Utwory, przy których jechał każdy instruktor
Etaciaki drżą z niepokoju, żeby szef nie kazał zostać do 16:02, a licealne księżniczki planują, jak straconą dziś wieczorem godność stylowo odebrać w sobotę w biurze rzeczy znalezionych. Jednym słowem: piątek!
Jeśli dzisiejszy wieczór nie kończy się dla Ciebie melanżem, to prawdopodobnie wolisz czilałt 3xk: książka, kakałko, koc. Możliwe też, że kakao to masz w czterech literach i po całym tygodniu marzysz o tym, by szybciochem wskoczyć do łóżka i obudzić się dopiero jutro skoro świt przed teleexpressem.
Jeżeli żadna z tych opcji nie jest Ci bliska, to tym bardziej przybij mi piątkę: prawdopodobnie Twoja piątkowa vixa to godzina w studiu IC*. Dajmy się zatem ponieść piątkowemu klimatowi.
Chciałabym napisać: każdy instruktor w życiu chociaż raz pojechał do tych kawałków! Ale wtem podniosą sprzeciw Ci, którzy wolą muzykę klasyczną czy inne rockowe brzmienia i zarzucą mi generalizowanie. Cóż, tego ostatniego tutaj nie brakuje, ale okej – dziś zakładam, że bardzo wielu instruktorów młóciło te utwory na zajęciach. Z wyjątkiem tych wyjątkowych, którzy… powinni naprawić swój błąd i ich spróbować.
AGHARTA, czyli muza jak z Mario Bross. Kojarzyło mi się z moim imieniem, dopóki nie skumałam tekstu („Wszedłem w czarną dziurę, wszedłem w pustą dziurę”) i te skojarzenia jakoś przestały mnie jarać. To upodobanie muzyków do czarnych dziur (patrz: Supermassive Black Hole)… pozostaje mieć nadzieję, że uczestnicy zajęć nie analizują warstwy tekstowej piosenek, do których pedałują.
INSOMNIA. Kto nie miał ciar zaraz po ostatniej sylabie w „I can’t get no sleep” chyba naprawdę żyje tylko hard metalem.
TSUNAMI. Na polskie salony IC wkroczyła jakoś w 2013 roku. Każdy szanujący się instruktor wie, że są tam mosty na cztery i jak cieszy umiejętne wstrzelenie się w refren. W przeciwnym wypadku – jeśli nie kuma się pauz – lepiej udać, że nic się nie dzieje i w ogóle nie zaczynać nowej techniki przed tym największym… Kurczę, chciałam napisać „uderzeniem”, ale to przecież nie odda klimatu. Tam pierdolnięcie jest, a nie uderzenie. Ponad 183 miliony wyświetleń na YT. 1/4 z tego to instruktorzy (wymyślone info).
BOOYAH. W porównaniu z „Aghartą” to naprawdę świeżynka, choć też ma już swoje lata. Mój faworyt. Po kilkunastu godzinach z Booyah w tle świadomie unikałam jeżdżenia do tego, żeby totalnie go nie zajechać. W trakcie utworu mamy małe przyspieszenie, podczas którego uwielbiam zostawiać obciążenie podjazdowe i przez chwilę patrzeć, jak cyfry mówiące o pulsie szybują w górę niczym moja adrenalina jak ktoś znowu zajeżdża mi drogę, gdy mam zielone.
* Oczywiście obecność w studiu IC w piątek wieczorem nie wyklucza się z późniejszą imprezą. Przygotuj się jednak na to, że w klubie z piwem usłyszysz te same kawałki co w studiu IC, a wtedy będziesz cisnąć wave’y na parkiecie zamiast szejków.
Fot. Quinn Dombrowski