Nie, nie mogę wszystkiego

Kategoria:

Ta myśl może przyjść do Ciebie chwilę po tym, kiedy zaczynasz poranną prasówkę. Jeżeli masz nawyk robienia tego analogowo i przy kawie czytasz drukowaną prasę (założę się, że nie), najpewniej uczucie, o którym będzie mowa, jeszcze tak mocno Cię nie dotknęło. Jednak jeżeli Twoja prasówka równa się scrollowaniu, myślę, że podświadomie zakodujesz sobie, że…

Możesz wszystko.

Prawdopodobnie powie Ci to coach, który opublikował kolejny wpis,  w którym fruwa metr nad ziemą, a utrzymuje go tam – a jakże – jego podekscytowany umysł. Stwierdzi tak znajomy z liceum, który właśnie wziął plecak i postanowił zwiedzać świat. Powie Ci to siłacz, który potrafi podciągnąć się na drążku… jednym palcem. Dotrze do nich również kobieta po czterdziestce, umiejętnie łącząca pracę na etacie, wychowywanie dzieci, rozkręcanie własnego biznesu i chodzenie z koleżankami na fitness. I ona również Ci to powie.

Jeśli zboczysz ze scrollowanej trasy, ujrzysz szereg innych możliwości. Darmowe kursy, tanie e-booki, rozpisane plany treningowe: wszystko w trosce o Twój rozwój. Dzięki jednym sprawnie będziesz zarządzał sobą w czasie, więc tak zarządzony, znajdziesz chwilę na kolejne ulepszenia. W wyniku filozofii, którą zczytujesz każdego dnia z reklam i internetowych twórców, stwierdzisz, że…

bohaterwszyscy

Mnie to boli. Albo bolało.

Jako człowiek bardzo nastawiony na rozwój, który chce umieć wszystko najlepiej i jak najwięcej, musiałam przyznać, że nie mam szans. Rozwój na kilku ścieżkach ostatecznie wymusiłby na mnie pozbawienie się snu, a jak tu na przykład trenować do maratonu nie śpiąc? Powtórzenie wycieczki na królewskim dystansie był jednym z pierwszych postanowień, którego realizację odpuściłam na rzecz totalnie niesportowej działalności. Czy da mi to większą satysfakcję niż medal na mecie? Nie wiem. Na razie po prostu nie bolą mnie nogi.

Czy muszę to robić, czy chcę?

Czy to, że teoretycznie możemy wszystko oznacza, że musimy tego chcieć? Czy naprawdę chcesz rzucić plecak i iść zwiedzać świat jak Twój kolega albo robić cuda na siłowni? A może po prostu nie lubisz swojej pracy i nie podoba Ci się stan Twojej kondycji? Możliwe, że wcale nie potrzebujesz aż tak wielkich zmian, na jakie odważyli się ci, którzy głośno o tym mówią. Możemy podziwiać innych, ale przecież sami nie musimy robić tego wszystkiego, co osiągnęli oni.

Priorytety

Kiedy natknęłam się na kolejny piękny blog, na którym dziewczyna pisze o fotografowaniu, dopadły mnie wyrzuty sumienia. I było to dwa dni po półmaratonie w Poznaniu, kiedy humor jak najbardziej dopisywał! Przeglądałam wpisy, widziałam idealne zdjęcia, które można robić także telefonem i pomyślałam: „jej, przydałoby mi się to na bloga i do planszówek…” Już zaczynałam planować, jak przejrzę cały ten blog, naczytam się porad, wprowadzę je w życie… a za sekundę dołujące uczucie: „Ale kiedy?”

I tak, ludzie z mocno spraną głową mogą powiedzieć mi, że powinnam dobrze sobą zarządzać w czasie, to na wszystko go znajdę. Z moich obliczeń wynikło jednak, że aby móc zgłębić fotografowanie (choćby tylko do celów blogowych), musiałabym zacząć pracować na pół etatu.

Oczywiście, że można zrezygnować z pracy, poświęcić się pielęgnowaniu wszystkich pasji i poczekać, aż te działania zaczną przynosić dochody. Jednak wolę płacić rachunki, nie mówiąc już o jedzeniu.

To właśnie ustalenie priorytetów pomogło mi pozbywać się wyrzutów sumienia, kiedy widzę kolejną propozycję kursu, który odmieni moje życie i ponadprzeciętnie je rozwinie albo gdy mam zwyczajną ochotę nauczyć się kolejnej nowej rzeczy, a czuję, że temu nie podołam. Nie wierzę, że „mogę wszystko”. Wierzę, że zrobię najlepiej jak mogę, ale maksymalnie dwie, trzy duże rzeczy. I to na nie poświęcam swój czas. Jak stwierdzić, co jest tego czasu warte?

Skoro chcę jeść i płacić rachunki, na tę chwilę pracuję na etacie.

Ważny jest dla mnie ruch, bo wiąże się ze zdrowiem – nadrzędną wartością – więc zdrowo jeżdżę IC, dzięki czemu mam dodatkowe fundusze.

Poza tymi dwoma rzeczami chcę się rozwijać, ale zamiast brać na głowę wszystko, co bym chciała, wybrałam Przystanek Planszówka w połączeniu z radiem i tylko jeden kurs internetowy, który ma podnieść moje kompetencje. Jako że jest po angielsku, odpada mi troska o dodatkowe godziny na język. W wolnych chwilach piszę na blog, gram, robię trening inny niż IC, bo na życiówki wciąż mam apetyt. Ale wiem, że one nie dadzą nic poza satysfakcją. A za satysfakcję warzyw nie kupię. No i bliscy – gdzie miejsce dla nich? Kto daje Ci tę moc? Będziesz rozmawiać z nimi tylko przy pospiesznym śniadaniu albo w trakcie wspólnego treningu, kiedy trudno wycisnąć z siebie jakąś głębszą myśl? Chcesz być kolejnym triathlonistą, któremu popieprzyły się priorytety i na swoje dziecko mówi Argon?

I tu następuje finał mojego rozwoju na tę chwilę. Mogę czytać, mogę się interesować, ale nie jestem w stanie zrobić wszystkiego, co wymyśli moja głowa, TERAZ. Mam nadzieję być zdrową i sprawną, a to daje mi pewien spokój, że zdążę poznać jeszcze kilka ciekawych rzeczy.


Uwaga! To, że uważam, że „możesz wszystko” jest naciągane, nie oznacza, że nie denerwuje mnie mówienie „nie można mieć wszystkiego”. To drugie zwykle nacechowane jest tłumaczeniem się, że czegoś nie zrealizowaliśmy albo poczuciem, że „mi się nie należy”. Należy Ci się, zapracuj na to. Można mieć i zdrowie, i dobrą pracę, i fajne małżeństwo, i psa, i inne zjawiska, które kojarzą nam się ze szczęśliwym życiem.


Na koniec dodam, że samo dążenie do czegoś i ulepszanie siebie jest świetne, niemniej często jesteśmy w to tak zapatrzeni, że  w ogóle nie zauważamy zmian, do których doprowadziliśmy. Jedni oczywiście wypatrują ich już po jednym dniu działania, a inni na przestrzeni tygodni nie potrafią wytłumaczyć sobie, że coś już się dzieje lepiej.

Że już łapiesz podstawy języka. Że już sypiasz lepiej, odkąd wstajesz o tej samej porze. Że to odstawienie cukru przełożyło się na Twoje samopoczucie. Że Twoje życie całościowo wygląda lepiej, nie tylko w tych fragmentach, które wciąż traktujesz jako niewystarczająco rozwinięte. Czy naprawdę uszczęśliwi Cię podciągnięcie się na drążku palcem?

Listy od Agaty

Za dużo presji w tworzeniu do neta?
Pozwól mi ją z Ciebie ściągnąć.
Zapisz się!

Wyrażam zgodę na przetwarzanie podanych danych w celu otrzymywania newslettera od Agaty Borowskiej. Szczegóły przetwarzania danych znajdę w polityce prywatności.