Słowa nieprzetłumaczalne III

Słowa nieprzetłumaczalne. Jedno słowo, a tak wiele wyraża – część III

Kategoria:

Jak opiszesz to uczucie, które towarzyszy Ci, kiedy masz wolną chatę? Niemcy nazywają to jednym słowem! Zapraszamy na kolejną wyprawę w świat słów, których odpowiedników próżno szukać w języku polskim. Może czas je stworzyć?

Posłuchaj podcastu lub przeczytaj poniższy zapis rozmowy. 🙂

Agata: Dzień dobry.

Katarzyna: Dzień dobry.

W tym odcinku Podkastynacji dwa znane Wam już głosy, czyli Agata Borowska…

…i Katarzyna Muszyńska

Będziemy mówiły, a w sumie to Katarzyna będzie mówiła, a ja oczywiście jestem towarzysko. Będziemy kontynuowały serię o słowach nieprzetłumaczalnych, która nam sprawia dużo radości, i czasami dostajemy sygnały, że Wam również, więc jedziemy z tym. Słowa, które nie mają polskiego odpowiednika albo mają, ale taki bardziej naukowy.

Tak, trzeba wysunąć całą definicję, żeby to określić, a przydałoby się właśnie po polsku krótko. Niektóre z nich jak przytoczymy, to ja mam takie poczucie: no czemu nie mamy tego w języku polskim?

W sumie mamy takie chęci czasami i zapędy do neologizmów, to byśmy mogły się postarać i same może coś wymyślić.

I czaisz, w ogóle jaki to poziom influencera by był, że tutaj mówisz w Podkastynacji i ludzie jak by to chwycili. I cała Polska tak mówi.

Jezu. Ostatnio chyba gadałam z kolegą, jak to jest, że jest taki Killer i potem wszystkie dialogi są z tego znane. Po prostu rzucasz w życiu tekstami z Killera albo ze Shreka, albo z czegoś, i to jest właśnie kultowość. No to powiem ci, to było bardzo nieskromne, Katarzyno. No ale co tam, w swoim podkaście można sobie być nieskromnym, nie? Jak ktoś nas zna, to już…

…to wie, że my naprawdę jesteśmy bardzo skromne dziewczyny.

Bardzo, bardzo. Dobra, a tak serio, to mamy dla Was trochę…

Dobra, tak serio. Dzisiaj niemiecki, czyli ten, który już się pojawiał. I znowu niemiecki nie przestaje zaskakiwać. Wyjątkowo angielski, ha, bo jeszcze nie było, ho ho ho. Szwedzki, który też tam chyba się już pojawił. Szkocki i, oczywiście, japoński, który jak zawsze ma tyle różnych określeń, i to dziwnych. Naprawdę nie wiem, dlaczego takie wyrażenia się ukuły.

Ukuły. 

Ukuły, wykuły.

To jest anglistka, słuchajcie. 

Ja nie muszę oczywiście mówić poprawnie po polsku. Ja jestem nativem języka polskiego, ja nie muszę mówić poprawnie. Nie no, beka, wiecie. Dobra. To lecimy może od niemieckiego. Co ty na to?

Mhm. Jak zawsze bardzo: ja, ja, ja-ja.

NIEMIECKI

To może powiem ci to wyrażenie i co ci przychodzi na myśl, co to może być KOPFKINO?

Głowa.

Kino.

Głowa w kinie. Że idziesz do kina?

No właśnie nie. Że ty sobie scenariusze różne odgrywasz w głowie, wiesz. 

Ale fajne! Kręcisz filmy.

Kręcisz filmy.

A to stare jest? Czy ostatnio tak wyszło?

Nie sprawdzałam, kiedy to powstało, ale cały scenariusz sobie tam tworzysz. Jak sobie spacerujesz czy tam przed snem, no nieważne.

Bo ja w ogóle dopiero niedawno się w języku polskim spotkałam z tym, że też się mówi, że ktoś sobie kręci filmy.

Tak?

Tak. Tylko że właśnie to w ostatnich miesiącach, czy jakoś tam w social mediach gdzieś widziałam. Kiedyś, jak już kręciłam sobie filmy w głowie, a jeszcze nie byłam dorosła, to w ogóle nie było takiego wyrażenia, więc się zastanawiam, czy Niemcy to mają od zawsze, czy może niedawna.

A może nas po polsku to weszło w slang teraz.

Może.

Kręcisz sobie filmy. No to możesz sobie kręcić i czujesz tą wolność bycia samemu w domu. To znaczy tak, spotkałam się z dwoma definicjami tego: albo po prostu to ten stan, kiedy masz wolną chatę i robisz sobie, co chcesz.

Ale się rozmarzyłam!

Noo! Właśnie, ja i wolna chata – najlepsze, co może być, i robisz, co chcesz, i nikt ci nie mówi, nie marudzi. To uczucie tej wolności bycia w tej wolnej chacie to jest STURMFREI

Mhm. No to krótko jak na niemiecki. 

Krótko, bo tak stwierdziłam, pójdę po te dwa krótkie najpierw, bo następne dwa to już są hardcore’y i generalnie to pokaleczę (później, jak będziesz robiła transkrypt, to to napiszesz ładnie).

Weź dużo tlenu w płuca.

Czyli tak, zaczniemy od czegoś, czego ty posiadasz bardzo dużo. Mnie się wydaje, że też tego mam w miarę. Generalnie mam szczęście otaczać się ludźmi, którzy to posiadają, ale wydaje mi się, że naszemu społeczeństwu przydałoby się trochę więcej. I po niemiecku to jest FINGERSPITZENGEFÜHL To jest taka intuicyjna empatia do ludzi i rzeczy.

Okej, ja myślałam, że z palcem coś, bo ten finger na początku.

Nie no właśnie.

Okej, intuicyjna.

Taka wbudowana intuicyjnie, takie wyczucie. Czyli dosyć długie wyrażenie.

Dziękuję za komplement. 

Ej, to jest fajne, ja bym chciała takie wyrażenie w języku polskim mieć: FRÜHJAHRSM ÜDIGKEIT

To jest po niemiecku? Jesteś pewna?

No jakbyś to przeczytała?

Fry… Mhm.

Przepraszam moją ulubioną uczennicę germanistkę. Pozdrawiam. Będzie już wiedziała. (Generalnie może mi powiesz na zajęciach, jak to przeczytać). I to jest ta apatia, którą odczuwamy, jak przychodzi wiosna, czyli takie trochę przesilenie wiosenne, ale czujemy się tacy apatyczni, tacy trochę spowolnieni.

Tak sobie myślę, czy oni dzielą jakoś to słowo. Tu fru, jahr jako rok. Coś tam. No nie będę już szpanować.

No, generalnie niemiecki lubi takie zlepki.

Tworzy takie zlepki.

No takie różne. I tak moim ulubieńcem to jest ta twarz, która prosi się o płaskiego po niemiecku.

Ale jesteś niepoprawna politycznie.

Ojej, no bardzo jestem. Ale jestem w swoim podkaście, więc mogę być. Dobrze, więc tyle z niemieckiego. Spoko, nie?

ANGIELSKI

I teraz angielski. Możemy przejść do angielskiego?

No tak, dobrze. Mówisz, że jesteś w swoim podkaście. Nie jesteś poprawna politycznie, a tutaj się pytasz czy możesz przejść dalej?

No ale ty tu jesteś redaktorką naczelną.

No tak, trenerką radiową. 

Dobra, w ogóle angielski ma takie fajne słówka, które na pewno znacie, jak się uczycie angielskiego. Mi brakuje polskiego odpowiednika, i generalnie to trzeba poczuć. Na przykład creepy, fancy albo cheesy.

No dlatego to wchodzi do nas do języka jako takie słowo, bo nie mamy jakiegoś fancy słowa na to. 

Dokładnie. Nie mamy fancy słówka. No i to jest fajne w tych słowach, że faktycznie jak obcujemy z tym językiem i używamy go często, to w pewnym momencie po prostu poczujesz to i wiesz, żeby to nazwać właśnie o, że to jest fancy, a to jest creepy, nie? Bo nawet jak sobie ktoś powie, że coś jest wyszukane, no to sorry, ja tego tak nie odczuwam jak fancy.

No to takie słowko, które na pewno znacie: jinx. My mówimy zapeszać, nie zapeszaj, czyli możemy powiedzieć „zapeszanie”. Bardzo często możecie się spotkać, w jakichś serialach z don’t jinx it, czyli właśnie nie zapeszaj, nie rzucaj na to jakiegoś tam uroku. To jeszcze tam po polsku jakoś przejdzie, ale na przykład musimy powiedzieć, że coś jest szczęśliwym zbiegiem okoliczności, bo co innego to jest zbieg okoliczności, a co innego szczęśliwy. A po angielsku właśnie serendipity to jest szczęśliwy zbieg okoliczności.

Następne słówko już wyszło z użycia i tak naprawdę jest archaiczne, albo może w jakichś tam dialektach można je spotkać. Jest super i ja podejrzewam, że jak by ktoś mnie zobaczył, to mógłby tego użyć. Jak tańczymy bardzo… no nie jak primabalerina, tylko po prostu jak słoń w składzie porcelany, to jest czasownik balter i to właśnie oznacza taki niezgrabny taniec.

Toporny taki. Takie drewno troszkę.

Toporny. No w sumie to drewnem nie jestem, ale no tak nie bez gracji, no nie jak te wszystkie zawodowe tancerki.

Czyli jak przeciętne społeczeństwo. Jest więcej nietancerzy niż tancerzy.

Inne słówko, które również było w starszym użyciu, już może tak często nie występować, to jest apricity i to jest ciepło, które nam daje słońce, ale w zimie. 

Ooo, piękne.

I w ogóle, ja lubię jak właśnie spadnie śnieg i wychodzisz, i te promienie, ta witamina D.

I sobie myślisz, ale apricity. Ja chyba zacznę. „Ej, Mati, ale apricity jaki był w ogrodzie dzisiaj”.

Aż się spiekłam.

Noo.

I ostatnie. W ogóle nie wiedziałam, że coś takiego ma nazwę, ale spoko, że ma. 

Katarzyno Coelho.

Jak jesteście sapiosexual , to czujecie pociąg do inteligencji. Że to jest jakby ta cecha nadrzędna, jeżeli ktoś was pociąga, to dlatego, że jest inteligentny.

I wtedy ty jesteś, tak, jako sympatyk takiej cechy.

Tak. W sensie, jeśli ty jesteś sapiosexual, to ty masz tę cechę, czyli generalnie czujesz pociąg do osobników, jakiejkolwiek płci chcesz, ale pociąga cię w nich inteligencja.

Okej, myślę, że wiele osób, które słuchają naszego podcastu teraz się zdefiniowały się jako sapiosexual.

Ja też się zdefiniowałam jak to odkryłam. Generalnie to funkcjonuje jako sapioseksualizm jak się wygoogluje to. Nie wiem, czy to się wzięło z łaciny, bo widziałam odpowiedniki z jakimś innym akcentem, czy tam literką dopisaną z francuskiego. Postanowiłam przynieść ten termin, dlaczego nie, bo ja nie wiedziałam, że istnieje, że ta cecha jest nazwana, jak czujesz po prostu pociąg do inteligencji.

Okej, to przyniosłaś.

Przyniosłam. Tyle z angielskiego. 

Tak właśnie, że przyniosłaś tutaj ten termin do podcastu, to przyniosłaś. Tak sobie pomyślałam, że to też chyba z angielskiego, co?

No może. Po prostu siedział sobie taki fizyczny termin…

…a, i go wzięłaś i przyniosłaś…

…i ja powiedziałam: „Ej, chodź, jest Podkastynacja, nagramy o tobie”.

Okej.

On powiedział: „Ale spoko, ludzie odkryją, że istnieję”.

„Weź mnie przynieś֨”. Okej.

SZWEDZKI

Dobrze, przepraszamy za ten suchy fragment podcastu. Przejdźmy do szwedzkiego. Chłodniejsze klimaty. Szwedzki ma coś takiego, podobnego jak REISENFIEBER, i w ogóle ja pamiętam, że ja już od małego kojarzyłam ten termin  REISENFIEBER

No, i do dziś to jest. 

I do dziś to jest. I nie wszyscy to znają. Ja byłam w takim szoku jako nastolatka, jak na przykład ktoś mi mówił nagle „Ale mam REISENFIEBER”, i ja tak: „To ty też to znasz?”.

Jakbyście byli z jednego klubu.

No, więc generalnie RESFEBER– po szwedzku jest tak pisany. Możliwe, że tak się podobnie czyta.

Może REISENFIEBER było dla nich za długie i stwierdzili, dobra, tu wywalimy.

No, więc to jest takie przed podróżą, takie podenerwowanie.

To jest takie uczucie, które masz w środku – wiesz, że wszystko jest spakowane, ale może jeszcze byś się spakowała.

Jeszcze trochę czasu zostało zanim się wyjedzie. 

No właśnie, usiąść i już czekać, czy coś jeszcze porobię, ale już bym chciała pojechać. I to takie czekanie. To jest właśnie to uczucie tego czekania.

Ale to jest takie aktywne. W sensie, że tak za co się zabrać, że tam coś bym porobiła.

Tak, że cię nosi, no. I to trza czuć, słuchajcie. To musicie pewnego dnia, jak się jeszcze nie spotkaliście z terminem REISENFIEBER … 

…to musicie go poczuć.

Więc jak następnym razem będziecie gdzieś wyjeżdżać, przypomnijcie sobie i może faktycznie was to wtedy trafi, i będziecie wtedy wiedzieć, co to jest REISENFIEBER. 

No, teraz tak wiecie, usiąść i tak: „Czy ja mam teraz reisenfiber?”

No, ale to jest bardzo częste. To znaczy ja to tak odczuwałam przed jakąś większą podróżą, gdzieś dalej albo na dłuższy czas, a nie tam, że sobie jedziemy na jeden dzień gdzieś, tylko jakaś grubsza wyprawa.

Mhm. To trzeba przeżywać mocno, ten aspekt emocjonalny i taki aktywny jest bardzo ważny tutaj.

Ale tak sobie w sumie myślę, że może to być też przed innymi, nie tylko przed podróżą. Na przykład czeka cię jakieś wydarzenie ważne w życiu. Miałaś przed ślubem REISENFIEBER?

No tak właśnie, jak zaczęłaś o tym mówić, że ważne wydarzenie w życiu, to też ten ślub mi tak mignął, i że miałam blisko do kościoła, a jednak mogło coś towarzyszyć, ale nie chyba. U mnie chyba jednak podróż, tak mi się wydaje. 

No to jest najczęściej podróż, więc coś musi być w tym, że gdzieś jedziemy. To też w innych tych nieprzetłumaczalnych miałyśmy również o różnych uczuciach towarzyszących, właśnie, jak czekanie na koncert to takie niecierpliwe. Wydaje mi się, że tam reisenfieber jest kumplem z tym wyrażeniem. To też możesz sobie z – wrócimy do – możesz sobie to złączyć tutaj, że doświadczasz apricity  i przy okazji GOKOTTA, czy jak się to czyta.

W porządku. 

Wstawanie wcześnie tylko po to, żeby usłyszeć te pierwsze ptaki śpiewające.

Wow. To czasem i o trzeciej rano. 

No, to jeszcze wtedy słońca nie masz zimą. 

Ale kluczowy jest czynnik, że musisz wstać.

Tak, czyli to jest właśnie wstawanie rano, żeby usłyszeć te pierwsze ptaszki.

Ach ci Szwedzi. 

Następne wyrażenie jest dosyć chyba świeże, z tego co pamiętam, i jest związane z takimi bananowymi dziećmi. Nie wiem, czy tak się jeszcze mówi. To jest chyba bardzo powszechne zjawisko w Szwecji. Nazywa się to VASKA. I tak, wyobraź sobie je: idziesz do baru, kupujesz dwie butelki szampana i jedną od razu otwierasz i wylewasz do zlewu, żeby pokazać, jaka jesteś bogata. Tak, wiesz, bitches, stać mnie. 

Aha, okej, i to dotyczy tylko bananowej subkultury, jak rozumiem.

To znaczy tak, ja czytałam, że to zjawisko obserwuje się wśród bardzo zamożnej młodzieży, więc zastanawiam się, czy nie jest to dosyć świeże wyrażenie, bo faktycznie może taka bananowa młodzież zaczęła coś takiego robić i sobie to nazwali VASKA. Nie znam szwedzkiego, więc też nie wiem, jakie może być pochodzenie tego, nie doszukałam się.

Okej, bo to już funkcjonuje dosyć długo w kulturze, takie określenie. To nie jest znak naszych lat dwutysięcznych, że tak już wcześniej się mówiło. I to w ogóle jest ciekawe – nie wiem jak to Szwedzi traktują, czy oni też tak mówią – że bananowa młodzież, to pojęcie powstało już w latach 60. XX wieku, i tam było nawiązanie do tego, że oni protestowali przeciwko tej nagonce antysemickiej, która była w 1968. roku., to aż tak długo przetrwało. Ty użyłaś teraz tego w kontekście jaki znamy obecnie. A ciekawe, jak to Szwedzi interpretują w ogóle.

Generalnie użyłam tego terminu, żeby wyjaśnić w jakiej jesteś sytuacji materialnej. Podejrzewam, że to faktycznie jest odpowiednik, takiej młodzieży. 

W ogóle banan to luksus był i to też takie odwołanie właśnie do tego. 

Kolejne wyrażenie – tu już odbiegamy od bananów, ale jesteśmy nadal w słońcu –SOLKATT, czyli to odbicie słońca, które generuje twój zegarek na ręku.

Zajączek taki.

No zajączek taki, i tutaj jest błysk właśnie. Albo jak się odbija na samej tarczy, jak na tej tarczy widzisz czasem jak się tam mieni, no to jest na to jedno wyrażenie po szwedzku. I ostatnie wyrażenie ze szwedzkiego, które jest ciekawe i podejrzewam, że właśnie albo musisz być Szwedem, albo użytkownikiem szwedzkiego przez długi czas, żeby to poczuć, to jest słówko lagom i to jest odpowiednia ilość czegoś. I trzeba być z tym bardzo uważnym.

Czytałam, że Szwedzi – no może to jest już nad wyraz, że się obrażą – ale jak coś jest lagom to jest lagom , to jest jakby ta ilość akurat w pytkę. Nie mniej, nie więcej. Nie że sobie powiesz: tak tutaj mniej więcej, more or less, czy tam tutaj trochę więcej, tutaj tego, tutaj tego. Nie znam szwedzkiego, nie potrafię przytoczyć kontekstu, ale podobno – czytałam o tym – że naprawdę, jak coś jest lagom, to lagom to lagom, więc na pewno będzie wystarczająco. Angielskie enough, czyli angielskie wystarczająco, to nie jest to samo.

Okej, że to jest takie matematycznie wręcz, takie dokładne, apteczne po prostu. 

No, apteczne, ale też w takim kontekście może być użyte właśnie nie ilościowym, wiesz, że masz pięć bananów i będzie to pięć wystarczające. To może być coś bardziej abstrakcyjnego albo niepoliczalnego, ale wiesz, że będzie akurat. 

Jak nas Alicja słucha z Łosiologii, to może wiesz coś o tym. Bo Alicja ze Szwecji nadaje w ogóle, więc może się spotkała. Więc jak się Ala spotkałaś, to daj nam znać.

Tak, wyjaśnimy sobie tą kwestię. I powiedz, czy byłaś kiedyś w barze, słuchaj, i widziałaś VASKA.

SZKOCKI

To co, lecimy do szkockiego? I teraz tak, coś tutaj jest bardzo życiowe, i mi przyszło na myśl wyrażenie, które mogłoby powstać w języku polskim, bo ja tego generalnie doświadczałam bardzo często w sumie. Pewnie teraz też by mi się zdarzyło. Czyli tak. Jest słówko TARTLE i teraz, wyobraźcie sobie, że jesteście na jakimś przyjęciu i musicie kogoś komuś przedstawić, a też na przykład może dopiero co tą osobę poznaliście, albo coś tam, nie ogarniacie, bo za słabo tą osobę znacie i nie pamiętacie jak ta osoba ma na imię. I ten moment, jak wy się wahacie, żeby przedstawić tą osobę tej drugiej, bo zapomnieliście jej imienia, to jest w tym słówku. I ja sobie pomyślałam, że fajnie byłoby mieć określenie na to, że jak jesteście w nowym towarzystwie i pięć osób ci się przedstawia z rzędu, to nie zapamiętujesz imienia nikogo. I ja bez bicia się przyznaję, że ja tak mam. Wystarczą trzy osoby nowe, cześć, cześć, cześć. Ja podejrzewam, że mój mózg jakby się blokuje.

To nie jest rzadka cecha czy przypadłość, czy jakkolwiek to nazwać. Ja słyszałam, że pomaga powtórzenie sobie na głos imienia tej osoby Chociaż to tak dziwnie, bo wiesz, ty byś się przedstawiała Katarzyna, a ja „aha, Katarzyna”. No, ale z drugiej strony, możesz się przyznać od razu: „No ja sobie powtórzę głośno twoje imię, dobra, bo wtedy będzie mi łatwiej zapamiętać”.

Ale wiesz, co jest ciekawe? To znaczy mnie się wydaje, że kwestia tego, czy to uważasz za istotne, czy nie, bo jak przychodzą do mnie na zajęcia nowe grupy, kompletnie nowe, i jest nowych siedem osób, i ja zwracam uwagę na to, to ja po jednej rundzie potrafię zapamiętać. Tylko wtedy ja faktycznie wysilam mózg, bo nie chcę tutaj przypału, żeby powiedzieć piąty raz do kogoś źle. Albo taki eksperyment, że na przykład komuś się przedstawiasz kompletnie inaczej, wiesz, masz trzy osoby obok siebie i każdej byś się przedstawiła „Katarzyna, Agata, Zosia”. Kto wie, czy te trzy osoby w ogóle by ogarnęły, że powiedziałaś do nich inaczej. To jest taka bardzo, jak powiedziałaś, cecha powszechna, więc fajnie byłoby mieć określenie w języku polskim na coś takiego.

Tak, i byś mówiła od razu, albo na taką osobę, która nie zapamiętuje: „Ej, sorry, bo ja nie zapamiętuję”, i okej. 

Jak można mieć cechę na czucie pociągu do inteligencji to co, nie można mieć na tą? Można. Inne fajne wyrażenie. Wyobraź sobie, że ubierasz płaszcz zimowy i znajdujesz tam dychę.

Oooo. Zdarzyło się. A znacie to uczucie, nie? 

To jest fajne uczucie.

To jest fajne uczucie. Ja w ogóle mam taką dyszkę jedną trzy lata już w kurtce na rękawie. I co roku patrzę, no dobra, to niech ona tu jest jeszcze, jeszcze aż tak jej nie potrzebuję, a ona tak traci na wartości. Ale to byliśmy z Matim, pamiętam, na wyprawie takiej, co tam byliśmy sobie kiedyś na wakacjach samochodem. I wiem, że to wtedy tam tą dychę schowałam i zawsze mi też przypomina, że to było wtedy. To jeszcze jest sentymentalna dycha, ale lubimy to uczucie wszyscy, prawda?

Po szkocku FAODAIL. Ja przeczytałam tak, jak jest generalnie napisane. Nie wiem jak to fonetycznie będzie. A nie, napisałam sobie fonetycznie. Dobra. To jest /fedel/ to słówko. I to jest właśnie coś, co znajdziemy, po czasie, i to jest coś fajnego. Oczywiście o to chodzi, że to jest fajne.

A nie kanapka w śniadaniówce we wrześniu znaleziona. 

Z obcą formą życia. Albo na przykład, marchewka w tyle w lodówce taka zwiędła.

O Boże…

Kolejne wyrażenia to już mogą tutaj być dla mnie fonetyczne wyżyny. Cętkowane niebo, słuchajcie. Kojarzycie, jak są tam czasem chmurki takie rozproszone, ale no właśnie, jakby tak ktoś sobie naciupciał. BREAC A’MHUILTEIN To jest wyrażenie właśnie po szkocku, ale generalnie stwierdziłam, że nie, nie podejmę się przeczytania tego. Napiszemy. Bo po prostu pokaleczę i nic wam to nie wniesie, mi nic to nie wniesie, nawet się nie pobawię językiem.

I już ostatnie, bo jest generalnie najciekawsze. Genialne określenie ze szkockiego i wtedy japoński wejdzie. W japońskim jest dosyć. Jestem ciekawa jakie Szkoci mają doświadczenia, skoro takie wyrażenie zostało ukute. Wyobraźcie sobie, jak jecie posiłek, i tutaj znowu mam dwie definicje, ale są zbliżone. Jecie posiłek i ktoś wam w sposób bardzo nieprzyjemny i wredny przeszkadza, po prostu wjazd na chatę i wy nie możecie zjeść w spokoju, bądź to jest rodzaj osoby, bądź przyjaciela, który ma tą tendencję, że zawsze do was wbija akurat jak jecie, bo po prostu albo robi to nieświadomie, albo pewnie chce się przyłączyć do żarcia. I to wyrażenie też jest po szkocku bardzo długie, napiszemy to w transkrypcji, żebym ja nie kaleczyła. Spoko, nie?

Cieszę się, że nie mam takich przyjaciół. To odważnie nazywać przyjacielem kogoś takiego. Też nie wiem, czy powiedzieć: „Ej, stary ty musisz ciągle mi wbijać jak ja jem, w ogóle co ty chcesz się tutaj przyssać do tego talerza, czy o co ci chodzi?” i myślę, że nie musisz już tego wyrażenia w sumie używać, no ale. Postawienie granicy też czasem kosztuje.

JAPOŃSKI

Japońska kultura jest bardzo ciekawa, bo realnie mają określenie na stres spowodowany mówieniem w języku obcym. U nas by się to super sprawdziło, bo ludzie jak mają czasem się otworzyć gdzieś, to już po prostu pełne majtki. YOKO-MESHI– to jest taki stres.

Krótko i zajebiście, jak to do nas. 

W ogóle dużo jest takich. Trzy sylaby. I dla wszystkich moli książkowych wyrażenie, nawet generalnie dla ludzi, którzy uwielbiają czytać, bo podejrzewam, że taką cechę posiadają. Kiedy kupujecie książki, ale zostawiacie je po prostu na półce nieprzeczytane i zamiast najpierw je przeczytać, a potem kupić nowe, to nie – kupujecie następne i następne, i następne, i tak ta rośnie ta… 

…półka wstydu, czy kupka wstydu. To już nazwę ma. 

TSUNDOKU

Aha, to jest na tą czynność, czyli kupowanie. 

Tak, czyli to jest kupowanie tych książek. Tak, ale kupowanie książek i odkładanie ich jest w tym całym procesie. Ten cały proces jest nazwany TSUNDOKU

I dotyczy tylko książek, a nie na przykład, no niektórzy ubrania też tak kupują.

Nie. To są tylko książki. Tak jest.

Następne mnie bardzo zdziwiło, bo ja na przykład nie prasuję, i można nie prasować i żyć, i to nie zależy od płci i od tego jaką pracę wykonujesz. Ale słuchajcie, NITO-ONNA to jest uwaga: kobieta tak bardzo oddana swojej karierze, że nie ma czasu prasować, więc nosi tylko dziergane koszulki. Ale kultura japońska, okej.

No to pewnie ci zostaje albo masz wyprasowaną białą koszulę, albo nie i wtedy wskakujesz w coś wydzierganego, bo pewnie nie przystoi ci wyjść w pogniecionej koszuli. I teraz to jedno słówko na tą kobietę. Bo jestem ciekawa, no dobra, a facet jak nie chce mu się prasować, na przykład.

Nie no, im się zawsze pewnie chce prasować. To tylko kobietom w Japonii się nie chce. A tak serio, to jest ciekawe, że to jest podkreślone, że ona nie ma czasu prasować ze względu na karierę. Nie, że po prostu, że nie chce. Nie ma czasu, bo jest karierowiczką.

Dokładnie. No właśnie, bo jest karierowiczką. Tak jest w kulturze japońskiej – oni tam zasuwają, więc to jest spoko, że jesteś karierowiczką, no ale to jeszcze musisz mieć czas coś tam wyprasować, na przykład koszulę.

Kiedy? W metrze jak jedziesz trzy godziny do roboty? Ale parownicy nie mają? Można parownicą sobie koszulę przejechać.

A w ogóle, dlaczego sobie w metrze nie wstawią parownicy? To na pewno by chwyciło.

No, tacy są nowocześni, a nie takie słowa tworzyć, nie? 

Albo na przykład taki automat z koszulami. Wyciągasz koszulę w rozmiarze, a jak wracasz to wrzucasz ją do innego automatu i oni to przemielą. I tym bardziej, że oni mieszkają często w takich klitkach, nie mają miejsca na szafę, to zobacz, nie martwisz się, tylko idziesz do automatu rano i wyciągasz koszulę. Przepraszam, trochę się nabijam. 

Aha, może to jest takie nobilitujące po prostu. To, że nosisz dzierganą, to wcale nie jest minus, tylko to jest oznaka właśnie tego, że jesteś pracowita. No to są w ogóle ciekawe kulturowo rzeczy. Fajnie jakbyśmy mogli z jakimś japonistą, z jakimś specem od Japonii pogadać, bo to już któryś raz powracają te kwestie, jeśli chodzi o język, nie? Ta Japonia, no naprawdę, fajny temat. Tak jak mówisz, to jest ciekawa kultura bardzo. 

Serio. Ciągle, no w każdym odcinku chyba. Jak już jesteśmy przy pociągach i metrach, to na pewno zdarzyło się większości z nas, że zostawiliście coś tam i sobie odjechało. I to się nazywa po japońsku WASUREMONO

To, co odjechało?

To, co odjechało. Czyli ta rzecz, która po prostu odjechała. 

Jest odjechana.

Tak, jest odjechana. Ale też mam tutaj dopiskę, że również w domu, więc możliwe, że po prostu zostawiliście dokumenty i wyszliście do pracy bez dokumentów, i to też możecie nazwać pewnie WASUREMONO. Pomyślałam sobie na przykład o ludziach z depresją, albo jak mają słabsze, gorsze dni, jak to jest postrzegane też, bo mają właśnie określenie IKIGAI. To jest powód do życia, to są rzeczy, które sprawiają, że tobie faktycznie chce się wstać z łóżka.

I tak w sumie, kultura takiego zasuwania, no może to jakoś być tam powiązane. Tylko czy to właśnie to, że praca jestem tylko tym IKIGAI ich, czy coś jeszcze. Kurczę, no fajnie byłoby się jednak dowiedzieć, bo to jest też pewnego rodzaju stereotyp chyba w sumie. Czytałam też trochę na ten temat. Na przykład książka Michniewicza, to był Chrobot

Tak, w Chrobocie była bohaterka Japonka.

Tak, więc też wiadomości tak z pierwszej ręki. On to bardzo fajnie pokazał, i to tak jakby potwierdziło tą tezę, ale czy tak faktycznie jest.

No, czy to jest takie zerojedynkowe. Pytanie, czy to też satysfakcji trochę w tym nie ma, że tak pracują. Chyba też słyszycie, że fajnie by było, jakbyśmy trochę się więcej dowiedzieli, ale właśnie nie tyle też, że my z czytania źródeł, tylko że właśnie fajnie by było pogadać z kimś, kto zna tą kulturę bardziej od – nie że od podszewki, ale może od takiej turystycznej strony i też widział dużo, tak jak Michniewicz.

I wracasz z tej pracy, i tak sobie chcesz klapnąć na kanapę. 

Ale kot tam siedzi na przykład.

Dokładnie. Dobra, kota zgnieciesz. Ale powiesz YOISHO. YOISHO to powiesz jak sobie tak właśnie klapniesz na kanapę po ciężkim dniu pracy.

No, oni to zasłużyli na YOISHO

I wtedy sobie siedzisz w tym YOISHO, i ktoś puka do drzwi i powiesz no way!, i udajesz, że ciebie nie ma w domu. 

Bo już sobie jojsznęłaś.

Bo już sobie jojsznęłaś. IRUSU to jest udawanie, że cię nie ma w domu, jak ktoś puka. 

Super. 

No bo, jakbym ja tobie mówiła: „Ty słuchaj, ktoś się tam dobija, nie chciało mi się wstawać, czy tam nie chciało mi się z kimś gadać”, no to ile tutaj muszę czasu zająć, żeby ci to powiedzieć, a tak to bym powiedziała, no IRUSU, i koniec.

I masz jedno słowo.

I mam jedno słowo. Chyba o jedzeniu też już coś wspominałyśmy w kulturze japońskiej. Aha, właśnie, jemy, kiedy nasze usta są samotne, mają to określenie. To jest tego więcej. To znaczy jedno określenie więcej znalazłam. KUIDAORE– jesz tak dużo, że stajesz się bankrutem. 

Oh my God

Ale oni przecież nie są takim narodem, nie wydają się być narodem bardzo otyłym albo takich obżartuchów. Jak porównamy sobie Japonię i, na przykład, Wysypy, to w Anglii – mnie się wydaje – jest więcej osób czy procent ludzi otyłych. 

Tak, w ogóle te wschodnie kultury przecież, no jedzą trochę inaczej niż my na Zachodzie. Tak sobie myślę, że chodzi też o luksus tego jedzenia, że ono jest droższe wtedy, że przejadasz to. Może w ten sposób można to intepretować. No ciekawe.

No tak. Idziesz sobie na sushi takie fancy sushi. Nasze polskie sushi. 

Polskie sushi, że pieróg w środku. 

Tak, więc w sumie możemy chyba takim akcentem zakończyć. 

Jezu, to nie jest wiele, żeby bankrutem być. Chociaż w sumie tyle, co teraz trzeba wydać na jedzenie, to…

…to te trzy dychy, słuchaj, jakbyś je wydała dwadzieścia lat temu, to byś zjadła, no dwadzieścia lat temu, no to też, ale dobra. Dziesięć lat temu, pięć lat temu. 

Bardziej tą dychę, która jest tutaj na rękawie.

A to trzy powiedziałaś, trzy dychy.

Ja powiedziałam, że tam były trzy dychy?

Tak, powiedziałaś trzy dychy.

O matko. To była dycha, słuchajcie.

No dobra, to nawet, słuchaj, za tą dychę to byś miała więcej, a teraz to sobie pójdziesz kupić gumę kulkę. 

Za dychę, a była kiedyś po dziesięć groszy. Dobra, nie dramatyzujemy. No więc to była kolejna porcja słów nieprzetłumaczalnych. Nie ostatnia na pewno, a może ostatnia już w tym roku. Zachęcamy do słuchania następnej. Transkrypt niedługo będzie dostępny, i jak będziecie szukali zapisu tej rozmowy, to na pewno w opisie odcinka, jak już będzie, to się to znajdzie. Dziękujemy bardzo, Katarzyna.

Dziękuję bardzo, Agata.

To pa.

Pa. 

Listy od Agaty

Za dużo presji w tworzeniu do neta?
Pozwól mi ją z Ciebie ściągnąć.
Zapisz się!

Wyrażam zgodę na przetwarzanie podanych danych w celu otrzymywania newslettera od Agaty Borowskiej. Szczegóły przetwarzania danych znajdę w polityce prywatności.