kup! I dopóki robię to dla innych, to wszystko świetnie trybi w mojej głowie.

Ale jestem też skomplikowanym przypadkiem, który chciałby też pisać teksty „o niczym”, nie pod SEO…

Ten blog nie istniałby – i nie zebrał tylu czytelników w pierwszym roku swojej bytności – gdybym nie pisała tylko dlatego, że mnie to jara. Gdyby nie to, że moim jedynym celem jest sprawienie, żebyś się nad czymś zastanowił(a) albo posłał(a) mi wirtualny uśmiech.

Wiele starych tekstów wywołuje teraz moje zażenowanie, wiele wróciło do szkiców i było gorsze od tych, które powstają teraz. Ale miały znaczący plus: istniały.

To zaleta bycia nowicjuszką i amatorką. Dziewczyną, która jest przekonana, że umie pisać. Która nie zastanawia się, czy będzie się musiała tłumaczyć z użycia słowa, które dla niej było po prostu słowem, a dla kogoś po drugiej stronie – obelgą. Czy mam się cieszyć, że dojrzałam pod tym kątem? Może tak, ale dlaczego takim dużym kosztem?

Rozwiązanie: Nie wszystkie teksty muszą nieść za sobą korzyści mierzalne narzędziami SEO.

Praktyka…

Wiesz, dlaczego bardzo często nie piszesz i nie chce Ci się tego robić? Bo tego… nie robisz. Nie żebym odwalała tu teraz zdalną psychoterapię, ale… O, widzisz! Już się tłumaczę, już wjeżdża poprawność i obawa o to, że źle zrozumiesz.

Najbardziej nie chce się pisać, kiedy się nie pisze. Koniec, kropka.

Wiedza to czasem przekleństwo. Empatia, która pozwala Ci wczuć się w sytuację innych, to piękny dar – jeśli Ci nie szkodzi. I wciąż możesz pisać o niczym, jeśli to zrobi dobrze tylko (aż!) Tobie.

Możesz, Agata.

Listy od Agaty

Za dużo presji w tworzeniu do neta?
Pozwól mi ją z Ciebie ściągnąć.
Zapisz się!

Wyrażam zgodę na przetwarzanie podanych danych w celu otrzymywania newslettera od Agaty Borowskiej. Szczegóły przetwarzania danych znajdę w polityce prywatności.