Terenowa Masakra. Bo po co biegać bez przeszkód…

Kategoria:

 

 

– Normalni ludzie nie wstają o siódmej w niedzielę… A jak wstają to nie po to, żeby się potaplać w błocie.

Tak optymistycznie rozpoczęło się dziś śniadanie. W końcu nadszedł siódmy dzień czerwca. Niedziela, na którą czekali(śmy)!

O dziewiątej odebrali pakiety startowe w Myślęcinku na Różopolu i stamtąd też – godzinę później – ruszyli w fascynującą dziesięciokilometrową podróż z przeszkodami.

Obie persony, którym oddaję dziś głos, gościły już na tym blogu, więc możecie ich kojarzyć. W Terenowej Masakrze wspierałam dziś mentalnie Współdetoksiaka i KzB.

Kasia

 

Współdetoksiak

Cechy szczególne: kontuzja, niebieganie, mocna głowa.

Przygotowania: Nie biegała. Planowała truchtać po lesie, ale to była tylko myśl, bo wiadomo, jak to jest z jej bieganiem – szybko jej się nudzi i nie lubi sama. No chyba że to Terenowa Masakra, gdzie co chwilę coś się działo. Przed nią  robiła treningi obwodowe, skakała i robiła sprinty  w piasku. Dwa razy w tygodniu chodziła na Indoor Cycling. O wydolność się nie bała, ale o kolano.

Po co ta Masakra?

Bo jestem hardkorem. O spartanie przeczytałam i się zajarałam… Ale wtedy akurat siedziałam w gipsie. Potem dowiedziałam się o Terenowej Masakrze, pogadałam z fizjoterapeutą i stwierdziłam, że zaryzykuję.
[W tym miejscu chciałabym pozdrowić swojego ortopedę, który kazał mi się zamknąć… na basenie do końca życia].
Chciałabym podziękować wszystkim, którzy pomogli mi podnieść dupsko przy ściankach wszelkiego rodzaju. Bez nich nie zaliczyłabym tych przeszkód.

To fajna zabawa i fajnie biec dla samego przeżycia, nie mieć stresujących celów itd. Nie czytałam, jakie będą przeszkody, więc nie wiedziałam do końca co mnie czeka. Po ściankach najbardziej podnosiło mi się tętno i wtedy, gdy trzeba było się wspinać pod góry (chociaż wspiąć się pół biedy, ale co potem – blokada w głowie, jak zejść?)

Wpływanie do jeziora (oprócz smrodu) było spoko, a zaraz potem piasek… Wyglądaliśmy świetnie. Belki w jeziorze też mi się podobały.  Bałam się jak będzie się biegło w tych butach ciężkich od wody, ale popierdziało i można biec dalej! Ludzie bardzo pomocni, wystarczyło zagadać. Każdy się wzajemnie dopingował, wolontariusze super się sprawdzali.

Przybiegłam i pomyślałam: „już?” Ale to dlatego ze nie biegłam cały czas. W przerwach sobie szłam albo truchtałam bardzo powoli. Pewnie bym zdechła po drodze, gdybym nie przemieszczała się zachowawczo. Opona do przeciągania też była dla mnie lekka. Ale… za dzieciaka potrafiłam zasuwać  po drabinkach, a dzisiaj wymiękłam i to było jedyne miejsce, w którym doliczono mi czas.

Po jednej ze wspinaczek zawodnicy musieli zaliczyć zjazd po mokrej folii. Jeden gościu specjalnie się wspiął po raz drugi żeby jeszcze raz zjechać – nie mogłam ze śmiechu, jak usłyszałam tę relację i wyobraziłam sobie, jak zjeżdża.

A teraz wyobraźcie sobie, że cały zaendorfinowany Współdetoksiak siada na trawie, cała w błocie i innym badziewiu, i mówi teatralnym tonem: „Znajdź dwa brakujące szczegóły!”, po czym pokazuje dwa buty, w którym nie ma… podeszew. Zgubiła po drodze. Mój śmiech usłyszało całe Różopole. Tak wiele do stracenia na Terenowej Masakrze! I tak oto pożegnałam się z pierwszymi butami do biegania, jakie miałam. Macham im z dumą!

manibuty

 

Ja zrobię to za rok, bo mi się bardzo podobało. Lubię taka formę wysiłku. Lubię też walczyć ze swoim strachem i słabościami. Na trasie dziewczyna miała lęk wysokości, a wspięła się na wysokość 4 m – propsy dla niej. Jak lubisz tak pokonywać siebie i dostać w tyłek – chodź za rok.

Mateusz

KzB

Cechy szczególne: od miesiąca praca etatowa, tak dosyć z bieganiem, mocna głowa.

Przygotowania:
Zjadł kebab XXL z podwójnym mięsem poprzedniego wieczoru i popił dwoma browarami. Biega i chodzi na siłownię.

Po co Ci ta Masakra?

Lubię wyzwania i chcę coraz bardziej hardkorowe rzeczy robić. Chcę dotrzeć tam, gdzie dociera tylko garstka.

KzB po powrocie „pachniał” tak, jakby zaliczył całodzienny pobyt w jakimś niezbyt zdatnym do użycia jeziorze. Oczywiście w kontekście zadowolenia na twarzy i medalu na szyi nie miało to żadnego znaczenia – jak również to, że na widok W. i KzB dosyć fetny na co dzień kot najeżył się i uciekł za szafę.

-Dużo biegania, mało leżenia. Takie są moje wrażenia.

-A poważnie?

-Bagno to moja pasja. Dzień staje się lepszy jak Ci chlupoczą buty. Najcięższe były te wysokie, płaskie ściany (były też takie, w które można było wsadzić stopy). Podobało mi się przechodzenie po linach, przeskakiwanie przez bale zanurzone w wodzie . Ściany z lin też były fajne. Za rok też mogę to zrobić.

matbuty

Powiem Wam, że trochę zazdroszczę im stanu, w którym są… Mimo że teraz siedzą i rozprawiają, że jakby tam zrobili coś tak, a gdzie indziej coś inaczej, to by było szybciej i w ogóle. Ha ha. Dla mnie i tak rozwalili system.

Listy od Agaty

Za dużo presji w tworzeniu do neta?
Pozwól mi ją z Ciebie ściągnąć.
Zapisz się!

Wyrażam zgodę na przetwarzanie podanych danych w celu otrzymywania newslettera od Agaty Borowskiej. Szczegóły przetwarzania danych znajdę w polityce prywatności.