Wypadanie z rytmu

Wypadanie z rytmu to nie dramat

Kategoria:

 

Wypaść z rytmu można przez podenerwowanie pierwszymi zajęciami indoor cycling albo dlatego, że nie do końca czuje się, jak ten rytm w ogóle ogarnąć. Czy można wobec tego być dobrym instruktorem?

Dziś będzie o wypadaniu z rytmu tak dosłownie. Bo tak w przenośni wypaść czasem lubię i o tym będzie za kilka dni. 😉

Wysłuchaj wersji dźwiękowej:

Pobierz odcinek podcastu

Music by Dural from Fugue

Indoor cycling: tempo i rytm

 

Na zajęciach indoor cycling muzyka i rytm grają dla mnie pierwsze skrzypce. Celowo podkreśliłam dla mnie, choć nie muszę tego robić (w końcu to blog – perspektywa autora). Są pewnie takie wariacje zajęć, na których rytm nie ma żadnego znaczenia, a już na pewno poczucie rytmu nie będzie przepustką na zajęcia. No, chyba że dla instruktora.

Rytm i tempo porządkują lekcję i wyznaczają intensywność, są więc najprostszym narzędziem do zbudowania zajęć. Bardziej pomagają niż szkodzą, o ile szkodzić w ogóle mogą. Mogą za to… nie tyle przeszkadzać, co okazać się zbędnymi.

Jak pokazać początkującym uczestnikom o co chodzi z jazdą w rytmie? Zwyczajnie: nogami. Jesteś odbiciem lustrzanym ludzi, więc jedziesz na lewą nogę, podczas gdy im zalecasz na prawą. Pomocny będzie cuening niewerbalny, kiedy to ręką wskazujesz „prawa-lewa”. Na pewno szybko zorientują się, jakie ma być tempo i jak wiele obciążenia potrzebują.

Niektórzy mają swój rytm. No i co z tego

Zima obfituje w trenujących indoor triathlonistów i kolarzy szosowych, którzy mają swój pomysł na trening, a jeżdżenie 65/70 RPM nie leży w obszarze ich zainteresowań. Bo szybko jest bardziej kozacko, więc trzeba trzaskać 110 RPM, albo po prostu: inny trening mają rozpisany, jest plan płynąć 90 minut na 85 RPM. A że akurat chcą to robić w grupie ludzi, która akurat ma inny trening – nic mi do tego. Mają swój cel? Spoko.

Ja raczej nie zachęcam nikogo do jechania z całą grupą tylko dlatego, że akurat muzyka o takim tempie ciśnie z głośników. A też nie robię nagle całego treningu w jednej kadencji, bo wśród pań średnia wieku 50 znalazł się przyszły Ironman. I nie stwierdzam też: „W sumie utwór ma 75 RPM, ale jedźta jak chceta”.  Po co zatem byłaby muzyka? Do pośpiewania, jak w aucie?

Jako uczestnik możesz zatem na luzaku zdecydować, czy zajęciowy beat Cię jara i uskrzydla, czy raczej masz go w poważaniu i będziesz jechać swoim tempem. Nikt się nie obrazi. Jako instruktor: prezentujesz strukturę zajęć i ich cel, a jeśli ktoś ma własny – spoko, masz jeszcze kilka(naście) osób na sali.

Instruktor bez poczucia rytmu?

Na szkoleniu na którymś tam poziomie (wpisz nazewnictwo swojej szkoły), prowadzący może zwrócić uwagę nawet na jechanie o pół bitu w tyle czy o pół bitu za szybko. W końcu masz być w elicie instruktorskiej w Polsce, więc żeby wstydu nie było, jedź w tempie. A już na pewno musisz to zrobić na egzaminie.

Czasem miałam wrażenie, że miejsce, w którym znajduje się stopa w czasie wybrzmiewania bitu to sprawa bardzo osobnicza. Niemniej pewne standardy ta stopa musi spełniać.

Poziom podstawowy zalicza się już w przypadku zaszczycenia kursu swoją obecnością. Można nie mieć pojęcia o zaznaczaniu tempa czy już w ogóle o interpretacji muzyki i nie nauczyć się tego podczas weekendowego szkolenia, a na drugi dzień pracować jako instruktor. Bo przecież ma się papier. Ty masz papier, a ja utopijną nadzieję, że nawet, jak jeszcze nie do końca czujesz, jak wybić rytm, to chcesz się tego nauczyć.

Bo wyczucia rytmu można się nauczyć, choć nie dla każdego będzie to jednakowo proste. Do nauki przyda się osoba, która sama już tę umiejętność posiadła i zerknie fachowym okiem na pędzące nogi adepta. Żeby nie było, że się mądruję:  sama byłam przekonana, że z rytmem nie mam kłopotu. Do momentu drugiego poziomu szkoleniowego (tam, gdzie już płacisz więcej i masz egzamin), kiedy spece stwierdzili, że na podjazdach wszystko spoko, ale wypadam z rytmu na płaskim terenie. Och, moje biedne serce indoorowe i duma. Na szczęście wystarczyło popracować z obciążeniem i problem się rozwiązał.

 

Gorzej jakby dysk wypadał

Czy bez poczucia rytmu można być dobrym instruktorem? Nie lubię takich czarno-białych odpowiedzi, zupełnie jak z określaniem, przy jakiej liczbie godzin instruktor jest profesjonalny… Jeśli Twoje zajęcia nie będą bazować na jeżdżeniu w tempie utworów, może jest to Ci zupełnie zbędne? Ja jednak, jako fanka dobrych analiz muzycznych na zajęciach, gorąco polecam do zdobycia tej umiejętności.

Jeśli chcesz zostać instruktorem, lepiej poczucie rytmu mieć, niż nie mieć, dlatego przy brakach trzeba poćwiczyć. Praca z muzyką staje się wówczas prostsza i bardziej przyjemna, więc nawet sobie ułatwiasz robotę.

Ale nie ma co robić z wypadania z rytmu dramatu. Naprawdę, gorzej, jak dysk wypadnie. Albo ciężarówka z trasy czy kot z okna. 

 

Listy od Agaty

Za dużo presji w tworzeniu do neta?
Pozwól mi ją z Ciebie ściągnąć.
Zapisz się!

Wyrażam zgodę na przetwarzanie podanych danych w celu otrzymywania newslettera od Agaty Borowskiej. Szczegóły przetwarzania danych znajdę w polityce prywatności.