Schyłek sierpnia jedno ma imię

Kategoria:

Dzisiaj świętuję pięć lat odkąd pewien życzliwy kolega dał mi się karnąć swoim ostrzakiem, a potem mi go pożyczył. Ten sam kolega przyczynił się niedawno do tego, że teraz nie daję rady już jeździć na rowerze, bo mam zamontowane nietypowe obciążenie, ale to całkiem inna historia.

Och, czyżby?

***

O jakże bym poodpierdalała na ostrym, o jakże. Schyłek sierpnia szura w głowie rowerowym tematem. Wciąż jest tak ciepło, że letni wiatr smaga po twarzy, ale ciemno robi się prędzej niż w czerwcu, dzięki czemu miasto wcześniej pokazuje drugie oblicze. I nie pożera mnie tak, jak Warszawa w powieści Żulczyka konsumuje swoich mieszkańców. Wprost przeciwnie, aglomeracja nocą nadaje mi rozpędu. Czasem pozwala podjechać w kierunku marzeń i planów, innym razem stawia do pionu i życia tu i teraz.

Nocna jazda od skrzyżowania do skrzyżowania, smakowanie miasta z perspektywy dwóch kółek – tego brakuje mi nawet bardziej niż ulubionych bluzek z nadrukami, które czekają na swoją kolej. Niż łychy, czy tam tego innego blenda, którego pijam. Póki co musi wystarczyć okazjonalne uwalanie nóg od smaru przez zahaczanie o łańcuch i pedały roweru w drzwiach sypialni. Mam do wyboru otrzeć się o nie, albo o nowego czterokołowca, który czeka na swojego pasażera – no to chyba wiadomo, że wolę miziać coś znajomego i zwrotnego.

Tak, śpię w garażu. Mimo to nucę z Lindą, że nigdy nie będzie takiego lata.

***

Już przy tym pierwszym zjeździe okazało się, że serce mam jak przedwojenna wanna, bo pomieściło na raz dwie miłości. Może ja żyję w jakichś pięcioletnich cyklach? Bo dziś serce znów się poszerza, gotowe na nową dawkę miłości. Albo ten organ ciągle jest taki sam, ale wykazuje wspaniałe właściwości, dzięki czemu każde uczucie, które tam wpada, dopasowuje się do niego jak Zielony Glut z Hotelu Transylwania.

Niedawno nauczyłam się jechać bez trzymanki – na szczęście, bo niedługo na jakiś czas taka forma będzie jedyną jazdą życia. Czy cwaniakuję jak pięć lat temu? Chciałoby się. Boję się, że pedały samoistnie wejdą w ruch i minie sporo czasu, zanim zapanuję nad nimi.

A później zacznę coraz pewniej, spokojniej wchodzić w zakręt. A może i na dziko i z pewną nutą adrenaliny, bo kto mi nam zabroni?

Zedrzemy kolana, to pewne. Najważniejsze, że tym razem to sport drużynowy.

Protip: kiedy robisz komuś test na dziewczynę, zachęcając ją do zjazdu na ostrym kole z wypiździaście ostrej góry tuż po jej zapoznaniu się z tym mechanizmem, miej na uwadze, że typiara może być większym chojrakiem niż Ty. I tylko rozbudziłeś apetyt na dalsze działania ekstremalne.

Listy od Agaty

Za dużo presji w tworzeniu do neta?
Pozwól mi ją z Ciebie ściągnąć.
Zapisz się!

Wyrażam zgodę na przetwarzanie podanych danych w celu otrzymywania newslettera od Agaty Borowskiej. Szczegóły przetwarzania danych znajdę w polityce prywatności.