Droga Redakcjo, chcę wejść na salę z dzieckiem!

Kategoria:

Droga Redakcjo,

 Przychodzę do klubu fitness z dzieckiem. Nie mam z kim go zostawić w domu. Ostatnio moja córka nie chciała zostać w klubowym przedszkolu i bardzo obstawała za tym, by wejść ze mną na zajęcia indoor cycling. Okazało się jednak, że nie mogła tego zrobić – instruktor nie wyraził zgody. Jestem pewna, że moja córka byłaby grzeczna i nie dawała oznak swojej obecności na sali! Skąd takie zasady?

Żaneta

***

Witaj, Żaneto. Dziękujemy za list i poruszenie tego ważnego tematu. W ramach odpowiedzi mamy dla Ciebie dwie historie i mały komentarz, aby pokazać Ci tego typu sytuacje z innej strony.

Zajęcia trwają już dobre 5 minut, a przed drzwiami studia IC rozgrywa się prawdziwy dramat. Dziecko nie chce pozostać w przedszkolu, mama chce wejść na zajęcia. Panika, krzyk i stalowe nerwy dziewczyny z recepcji. Instruktor jest wywołany z sali, by rozstrzygnąć sprawę. Mówi, że zajęcia się już zaczęły, podaje kilka rzeczowych argumentów, że skoro mama pierwszy raz, to zapraszamy następnym razem… Jednak w obliczu spojrzeń: jednego błagalnego (recepcja), wkurwionego (matka), zaryczanego (dziecko) serce mięknie i w ramach wyjątku instruktor, matka i dziecko zawierają niepisaną umowę o zachowaniu się w tym przypadku na sali.

Instruktor ma w głowie, że w sumie dobrze zrobił, bo może ta mama naprawdę miała teraz jedyną szansę zrobić coś dla siebie, a że nie ogarnęła dziecka, to już nie sprawa instruktora. I że tak naprawdę nie jest to czas dla niej, bo będzie patrzeć na młode. Nie jego też  zmartwienie, że dziecko odmawia oddania matce butelki z wodą… Za późno, by zmieniać decyzję. Teraz wystarczy mieć tylko oko naokoło głowy.

Jak należało się domyśleć, ten wyjątek poruszył lawinę. Przy innej okazji kolejna matka, stała klientka, bardzo chciała wejść na salę z dzieckiem. Kolejna niepisana umowa, młode w kącie sali, początkowa cisza. Zajęcia przebiegały idealnie, do czasu ogromnego płaczu dobiegającego z miejsca, gdzie siedziała latorośl. Kto powinien zareagować? Najprędzej zrobiło to dziecko, które – nie dziwota – przeleciało błyskawicznie przestrzeń między rowerami, by poskarżyć się mamie na powód płaczu. Opanowanie sytuacji wymagało od matki przerwanego treningu. Od instruktora – chwili na przywrócenie klimatu.

Jak udało nam się ustalić, obie sytuacje skończyły się dobrze, bez przykrych konsekwencji. Mogło jednak być inaczej, co nietrudno sobie wyobrazić, mając w głowie ciężar roweru, pedałów i wreszcie – odszkodowań.

Rozumiemy, że czasami naprawdę trudno jest rodzicowi znaleźć czas tylko dla siebie i wybrać się na zajęcia bez dziecka. Dorosły chciałby też w stu procentach ręczyć za to, że dziecko przez godzinę będzie w stanie przyglądać się, co robi rodzic, i nawet nieświadomie nie stworzy dla siebie zagrożenia. To jednak na tyle poważna sprawa, że wielu instruktorów woli dmuchać na zimne. Nie wynika to z braku grzeczności, ale z troski: o dziecko i o każdego uczestnika, który chce we względnym spokoju przeżyć godzinę pedałowania. Warto popracować nad tym, by dziecko zostało przez godzinę w miejscach klubu dla niego przeznaczonych: w przedszkolu lub na zajęciach dla niego. To na pewno ciekawsze niż patrzenie na dwadzieścia spoconych dorosłych. 😉

Polecamy się, Redakcja

Listy od Agaty

Za dużo presji w tworzeniu do neta?
Pozwól mi ją z Ciebie ściągnąć.
Zapisz się!

Wyrażam zgodę na przetwarzanie podanych danych w celu otrzymywania newslettera od Agaty Borowskiej. Szczegóły przetwarzania danych znajdę w polityce prywatności.