Ostatnio wpadła mi w ręce książka, na okładce której rozpoznałam aktorkę tańcującą swego czasu z Jimem Carey’em na parkiecie w Coco Bongo, czyli uroczą Cameron Diaz. Tytuł „Ja, kobieta. Jak pokochać i zrozumieć swoje ciało” obiecywał porady, których wprowadzenie gwarantuje nawiązanie łączności z organizmem. Otóż aktorka wcale nie była taka szczęśliwa na jaką wyglądała i mimo figury, której zazdrości jej każda pożeraczka czekolady po kątach, miała ogromne kompleksy. Potem klasyka: nastąpił przełom! Odkryła prawdę i poczuła potrzebę, by się nią podzielić… Nie, nie założyła bloga. Postanowiła zamknąć swoje wynurzenia w jednej (na razie) książce.
Cóż. Nie dziwi to wcale, bo temat jest bardzo popularny i o swoim zdrowym życiu pisała niejedna celebrytka (która przedtem, obowiązkowo, musiała się obżerać i nie lubić siebie – nawrócenie lepiej się sprzedaje). Niedługo książkę o takiej tematyce popełni podobno Anna Lewandowska, żona tego Roberta (zajrzę choćby po to, by zobaczyć, czy ona też miała swoje „before”).
Mając polubionych na facebooku pięć stron o tak zwanym zdrowym odżywianiu i trzy o trenowaniu, można naprawdę się nieźle zorientować, o co w tym wszystkim chodzi i wiedzieć, czy biegać rano czy wieczorem, kiedy jeść orzechy, ile godzin spać. Zatem każdy, kto ma polubionych pięć stron o tak zwanym zdrowym odżywianiu i trzy o trenowaniu (i czyta zawarte tam treści) może książkę oddać koleżance w fast-foodowej depresji. Ale kto na biologii w liceum pisał smsy, niechaj bierze blondynę pod pachę i niezwłocznie uzupełnia wiedzę – choćby po to, żeby nie narobić sobie wstydu, kiedy dziecko za parę lat spyta o budowę serca.
Jest coś charakterystycznego w wypowiadaniu się ludzi, którzy wrócili na dobrą drogę. Mówią tak, jakby wszystko było odkryciem, a kwestie padające z ich ust (czy piór) są często naszpikowane patosem. Cameron jest równie natchniona jak autorka „Sekretu” i zaskakuje spostrzeżeniami, które raz są wzniosłe, a raz przyziemne do bólu. O swoim jajecznym śniadaniu aktorka mówi: „Dostaję jednocześnie kompletną porcję witamin i minerałów, w tym także odrobinę żelaza z patelni….” – serio?, a o oddawaniu moczu: „Niezależnie od tego, czy przez dwadzieścia minut czekałaś kolejce do toalety czy też ulżyłaś sobie w jeziorze…” Reszty nie zdradzam, nie chcę zabierać zabawy. Dodam tylko, że nie zabrakło ciekawych przepisów. Na przykład na… pompki, które robi się w trakcie gotowania. Upewnijcie się o stabilności zlewu w kuchni i do dzieła!
Kiedy przebrnie się już przez takie stwierdzenia i porady, jest już coraz lepiej. Lekcję biologii orły mogą pominąć, tak jak i oczywistości na temat tego, gdzie zawarte są węglowodany. Warto przekartkować książkę do dalszych części, gdzie Diaz pisze o trenowaniu do roli w Aniołkach Charliego („Ból mija – siła pozostaje”) czy rozwodzi się nad przyczynami tego, że na okrągło chce się jeść. Jednak wyposażeni w żywieniową wiedzę czytelnicy spojrzą na niektóre słowa Cameron z dystansem: polecanie smażenia na oleju słonecznikowym aż kłuje w oczy.
Chcesz zmienić swoje życie i potrzebujesz podstaw w jednej książce? Sięgnij po ten tytuł. Jeśli jednak od dłuższego czasu orientujesz się w zdrowym stylu życia to nie potrzebujesz utrwalenia tak powszechnych treści – odpuść i kup sobie w to miejsce matę do ćwiczeń.