Z pamiętnika instruktora #4

Kategoria:

Wiecie co? Z całą sympatią do ludzi: cieszę się, że nie każdy decyduje się na zakup karnetu i nie każdy zakochuje się w Indoor Cyclingu.

Zapewne nie dziwi nikogo fakt, że dwie godziny Indoor Cyclingu potrafią przynieść więcej emocji niż 480 minut za biurkiem. Nośnikiem przeżyć wewnętrznych na zajęciach oprócz muzyki i postrzelonego instruktora są osoby bez mebli (persona non grata, przyp. wielbiciela sucharów).


Nie pamiętam, jak to wszystko się zaczęło. Czy ta dziewczyna weszła do sali trzy razy, czy może jednak pięć. Bo może pójdzie po koleżanki, a może jednak nie. Kiedy już weszła w ostatecznym składzie, postanowiła – sama będąc pierwszy raz – ustawić rower swojej siostrze.

Potem zapytała, jakiego rodzaju PRÓBA WYSIŁKOWA to będzie.

Kiedy moje rozbrojenie sięgało już górnych granic, a niekontrolowany wybuch śmiechu był niebezpiecznie prawdopodobny, persona zaznaczyła, że jej ogólnie niewygodnie, a po chwili cała sala wiedziała, że dziewczynę boli krocze. Zaręczam, że nie od roweru…

O dziwo wytrwała prawie do końca zajęć. Przed samym rozciąganiem zeszła z roweru i stwierdziła, że musi iść.

– Nie musisz.

– Muszę! Teściowa na mnie czeka! Pa!

Z teściową bałam się konkurować. Czym jest ból nierozciągniętego po wysiłku mięśnia w porównaniu z poirytowaną teściową, której synowa kazała tyle na siebie czekać…


Jeśli chcecie podzielić się jakoś anegdotą z zajęć – śmiało! Przedłużcie życie powodom do śmiechu, publikując je tutaj lub podsyłając gdzie bądź (tu lub tu) do mnie.

Listy od Agaty

Za dużo presji w tworzeniu do neta?
Pozwól mi ją z Ciebie ściągnąć.
Zapisz się!

Wyrażam zgodę na przetwarzanie podanych danych w celu otrzymywania newslettera od Agaty Borowskiej. Szczegóły przetwarzania danych znajdę w polityce prywatności.