To, czego nie lubisz dziś, jutro możesz pokochać

Kategoria:

 W moim środowisku dużo się myśli i mówi o osobach, które chwalą się różnymi sferami swojego życia w internecie, ale trzeba jedną rzecz przyznać: poinformowanie setek ludzi o jakimś przedsięwzięciu zobowiązuje i dlatego absolutnie nie żałuję, że przyznałam się do niecnego czynu, jaki mam zamiar popełnić w lipcu. Dzięki temu wiele osób, choćby przed zajęciami IC, pyta mnie, jak idą przygotowania do triathlonu, a ja z uśmiechem wstydnisia odpowiadam: „Jeszcze nie byłam na basenie…”

Ups! Trzeba zmienić zaprogramowaną odpowiedź. Otóż byłam.

Lubicie robić nowe rzeczy? Poznawać nowych ludzi i zdobywać nowe umiejętności? Tak? To witam w klubie. Dzisiaj jest to klub basenowicza.

Całkiem przyjemne to miejsce, muszę przyznać. Stwierdziłam to już po tym, jak w miarę miła pani nie kazała mi płacić za wypożyczenie czepka, a potem cierpliwie – wraz z koleżanką – wytłumaczyła mi co i jak. Nie, nie opowiadały o stylach pływackich, ale wiedza o tym, gdzie zmienić obuwie, była równie wartościowa. Później chyba z pięć osób do mnie zagadało (w ciągu kilkunastu minut), co w naszym społeczeństwie nie jest zachowaniem naturalnym, więc na jeszcze większym lajcie niż ten, z którym zwykle uderzam do ludzi, upewniłam się u kogoś: „Jeden basen to 25 metrów?”.

Tak to już jest w sportowych i rekreacyjnych społecznościach. Niedowiarki mogą sprawdzić na biegach, Masach Krytycznych czy w grupach chadzaczy nordic walking, jaki panuje klimat wśród ludzi, którzy stresy i kompleksy zostawiają choć na chwilę w innym miejscu. Uprzejmość, uśmiechy i tęcza (nie udało się trzeciego na „u”).

Miałam zakodowane w głowie, że nie lubię pływać, bo… nudno. Jednak czego się nie robi, aby ukończyć 1/4 triathlonu, a nie fotografować innych, jak zmieniają kąpielówki na stroje kolarskie! Odpowiednio nastawiona głowa miała przeczucie, że dzisiejsze nałożenie ciasnego czepka może zaowocować nowym spojrzeniu na sprawę i – tak jak się spodziewałam – odpowiednie ciasne nakrycie głowy pozbawiło mnie nie tylko resztek urody, ale również przekonania, że pływania nie rozumiem nawet bardziej niż „Ferdydurke”.

Nie zniechęciły mnie nawet bliskie spotkania wody z krtanią i to, że oddycham bardziej biegowo niż pływacko. Z błękitnego zbiornika wyszłam bogatsza o najpotężniejszy skurcz w łydce od gimnazjum i jednocześnie cudownie podbudowana myślą, że moim jedynym zmartwieniem co do pływania w Brdzie będzie to, jak uniknąć kopa w brzuch od innych pływaków (choć bardziej doświadczone źródła podają, że najgorsze są kopniaki w głowę).

Bo tak liczę chyba trzydziesty raz, ale 42 baseny o długości 25 metrów to naprawdę jest 1050 metrów, więc nawet żabką, ale jakoś z tej Brdy się wyczołgam bez zażywania skrzeloziela na śniadanie.

Zatem do dzieła! Może się okazać, że to, do czego uprzedziłeś się pięć lat temu, teraz jest całkiem zadowalające*. I to wcale nie dlatego że zaniżyłeś oczekiwania.

*Była dziewczyna może być już niedostępna.

Listy od Agaty

Za dużo presji w tworzeniu do neta?
Pozwól mi ją z Ciebie ściągnąć.
Zapisz się!

Wyrażam zgodę na przetwarzanie podanych danych w celu otrzymywania newslettera od Agaty Borowskiej. Szczegóły przetwarzania danych znajdę w polityce prywatności.