Detoks cukrowy: wrażenia po pierwszym tygodniu

Kategoria:

Jest wiele innych spraw, o których chcę Wam opowiedzieć i wrażenia z pierwszego tygodnia detoksu cukrowego absolutnie nie są priorytetem, ale mogą wnieść do Waszych żyć więcej niż moje wynurzenia, które pojawią się tutaj w najbliższym tygodniu (padło mi na głowę nieźle, a że mam bloga, to mogę Was wszystkich uprzedzić za jednym zamachem koła zamachowego, masło maślane, dzień dobry).

Otóż!  Jak widać, spore ubytki cukru w diecie mogą wpłynąć na esy floresy językowe. Domyślam się jednak, że bardziej Was interesuje, co poza stylem pisania zmienia się w ciągu tygodnia życia z mniejszą ilością węglowodanów na talerzu, więc wydobywam pozostałości koncentracji i już opowiadam.

Nie ukrywam, bałam się. Wygodniej byłoby poleżeć w strefie komfortu i tłumaczyć sobie, że trzeba zapchać się węglowodanami, kiedy się trenuje – a potem dziwić się przed lustrem, że znowu poszło w boczki. Czasem jednak warto podjąć decyzję poza swoją świadomością, zaufać intuicji i zacząć działać.

Tak też zrobiłam. Nie doświadczyłam ogromnego spadku energii czy ochoty na słodkie – może dlatego że od jakiegoś czasu wielu rzeczy węglowych nie mam w jadłospisie. Jednak nie będę szpanować, jak to lekko szło, bo łatwo nie było. Drugie śniadanie w postaci warzyw zamiast ukochanych o tej porze owoców nieco dawało o sobie znać. Nauczyć się żyć bez banana o jedenastej – to dopiero wyzwanie! (Oczywiście pozwoliłam sobie na niego po wysiłku, dla psychiki bardziej niż dla ciała). Mimo dbania o odpowiednią ilość tłuszczów, około szesnastej każdego dnia miałam ochotę zamknąć się na zawsze w jakiejś pieczarze (pieczarki są dozwolone na detoksie) i nie zakłócać światu spożywania cukru. Sytuacja zmieniała się na lepsze po opanowaniu faszerowanego kabaczka. Tego możecie się spodziewać, kiedy organizm się przerzuca na inne źródło zasilania – mały zjazd jest wręcz pewny. Trzeba to przetrwać, żyć ze sobą w zgodzie i cierpliwie tłumaczyć organizmowi, że to dla wyższego dobra.


Moje efekty po tygodniu: dużo energii mimo wielu kilometrów w nogach, brzuch w lepszej formie, brak zatrzymywania wody, ładniejsza skóra, brak chęci na słodycze.


Z sucharów – anegdotek, jak to się na detoksie cukrowym żywiej reaguje na zapachy, jadąc przez miasto:

A: Mmm, piekarnia, czujesz?

M: Hmm, to skup złomu… I wulkanizacja.

Osoby, które też detoksują: jak Wam idzie?

Oczywiście największą zaletą odcukrzenia jest to, że żaróweczki różne się zapalają w głowie, więc kolejne notki wprowadzą trochę świeżości w bloga: pojawią się sporty i zajawy, jakich tu jeszcze nie było!

Listy od Agaty

Za dużo presji w tworzeniu do neta?
Pozwól mi ją z Ciebie ściągnąć.
Zapisz się!

Wyrażam zgodę na przetwarzanie podanych danych w celu otrzymywania newslettera od Agaty Borowskiej. Szczegóły przetwarzania danych znajdę w polityce prywatności.