Gar melisy, dziara i rzeczy bez sensu
Gdy dodałam ostatnio wpis na blog, poczułam, jakbym wypiła gar melisy.
Albo lepiej: wypiła gar melisy, a potem idealnie wyważoną porcję kawy. Taką co pobudza, ale nie za bardzo.
Co za zasób – móc w sobie wywołać taki stan, nie zażywając żadnych substancji. Wątroba lubi to!
**
W połowie 2024 będę świętować 10 urodziny bloga. Dziesięć lat to szmat czasu i sporo się zmieniło, ale najważniejsze zmienia się dopiero teraz – wreszcie rozumiem, że po prostu mogę odpalić edytor tekstowy i dodać coś na swoją stronę.
- Nie musi być pod SEO.
- Nie zawsze musi odpowiadać na pytania i potrzeby odbiorców.
- Może być tylko i AŻ po to, żebym po publikacji doświadczyła stanu jak po wypiciu zestawu: gar melisy + idealnie wyważona porcja kawy.
Czy to pułapka zastawiana przez mózgi twórców contentu? Jeśli już masz pisać, a już w ogóle publikować, to tylko z sensem, przekazem i CTA! Czy może chodzi o niepozwalanie sobie, szukanie wymówek i spraw ważniejszych niż prosta radość?
**
Stawiam sobie za cel robienie czasem rzeczy bez celu. Bez tych dorosłych, ambitnych zamiarów, gdy zaczyna mnie od nich mdlić. Dla samego uśmiechu, dla: Ale to było głupie i tak się z tego cieszę :D. Przykład? Wersy z piosenki, z której ryję regularnie od 2008 roku – do końca życia na moim ciele.
Od 2008 roku: czyli matury. Egzaminu dojrzałości. Chyba wzięłam tę dojrzałość za bardzo na poważnie. A ona ma mieć swoją niepoważną odsłonę, żeby ładować baterię tej całej dorosłej odpowiedzialności. Ma się w niej mościć król Julian ze swoim kultowym:
Teraz, prędko, zanim dotrze do nas, że to bez sensu…!
Król Julian
To jest call to action tego tekstu.
Chciałam zrobić sobie kakao z ashwagandą na dobry sen, ale najpierw kliknę „Opublikuj”. Może kakao nie będzie już potrzebne.