Co zrobisz, gdy w Twoim ogrodzie zaszyje się zalękniony pies? Zakładając, że nie jesteś zwyrolem i masz warunki, pewnie o niego zadbasz.
Nie wyślesz go na zawody championów. Nie rozpiszesz mu planu treningowego, nie zabierzesz do behawiorysty. Nie każesz mu zostać psem zaprzęgowym, przewodnikiem zresztą też w takim stanie byłby kiepskim. Nie mówisz, żeby stróżował pod bramą.
Najpierw się przybyszowi przyjrzysz. Powiesz łagodnym głosem kilka słów i postarasz się zdobyć jego zaufanie. Wyciągniesz rękę, a jeśli zareaguje panicznie, wycofasz ją. Przyniesiesz wodę i jedzenie. Usiądziesz obok, pogadasz do niego, dasz mu czas.
Czasem się zniecierpliwisz, bo ile może siedzieć taki skulony i nigdzie się nie ruszać? Po co tu został, uciekłby lepiej, skoro i tak nie chce nawiązać kontaktu. Pewnie jest tu tylko dla żarcia! Innym razem weźmie Cię na refleksje i zaczniesz się zastanawiać: co też musiało się stać, że jest w nim tyle lęku? Oberwał od kogoś? Z kopa dostawał? Jeść mu nie dawali…?
No trudno. Wygląda na beznadziejny przypadek, ale trafił na Ciebie – ogarniesz. Dasz mu tyle uwagi i jedzenia ile trzeba. Zupełnie jakbyś czuł, że ten gamoń niedługo podejdzie do Ciebie na niskich łapach i poliże Cię po dłoni.
**
Gdy do Twojego ogrodu przybłąka się zalękniony pies, raczej nie wymagasz od niego robienia sztuczek czy stróżowania.
To dlaczego robisz to ze sobą?