spanie w aucie

Spanie w aucie na wakacjach – kilka wskazówek

Kategoria:

 

Spanie w aucie, nawet jeśli to zwykła osobówka, a nie kamper, kojarzy mi się z totalną wolnością i bliskim kontaktem z przyrodą. Zeszłoroczną podróż do dziś wspominam jako najlepszy urlop w życiu i to głównie dlatego, że organizowaliśmy ją od podstaw. Do tych podstaw zaliczało się również doprowadzenie samochodu do stanu, który mógł spełniać większość – swoją drogą nie tak dużych – wymagań swoich pasażerów.

Spanie w aucie na wakacjach – przygoda!

Jeśli chodzi Ci po głowie taka podróż, to dobrze trafiłeś. Poniższy podcast zawiera garść wskazówek, co zrobić, by w samochodzie spało się jeśli nie wygodnie, to chociaż przyzwoicie, a zapach świeżej kawy unosił się nad maską auta każdego poranka. Poniżej zaś znajdziesz transkrypcję – jeżeli wolisz czytać. 🙂

 

[Agata] Mieliśmy pomysł, żeby nazwać ten podcast „Wyduś to się z siebie” i to by było bardzo w naszym stylu, bo stwierdziliśmy, że będziecie tego słuchać w wiadomych miejscach. No dobra… Wiemy, że nie wszystkich takie żarty bawią.


[Mateusz] Jak nie?! Nie wszyscy chcą się do tego przyznać…


[A] W tym odcinku podcastu chcielibyśmy trochę powspominać i poopowiadać o tym, jak byliśmy jesienią 2017 roku na naszej trzynastodniowej, dwunastonocnej podróży po Europie. Mamy też praktyczne wskazówki dla tych z Was, którzy może kiedyś też będą chcieli się wybrać samochodem w dłuższą podróż (i w tym samochodzie spać), a nie mają jeszcze kampera (albo po prostu nie chcą go mieć) i woleliby spać w innych miejscach niż namiot lub apartament.


Czy jest coś miłego w takim nocowaniu w samochodzie? Czy jest zimno, jeżeli się jedzie jesienią, bo my to zrobiliśmy w drugiej połowie października. I czy w ogóle idzie to przeżyć, czy wraca się jako trup…
W tym podcaście będzie można o tym usłyszeć!


Jak przygotować samochód do podróży?


Nie będzie godzinnego wykładu – tylko praktyczne wskazówki. Zakładamy, że wiecie o nalaniu płynu do spryskiwaczy i o regularnym uzupełnianiu oleju.


[M] I wziąć na zapas litra.
[A] Litra oleju!
Najważniejsza sprawa – spanie. Jak to zrobić, żeby spać w pozycji horyzontalnej, ale nie na rozłożonym fotelu…


[M] Trzeba sobie skonstruować stelaż!


[A] To może nie być wcale takie proste…


[M] Trzeba na to dwóch dni roboczych, tak minimum. No i dobrze też mieć obok jakiś warsztat, ale to nie jest konieczne. Jak znacie kogoś, kto ma kawałek ogródka, to można wprosić się za zgrzewkę piwa i tam pracować. Bo pod blokiem to raczej średnio…


Stelaż najlepiej zrobić z drewna, bo drewno się najlepiej obrabia. Stelaż, który zbudowałem, składał się w dużej mierze z odpadów płyty wiórowej. To nie był najlepszy materiał, ponieważ płyta wiórowa ma ograniczoną wytrzymałość i nacisk punktowy powoduje wyrwanie zawiasów. Rama była przykręcona w miejscu foteli tylnych w samochodzie. Wymontowałem je, zostały cztery uchwyty na śruby – do tego były przymocowane klocki. Potem dobudowałem stelaż tak, żeby pod spodem mieć jeszcze miejsce na bagaże typu jedzenie, kuchenka do gotowania czy buty zapasowe… Nie chciałem by to wszystko się wokoło mnie i Agaty walało, gdy będziemy jechać, spać albo przebywać z tyłu. Nie chciałbym leżeć wśród plecaków i innych gratów.


Pomysł był taki – zrobić klapy otwierane z góry, żeby zyskać dostęp do rzeczy, które są pod spodem. Wszystko było obite tymi płytami wiórowymi przykręconymi na zawiasach, takich jakie znalazłem. Było w miarę równo. To wersja dość budżetowa… Jedyny mankament, który bym wymienił teraz, to płyty wiórowe w miejscu, gdzie była kanapa…


[A] Tak jakbyście wysiadali z tylnego siedzenia, to my tam akurat spaliśmy. Zdarzało nam stamtąd wysiadać i już za pierwszym razem jedna płyta ucierpiała.


[M] No właśnie… Jak się oprzesz o taką płytę, to ona po prostu tego nie wytrzyma i się złamie. Samochód jednak jest nieregularny, nie jest jak dostawczak, który ma dość prostokątne wszystko i można ładnie to dopasować. A to była Honda CR-V pierwszej generacji, taki trochę czołg… I te wszystkie nierówności trzeba było obłożyć płytami. Dało radę ugrać w sumie dwa metry, tak żeby wyprostować się swobodnie, a nie leżeć w pozycji embrionalnej. Gąbka mogłaby być trochę bardziej miękka. Mieliśmy taką trzycentymetrową gąbkę, jak na leżakach plażowych – to nie było wygodne. Na to poszedł jeszcze śpiwór, na nas też był jeden śpiwór i poduszki. I to byłoby na tyle.


[A] Biodro w sumie bolało trochę po pierwszej czy drugiej nocy, potem już było w porządku. Jak mówimy o śpiworach, to od razu rozwiewamy wątpliwości – na południu Europy w połowie października jest jeszcze ciepło. My przejechaliśmy Słowację, Węgry, Chorwację i wracaliśmy przez Słowenię, Austrię i Czechy. Tak naprawdę dopiero w Czechach robiło się trochę chłodno nocą. Na Słowenii trafiły się dwa deszczowe dni, ale nie były zimne. Nie było z tym absolutnie kłopotu, nosy nam nie marzły w samochodzie.


[M] I jeszcze fajna rzecz odnośnie stelaża – da się go wymontować, odkręcając tak naprawdę cztery śruby, składając lekko klapę, i wyciągnąć w całości. Jeśli jest gdzie go przechować, w garażu czy innej skrytce, to można go przezimować do kolejnej wyprawy. Wystarczy wkręcić z powrotem oryginalne siedzisko i podróżować, jakby nigdy nic się nie stało.
Z takich udogodnień warto też sobie sprawić firankę lub zasłonkę. Wystarczy kawał długiego sznurka kupionego na metry, do tego jakaś tkanina z oczkami, przez które można przewlec ten sznurek. Można zyskać trochę intymności, aby nikt nie zaglądał, gdy śpimy. Wiadomo, nie wszystko idzie ładnie dopasować, aby zakryć te okna – tym bardziej, że nasze nie są przyciemniane. A na front warto wrzucić zasłonę przeciwsłoneczną. Na zimę ludzie też ją stosują. Nie jest droga, kosztuje jakieś dziesięć złoty, a daje trochę prywatności, zakrywa nas i odbija światło. Nawet jak jest cieplej, to nie ma takiej sauny w środku.

Warto wziąć ze sobą ładowarkę samochodową do laptopa. Jak już jest ciemno, a najgorzej jak pada, to warto mieć chociaż laptopa, żeby jakiś film obejrzeć. Taka ładowarka się przydaje, bo kiedy jesteśmy w trasie, komputer się ładuje, a gdy już jesteśmy na miejscu, mamy naładowaną baterię. Nie musimy przez to korzystać z prądu, który jest dostępny na kempingu, czyli płacić dodatkowo. Jesteśmy liczeni po prostu jako ludzie plus samochód, a nie jako kamper, do którego dolicza się brudną, szarą wodę i jeszcze dodatkowo prąd. To nas wszystko omija. De facto samo podróżowanie jest tańsze…


[A] Płacimy za benzynę, płacimy za gaz – zależy jakie paliwo i jaki podtlenek cebulionu czy tam cebuli, o!


[M] Tak, nam się akurat udało jechać na LPG przez całą drogę, gdyż kraje, w których tankowaliśmy, mają taki sam typ wlewu do gazu, jak w Polsce. Nie było problemu z dziwnymi przejściówkami. Chociaż takie przejściówki nie są drogie, za jakieś 25 złotych można kupić cały komplet do wszystkich „gaz stacji” w Europie. Nie ma problemu ze znalezieniem gazu, jedynie w Austrii było gorzej, ich chyba stać na paliwo.


[A] Ale jak już zatankowaliśmy, to samochód zachowywał się jakby na benzynie jechał. Na pewno jest to gaz lepszej jakości.


[M] Mają takie małe butelki z gazem, ale to ich paliwo rakietowe było super jakości. Ciężko je znaleźć, bo nie ma go na każdej stacji. Jak już jest to warto się zatrzymać – nawet jak mamy zapas – i tankować do pełna, bo austriacki gaz jest bardzo dobry.


[A] Tworzenie takiego stelaża w samochodzie kosztuje co prawda dwa dni życia, ale za to zaoszczędzacie mnóstwo czasu na rozkładaniu i zwijaniu namiotu, który ewentualnie byłby z Wami, który byłby miejscem spania. Tu idziemy sobie na tylne siedzenie i śpimy. Jeżeli wybierzecie się w taką podróż to znaczy, że lubicie polowe życie, gdzieś tam, blisko przyrody, bo nawet te kempingi blisko centrum często są usytuowane na zielonych terenach.


Co warto wziąć ze sobą?


Warto mieć ze sobą kuchenkę, która pozwoli nam rano spożyć ciepłą kawę, bez ponoszenia dodatkowych kosztów. Można ugotować sobie makaron, ryż czy inne tego typu smaczki. My nie narzekaliśmy na nudę, a mało jedliśmy na mieście, z tego, co pamiętam. Mieliśmy ze sobą dużo typowego pożywienia potrzebnego do przeżycia na kempingu – fasolkę po bretońsku ze słoika, gotową do odgrzania.


Jeszcze jedna rzecz, którą zignorowałam, a Mateusz widział na promocji w Biedronce, czyli krzesełka polowe. Skończyło się to tym, że powiedziałam: „Nie, nie… Nie bierzemy, po co jeszcze coś chować w samochodzie!”. I potem siedziałam na wiadrze przykrytym deską, co też było urokliwe…


[M] To była deska, która odpadła z stelaża.


[A] Ooo! To ta wiórowa decha jeszcze się do czegoś przydała! Widzicie, w tej podróży był totalny recykling.


[M] Z rzeczy, które jeszcze powinny się przydać – zbudowałem też wysuwany stelaż przyczepiany do bagażnika dachowego. To były po prostu rury plastikowe, chyba wodociągowe, białe. Jedne były większej średnicy, a drugie – mniejsze, chowały się w nich. Powstał taki łuk, kawałek prostokąta, który dało się wysunąć, i włożyć dwie tyczki. Mieliśmy taki mini ministelaż.


[A] Na to szła zielona płachta z Castoramy. To się płachta na pewno nie nazywa, tylko inaczej…


[M] Plandeka.


[A] Plaaaaandeka!


[M] Plandeka uniwersalna do przykrycia wszystkiego. Na ogórki czy na jakiś pojazd właśnie. Pomysł był taki, że jakby padało, to wysuwamy ten stelaż i zakrywamy plandeką. Można na przykład gotować albo usiąść sobie na świeżym powietrzu i jednocześnie nie moknąć. Wyjście było po prostu z bagażnika. Na szczęście się to nie przydało, bo nie padało.


[A] Na szczęście, bo nie zabraliśmy jednej części…


[M] Właśnie! Ja zapomniałem… Jeszcze przy pakowaniu przykręcałem na szybko stelaż do bagażnika dachowego, ale zapomniałem wziąć tyczki. W sumie mógłbym się poratować – pójść do lasu i znaleźć dwa w miarę równe kije. To też dałoby radę.


[A] Ale nie było to na szczęście potrzebne, bo akurat te dwa tygodnie były bardzo pogodne. Przeżyliśmy bez uszczerbku na zdrowiu, a wręcz zdrowie zostało podbudowane. Jednak przebywanie cały czas na świeżym powietrzu to jest coś niesamowitego, coś, czego my aktualnie nie doświadczamy jako społeczeństwo prawie wcale. Pamiętam, że przeżyłam traumę podczas pierwszej nocy w budynku, już po powrocie. Szczerze myślałam, że się uduszę – było tak nienaturalnie gorąco, nietypowo strasznie. Wolałam ubrać czapkę w domu i chodzić przy otwartym oknie. Najśmieszniejsze było to, jak organizm szybko się przyzwyczaja do innych warunków, które de facto okazały się lepsze.


[M] Było o wiele więcej powietrza, było słychać liście spadające na dach…


[A] Tak, na kempingu w Budapeszcie było słychać takie „tup, tup”. Miałam wrażenie, że koty chodzą albo coś takiego, a to liście spadały. Ten kemping był w górach. No świetna sprawa… Jeśli ktoś lubi takie klimaty to jest na pewno warte przeżycia. Nawet jak się ma duże wątpliwości. Wystarczy mieć sprawny samochód, trochę chęci, zapas gotówki. Na pewno można to zorganizować niewysokim kosztem.


[A] Gdybyście mieli jakieś pytania w tym temacie, bo chodzi Wam taka wyprawa po głowie, to służymy – oczywiście można pisać pod tekstem z tym podcastem. Będziemy na bieżąco odpowiadać. Jest też taka grupa na Facebooku, „kamper majstry”. Zdaje się, że dotykają nie tylko tematyki kamperów, ale też podróżowania samochodem w ogóle.


[M] Ludzie przerabiają i samochody osobowe tak, żeby dało się w nich spać i podróżować, i kampery, i przyczepy kempingowe, i różne dziwne cuda. Na przykład autobusy. Jeśli szukacie inspiracji czy porad, to ta grupa naprawdę jest bardzo aktywna i zasili Was w wiele pomysłów.


[A] Dziękujemy za słuchanie! W razie pytań piszcie do nas, pozdrawiamy gorąco.


[M] Pozdrowionka!

***

Transkrypcja podcastu: Martyna Kosecka

Redakcja i korekta transkrypcji: Karolina Niepsuj

Listy od Agaty

Za dużo presji w tworzeniu do neta?
Pozwól mi ją z Ciebie ściągnąć.
Zapisz się!

Wyrażam zgodę na przetwarzanie podanych danych w celu otrzymywania newslettera od Agaty Borowskiej. Szczegóły przetwarzania danych znajdę w polityce prywatności.