3 dobre nawyki twórców

Kategoria:

Do internetu piszę od 2012 roku, a nie do internetu: jeszcze dłużej. Wiem, czym jest brak natchnienia do pisania i jak smakują chwile, w których mimo to musisz coś napisać. Metodą własnych prób i błędów doszłam do tego, co sprzyja tworzeniu. To rzeczy pozornie banalne, ale czasem trudne w osiągnięciu…

O trzech dobrych nawykach twórców posłuchasz w poniższym podcaście. Jeśli z jakiegoś powodu nie możesz słuchać, poniżej czeka transkrypcja. Pamiętaj jednak, że to tekst mówiony, więc nie będzie tak lekki w odbiorze jak podcast albo tekst przeznaczony stricte na bloga 🙂

No dzień dobry.

Ten odcinek pierwotnie miał być o poczuciu kontroli. To znaczy miałam taką myśl, żeby nagrać odcinek na ten temat, bo to pierwszy odcinek, który powędruje do kogoś do montażu; którego nie będę montować ja. Dla mnie to jest naprawdę dużo, bo ja od zawsze sama składałam to, co mówiłam, i dawało mi to właśnie kontrolę nad tym, co chcę Wam przekazać. Podcast to jest tak intymna forma przekazu, że ja czasami coś powiedziałam, a na etapie montażu stwierdziłam, że powiedziałam za dużo. I potem pomyślałam, że jeżeli zacznę nagrywać o poczuciu kontroli, to przecież też będzie to powiedziane za dużo, a jeszcze nie jestem na takim etapie – i może nigdy nie będę – kiedy to będę się aż tak otwierać, żeby, wiecie, tak wyrzucić z siebie wszystko. Wiem, że to czasami działa, i to jest też dobre, bo pozwala pokazać wielu ludziom, że te same problemy nas dotyczą, że każdy z nas ma jakieś ciemne strony albo przeżycia, które oddziałują na to, jak później funkcjonujemy.

Można się poczuć raźniej dzięki temu, że jakiś podcaster o tym opowie, no ale ja nie będę tym podcasterem, bo jednak w mojej historii jest wiele różnych osób, których moje historie dotyczą, a nie chciałabym, aby brały w tym udział w jakikolwiek sposób. Więc tak krótko Ci teraz tłumaczę, dlaczego ten odcinek nie będzie o poczuciu kontroli, a będzie o trzech nawykach twórcy. No i niech tak zostanie po prostu, ale chciałam się z Tobą podzielić, jako że to już sto odcinków i może nawet połowy z nich na przykład przesłuchałeś/przesłuchałaś, że to jest dla mnie duża chwila. I jak tak patrzę na to, co powiedziałam, to znaczy próbuję sobie przypomnieć, co powiedziałam przez ostatnie półtorej minuty, to tam nie będzie dużo do wycinania. No i też tak myślę sobie, żeby na przykład montażystce nie narobić za dużo roboty i będę teraz tak mówić składnie i zbierać myśli, no bo jak ja miałam to montować, to przecież co, mogę nad tym siedzieć kupę czasu, nie? No dużo tematów tu gra, co? Ale zajmiemy się tym jednym głównym w tym odcinku, a jeszcze mamy – jak zdrowie da – bardzo wiele odcinków, w których będę mogła wszystkie te tematy dla Ciebie rozwinąć. Jedziemy.

Trzy nawyki twórcy

Na początku było ich sześć albo nawet siedem, ale potem stwierdziłam, że się tak ze sobą wiążą, że można z tego zrobić taki instant (chociaż ja takie treści instant to nie za bardzo lubię). Żeby się też nie rozwlekać, będą trzy, bo trzy jest chwytliwe i tak brzmi, że będzie szybciutko i fajnie. Postanowiłam nagrać ten docinek dla Ciebie, ale też dla siebie, żeby o tym pamiętać.

Teraz twórcami to jest wielu z nas, nawet, jak nigdy nie malowaliśmy, nie śpiewaliśmy, nie pisaliśmy piosenek, wierszy, opowiadań, to staliśmy się twórcami przez to, że się pojawił Internet. Nawet jak jesteśmy lekarzami, dietetykami, budowlańcami, kimkolwiek, kto po prostu stwierdza, że będzie tworzył treści w Internecie albo zlecał je, ale też musi coś powiedzieć, na przykład copywriterowi, więc poniekąd też trochę musi stworzyć różnego rodzaju pomysły w głowie. I teraz każdy z nas, twórców treści w Internecie, może czerpać od takich twórców z zamierzchłych czasów, czyli jak np. King napisał poradnik o tym, jak pisać, to teraz nie tylko pisarz dzisiejszy z tego skorzysta, ale również wspomniany wcześniej ktoś z branży budowlanej.

Kimkolwiek jesteśmy: łączy nas to, że tworzymy treści do neta. Ja wierzę, że naprawdę to nie jest jakieś rocket science w szukaniu pomysłów, w tworzeniu tych treści, promowaniu ich itd., tylko trzeba mieć jakieś określone nawyki, które nam pomagają wpaść w rutynę tworzenia, bo tu nie ma miejsca już na romantyzowanie. Czasem faktycznie jest fajnie, że się coś odblokuje i można dużo treści z siebie wypuścić, ale tak nie jest przez cały czas. Najczęściej to jest naprawdę mozolne dłubanie w tym. Dlatego trzeba mieć takie aktywności i nawyki, które pomagają nam w tym wszystkim wytrwać i się nie zrażać na samym początku do tworzenia albo już nawet na samym końcu, no gdziekolwiek.

Zapisywanie pomysłów

Pierwsza sprawa, bardzo ważna i wiem jak oczywista, ale muszę o tym powiedzieć: jest to zapisywanie pomysłów. Nie ma czegoś takiego, że Ty zapiszesz np. dźwięk na Instagramie albo na TikToku i będziesz wiedzieć, co to miała być za rolka i co to miał być za tiktok. Nie ma tak, że obudzisz się z myślą, elegancką myślą-olśnieniem, z której ma powstać tekst, i że Ty zapamiętasz to i przełożysz to na bloga, na podcast itd.

Bo w międzyczasie trzy telefony zadzwonią, tu dziecko coś będzie chciało albo mąż, albo żona, albo obojętne w jakiej konfiguracji tam żyjesz – ktoś coś będzie od Ciebie chciał. Tu Ci się przypomni, że śmieci. Jak masz ADHD, to w ogóle pomyśl sobie o tym jednym pomyśle, który przychodzi, a tu za chwilę jeszcze pięć rzeczy innych do Ciebie zawoła i oczywiście odpowiesz im: „Tak, będę to teraz robić”, to ten pomysł po prostu przepadnie, choćby to było najpiękniejsze zdanie. Czasem też tak jest, że jakieś jedno fajne zdanie wpada i myślisz: „Wow, zapamiętam to” i już w drodze do pokoju możesz nie pamiętać, ale liczę, że do zeszytu i do długopisu zdążysz dojść.

Ja wiem, że teraz jako profesjonalna podcasterka powinnam Ci wymienić dziesięć narzędzi, dzięki którym możesz zapisywać swoje pomysły, i pięć elektronicznych, a pięć, kurczę, zeszytów i może marek jeszcze tych zeszytów i długopisów, którymi się super zapisuje pomysły, ale to nie o to chodzi. Chodzi o sam zamysł. Po prostu pamiętaj o tym: jak zapiszesz to w notatniku, to ekstra; jak zrobisz notatkę głosową, to ekstra; jak masz zeszyt za 200 zł i długopis za 50, to będzie działało tak samo, jak kiedy masz długopis z kiosku (wiesz, taki co się jeszcze dupka odkręcała z tyłu, albo tamten plastik się ułamywał i potem wkład z przodu wystawał) i jakąś kartkę, na której dwieście innych rzeczy było już zapisanych, to tak samo to zadziała, tylko to po prostu musi być. I najfajniej sobie jeszcze zapisać w ogóle całą myśl, jakiś proces. Jak chcesz jakąś analogię zrobić, to też warto sobie to przełożyć na papier, jakikolwiek ten papier będzie.

I to się wiąże ściśle ze storytellingiem i z tworzeniem historii na tej zasadzie, że czasami jako twórca – albo zawsze – warto mieć taki radar, który pozwala nam wyłapywać rzeczy z otoczenia, które potem możemy przełożyć na teksty. I to mogą być najróżniejsze rzeczy, np. cytaty, które nam zapadną w pamięć; to musi być zapisane. Jak jest jakaś fajna chmura, która coś Ci przypomina, czujesz, że kreatywnie się dzieje w Twojej głowie – zapisuj to. Jak masz fajny dialog z kimś na ulicy, to też go zapisz, bo nie wiadomo, co się z tego urodzi. I to są bardzo dobre rzeczy, bo one są życiowe, i ludzie je lubią i nie musisz na siłę tworzyć jakichś różnych sztucznych historii, bo bardzo wiele masz pewnie ze swojego życia, które Ci pozwolą jakoś się wyrazić i też dać ludziom, swoim odbiorcom coś prawdziwego.

I na przykładzie: ja mam często tak z moim mężem, ja pewnie dlatego poniekąd wyszłam za niego (zawsze jak mówię takie rzeczy i jego nie ma obok, to takie mam: „Ciekawe, czy mnie słuchał”). Dialogi z moim mężem, jako że jesteśmy megaróżni w prowadzeniu dialogu, to zawsze jest dla mnie takie pobudzające intelektualnie, że coś się zaczyna dziać, albo czasami takie prymitywne wręcz, i z tego też się dużo rzeczy tworzy. Ostatnio dał mi gorzką czekoladę i ja pogardziłam na samym początku, powiedziałam: „Częstujesz mnie gorzką czekoladą, nie masz jakiejś porządnej, mlecznej? Weź przyjdź z mleczną”. Ale dobra, wzięłam, tak trochę z łachy. Stanęłam, zaczęłam jeść tę czekoladę, jedną kostkę, patrzyłam sobie przez okno i w ogóle, i po prostu po jakiejś chwili dopiero, kiedy czekolada zaczęła rozpływać mi się w ustach, poczułam, jakie to jest zajebiste. I potem nie miałam już ochoty wpieprzyć całej czekolady, tylko usatysfakcjonowałam się tą jedną, mimo że na początku może nie byłam do tego przekonana, i poszłam zwrócić honor mojemu mężowi. Mati oczywiście ze mnie zażartował, że: „Oo, proszę, proszę, doceniła. Co, lepsze niż tłusta masa z cukrem?”, no i tam śmichy-chichy. Wracając do pokoju, do mojej córki, nagle mnie olśniło, że tu była analogia: treści instant, szybkie, tak jak ta czekolada słodka, zawalona cukrem, to to są te takie treści, które my pochłaniamy i tak, no niby okej, niby coś dostaliśmy, niby coś zjedliśmy, ale za chwilę znowu jesteśmy głodni i ta taka ekspresowa przyjemność, która się skończyła.

No, a jest podcast, wyczerpujący temat wpis na blogu, jakaś treść, która pobudza nas do myślenia – to jest właśnie jak ta jedna kostka gorzkiej czekolady, która wystarczy, po której nie mamy ochoty na więcej, tylko chcemy sobie przetrawić to, co już przed chwilą dostaliśmy. No i z tego post ja na pewno zrobię, no bo co, nie może się przecież coś takiego marnować, taka analogia. Chciałam Ci właśnie zobrazować, co mam na myśli, mówiąc, że takie wyłapywanie historii z życia jest megafajne i megaważne, bo ludziom, Twoim odbiorcom obrazuje sytuację. No i przede wszystkim też tak wkręca w temat, bo jak zaczynasz jakąś historią, to łatwiej się odbiorcy w to wciągnąć, bo my sobie kiedyś dawno temu przy ogniskach opowiadaliśmy historie. Lubimy historie, więc to jest pierwszy ważny nawyk: abyśmy zapisywali nasze pomysły jako twórcy – to jest bardzo ważne – oraz mieli taki radar na to, co może być contentem i wtedy naprawdę się kończą absolutnie problemy z doborem tematów.

Wszystko już jest takie oklepane. Jak my już tyle lat jesteśmy w internecie, to jak weźmiemy klasyczny poradnik pt. „10 pomysłów na teksty” albo „5 pomysłów, jak przyciągnąć uwagę” , to mamy wrażenie, że wszystko już było i to nie przyciąga uwagi. Odbiorca jest już tak wytresowany i tak odporny się zrobił na to, że on nie będzie już umiał na zareagować na podobną treść, a my chcemy przecież wzbudzić jakąś reakcję, emocję… i możemy to zrobić tym, co mamy w sobie, i właśnie tymi historiami, które my widzimy swoimi oczami albo pamiętamy z naszego życia. To wcale nie chodzi o uzewnętrznianie się, i o to, co ja powiedziałam na samym początku, że nie umiem tak, wiecie, bebechów wyrzucić tutaj na wierzch i opowiadać. Chodzi właśnie o te kostki czekolady, które czasami mogą zainspirować nas do czegoś innego. Oczywiście, wiadomo, jak nie mamy tego w sobie, takiego drygu kreatywnego, czy do szukania analogii, to wiadomo, że to można zlecić, ale nie o tym jest ten podcast, tylko o tworzeniu.

Życie bez rozpraszaczy

Druga rzecz: życie bez rozpraszaczy. Wiem, że jest to niemożliwe. Mam bardziej tu na myśli, że to ma być tworzenie bez rozpraszaczy, pisanie bez rozpraszaczy, posiadanie takiego czasu w swoim grafiku dziennym czy jakimkolwiek, żeby nie siedzieć w tym telefonie, na YouTubie, przy komputerze… nie wiem, co Was rozprasza, każdy ma inaczej. Niektórzy mają pięćdziesiąt zakładek otwartych na chromie, niektórzy mają telefon, który leży przy komputerze, i samo zerknięcie na niego rozprasza, a niektórzy mają to i to. I to nie jest środowisko do pisania. Trzeba sobie to po prostu uświadomić i porównać, jak to jest, jak się pracuje, jak się pisze w dwóch różnych środowiskach – z rozproszeniem i bez.

Niektórzy uciekają do kawiarni do pisania. (Ja sobie w sumie tego nie wyobrażam, bo by mnie chyba też rozpraszało, że ludzie chodzą, i tak sobie bym podpatrywała ich stylówy albo cokolwiek). Albo ludzie mogą pisać w jakimś totalnym rozproszeniu, są też takie osoby, które się dobrze w tym czują, mogą sobie muzykę puścić, ktoś im śpiewa w słuchawkach, a oni mogą pisać i czytać. Ale ja mówię o takiej zwyczajnie przeciętnej sytuacji, w której czujemy, że nie możemy się przemóc, nie możemy zacząć robić, nie możemy się skupić. No to pierwszym krokiem jest to, że wyłączamy, co tylko możliwe, i skupiamy się na tym, co jest, czyli nasza kartka papieru, i robimy.

I z tym się ściśle łączy zarządzanie energią. Może jest już taki termin, a jak nie, to ustalmy, że jest, czyli to, że do pisania trzeba mieć jakąś przestrzeń w głowie i RAM, i jak my nim szastamy na prawo i lewo, bez refleksji, opamiętania, to potem nie ma co płakać, że siadasz wieczorem i nie możesz nic napisać. Albo nie wiem, jakiś dzień był przerąbany, wtorek na przykład, i w środę rano masz usiąść, napisać coś do pracy i jakoś nie idzie. I wielkie zdziwienie, i ciśnienie, i chcesz po prostu robić, jeszcze się wkurzasz na siebie, że nie idzie. No ale skąd ma iść, skoro był jeden dzień przerąbany? Drugiego dnia możliwe jest bardzo, że wstaniesz z energią, bo się wyśpisz, i stwierdzisz „Dobra, było minęło”, ale może być tak, że jeszcze to odreagowujesz, i to wszystko ma wpływ na tworzenie. Dlatego zarządzanie energią i brak rozpraszaczy są zarąbiste.

Widzę po sobie, że przed pracą, bo mam takie bloczki na razie, np. jak jeszcze moja córka ma drzemkę popołudniową JESZCZE, to idziemy do lasu w czasie tej drzemki, jej części, tak żeby się ululać. Ja wtedy idę bez telefonu, po prostu idę do lasu i wracam, i mam odświeżoną głowę. W ogóle nie ruszam różnych rozpraszaczy wtedy, tylko zabieram się do pracy. Podejrzewam, że to już tak zostanie, nawet jak czasu odzyskam więcej. I jeszcze jedna ważna rzecz do tego punktu braku rozpraszaczy, takiego zarządzania energią: chciałabym doradzić, chociaż dziwnie się czuję z poradnictwem, może podzielić bardziej doświadczeniem, że żeby coś napisać, to bardzo często trzeba coś przeżyć.

Na bazie tego przeżywania, bycia bez telefonu, w świecie offline po prostu, mamy ten luksus, że nie musimy być w sieci, mózg pracuje i on nam potrafi różne ciekawe pomysły podpowiedzieć, różne wnioski, wspomniane przeze mnie wcześniej analogie, historie – to się wszystko tworzy, kiedy nie zajmujemy się pracą, więc żeby pisać, trzeba trochę nie pisać. Jakkolwiek to brzmi, to na pewno to rozumiesz i bardzo polecam to wdrażać w życie. Jak wdrożysz, to też będę chętna, żeby usłyszeć feedback, czy to tak u Ciebie też działa. Ale tak jak patrzę na twórców internetowych, znajomych, to każdy chwali zwyczajne spacery jako coś, co jest tak doskonałą higieną mózgu, że naprawdę kończy się kurwa googlowanie: „Jak mam mieć więcej energii”, „Jakie mieć pomysły na posty” i te sprawy. Najlepsze rozwiązania są najprostsze w tej kwestii.

Regularność

Trzeci dobry nawyk twórcy to regularność. Nie mówię o regularności publikacji, tylko o regularności tworzenia. Oczywiście każdy znowu ma inaczej. Jeden jak wypadnie z rytmu, to mu to w ogóle nie robi, on po dwóch tygodniach wróci, zacznie pisać i dalej wpadnie w ten cug tworzenia. Ja niestety mam inaczej, czyli jak już na jakiś czas przestanę, to mi tak po prostu podupada, nie że samoocena, tylko zapał do robienia tego. Zapominam kompletnie, nie chce mi się, trudno mi się przemóc, mimo że wiem, że wystarczy zacząć i potem się robi, to im dłużej tego nie robię – jak w przypadku każdego innego nawyku – no to bardzo mi się nie chce wracać.

I tutaj znowu przychodzi mi z pomocą Marta Dziok-Kaczyńska i ta akcja, którą ona rozpromowała, czyli 400 słów dziennie. Ja nie piszę codziennie 400 słów, ale teraz piszę każdego dnia cokolwiek. Bardzo dużo piszę dla klientów, ale jako że już mam pięknego bloga teraz i też chcę na niego pisać, no to staram się na niego pisać też. Nawet jeżeli to jest notatka w telefonie. I ta regularność jest naprawdę megaważna, mimo że to na co dzień nie jest sexy w ogóle. To nie jest coś, czym tak się można chwalić, można ubrać w piękne słowa w poście na Instagramie i się zachwycać, ale tak na co dzień to jest takie rzemieślnictwo. Czasami się wypuszcza z siebie naprawdę taki szajs… no ale potem się go redaguje i jakoś to wychodzi. Tak że nie można się zrażać, czasem trzeba się przemóc, i to znowu jest taki banalny sposób, ale moje doświadczenie mi pokazuje, że działa.

Ja to mówię z pewnym odkryciem, bo naprawdę się czepiałam różnych rzeczy, żeby usprawnić proces tworzenia, a tu się okazuje, że ja mam zapisać pomysły, że mam telefon mieć w innym pokoju jak piszę, że mam wychodzić do lasu, że mam trochę pary z siebie wypuścić, czasem poprzeżywać coś, nie być ciągle online. I nagle mam wenę i dziesięć pomysłów mi przybyło w tym tygodniu na posty, choć nie publikowałam od dawna. A nagle mam jeszcze chęć, żeby publikować na Linkedinie na przykład, nie cisnę siebie już o tworzenie rolek, bo się skupiam na pisaniu, i w ogóle jakiś focus nagle przyszedł.

To jest wszystko tak proste, tylko jest też trudne (Boże, Agata Coelho).

Natomiast nie ma takich rozwiązań prościutkich, do których my jesteśmy przyzwyczajeni. Jednak trzeba jakiś wysiłek włożyć właśnie w tę regularność, w to, żeby się oderwać od telefonu, bo to wszystko tak działa podświadomie bardzo i na automacie. Tylko jak już wyjdziemy z tej ścieżki i nowe nawyki zrobimy, to będą efekty. Ja jestem o tym przekonana i chciałabym Cię z tą myślą zostawić: jestem przekonana o tym, że jak to zrobisz, to na pewno dostrzeżesz poprawę, bo po prostu wtedy dbasz o swoją głowę. Po pierwsze – wrzucasz z niej fajne pomysły na papier, więc nie masz tego niesmaku, że znowu o czymś zapomniał_ś i tego nie ma. Po drugie – wychodzisz na dwór, nie masz rozpraszaczy, dotleniasz mózg, więc masz więcej energii do pracy, więc tworzysz, no i masz większą ochotę, aby być regularnym, widzisz tego efekty, bo nagle się pojawiają publikacje, których dawno temu nie było. Tylko jednak trzeba tego RAM-u trochę w głowie na pisanie mieć, bo to nie jest tak, że ta nasza głowa wszystko pomieści.

Jak bardzo, bardzo długo nie masz ochoty na pisanie, myślisz, że nie masz czasu, a Ty chcesz wewnętrznie to robić, to znaczy, że czegoś jest za dużo i może z czegoś trzeba zrezygnować, a to jest kolejna lekcja, więc może w następnym podcaście, żebym Cię już tutaj nie zagadała. Tak że dziękuję bardzo za słuchanie. Myślę, że bardzo sprawny odcinek nam wyszedł i że pani montażystka nie miała bardzo dużo tutaj do roboty, a ja porzuciłam kontrolę. W ogóle na jakim chilloucie gadałam i tak, to będzie fajna przygoda, myślę, dalsza z Podkastynacją. Mam nadzieję, że dla Ciebie słuchaczu i słuchaczko również. Do usłyszenia. Słyszymy się niebawem. Heja!

Listy od Agaty

Za dużo presji w tworzeniu do neta?
Pozwól mi ją z Ciebie ściągnąć.
Zapisz się!

Wyrażam zgodę na przetwarzanie podanych danych w celu otrzymywania newslettera od Agaty Borowskiej. Szczegóły przetwarzania danych znajdę w polityce prywatności.