Rzeczy na specjalną okazję

O rzeczach na specjalną okazję. Bo nie wiesz, co będzie jutro

Kategoria:

Problem pierwszego świata, jak wiele innych, które sobie natworzyliśmy. Jego rozwiązanie przynosi ekscytację, spokój ducha albo zwyczajnie – porządek. O czym mowa? O używaniu tego, co sobie kupujemy i dostajemy w prezencie. Bo gromadzenie rzeczy „na specjalną okazję” nie ma sensu.

Sukienka „na niedzielę do kościoła” – co to jest za motyw! Czy to od takich akcji zaczyna się przekonanie, że musi nadejść jakaś mityczna, specjalna okazja, by czuć się wyjątkowo? Ciągnie się to potem za człowiekiem do wieku, w którym już sam decyduje o tym, co na siebie przywdziać. I nie pozwala wynosić najlepszych ubrań.

Rozumiem istotę tego nastawienia: są mniejsze i większe okazje do odświętnego ubioru, a i podczas pracy zdalnej nie ma się ochoty gnieść o krzesło białej koszuli. Jednak łatwo o to, aby takie podejście się szybko zemściło, a chowane na specjalną okazję przedmioty po prostu… dziwnie się skurczą, wyparują albo przeterminują.

Czy perfumy mogą wyparować?

Kiedyś dostałam perfumy. Nie z targu na bydgoskim Chemiku, tylko oryginalne, na bogato! Oczywiście nie zasługiwałam, aby każdego dnia chodzić przyodziana w zapach luksusu i dwustu złotych. Prawdopodobnie bałam się, że mnie ktoś ukradnie na ulicy… Nie, że okradnie z czegoś. Ukradnie mnie całą, taka drogocenna byłam – oczywiście tylko po spryskaniu się tym prezentem. Na co dzień nie byłam wystarczająco cenna, by robić sobie perfumowe święto i, nie daj Boże, przyzwyczaić się do tego samopoczucia każdego dnia.

Któregoś dnia odkryłam, że użyte raptem kilka razy perfumy mogą wyparować z buteleczki. Mogłam co najwyżej sztachnąć się wonią, która unosiła się w opakowaniu i powrócić do Impulse’a o zapachu cioci Jadzi. W spreju. (W sensie, że dezodorant w spreju, a nie babcia Jadzia, ale w sumie – co kto lubi).

Rzeczy na specjalną okazję

Zgroza przy zaczynaniu nowego zeszytu

Przypomnisz mi zaraz, że to bzdety, a nie problemy – przyjmę to na klatę. Łatwiej będzie mi tego wysłuchać, niż zacząć nowy zeszyt, do którego papier produkowany jest w dwóch miejscach na świecie, a ja w każdej chwili mogę go zhańbić swoim pokracznym pismem. W końcu bullet journal nawołuje mnie ze wszystkich stron Internetu, każąc kaligrafować swój plan dnia, a nie używać długopisu za dwa złote i spisywać myśli pismem, któremu czasem blisko do lekarskiego.

Bo oczywiście każdy będzie zaglądał do tych zeszytów i każdego interesuje ich aspekt wizualny. Bosz. Ostatecznie można używać odjechanych naklejek i tym przyćmić swoje kuropazurowanie, ale przecież… naklejek żal. Czy słychać dźwięk soczystego facepalma?

– Skoro już jesteś… Piszę tekst o rzeczach na specjalną okazję. Masz takie?

– Niee, chyba już się tego oduczyłam.

– To fajnie. Bo u mnie to perfumy, zeszyty…

– Ooo, w sumie: zeszyty. Mam kilka i czekam na jakiś super pomysł, jak ich użyć. I jak dostanę jakąś bombonierkę, to czasem zostawiam.

I tu widzimy plus. Dla dobra zdrowia i sylwetki można odkładać zużycie słodyczy i alkoholu!

Królestwo niewykorzystanych bonów

Ostatnio przyjęła się u nas w domu miła zasada dawania sobie bonów z różnych okazji. Ot, zamiast podarunku, jeśli ktoś od pięciu tygodni nie deklaruje, co chce otrzymać. Kupony to luksusowe zaproszenia na masaż (na kanapie), wege obiad (w kuchni), na oglądanie filmu ze swojego ulubionego gatunku (nie w kinie). No po prostu źródełko uciech wszelakich, w które druga osoba wkłada wysiłek, a obdarowany leży i pachnie (wyparowanymi perfumami).

Szkoda tylko, że to źródełko nigdy nie wysycha – mam jeszcze multum takich bonów do wykorzystania, choć okazji było sporo. Chuj, że mogę nie dożyć kolejnego tygodnia, bo przecież nie znam dnia ani godziny – każdy dzień będzie lepszy, niż dziś. Na pewno moje plecy będą jeszcze bardziej zajechane, a ja kiedyś bardziej głodna wege szamy.

Używaj. Albo sprzedaj lub oddaj

Czy ja widzę problemy tam, gdzie ich nie ma? Może tak być. A może być też tak, że w naszych domach leżą sterty bezużytecznych, kompulsywnie kupowanych rzeczy, które pozostaną śmieciami, bo nam było szkoda ich użyć. Albo takich, którymi ktoś nas chciał obdarować i sprawić przyjemność, a my sobie jej odmawiamy.

Co to za obawa: że się zniszczy, skończy, że zaraz nie będzie? Chęć posiadania w tym przypadku wydaje się ważniejsza niż radość na co dzień.

Zapytałam na Instagramie, jakie rzeczy przeznaczacie na specjalną okazję. Kilka osób zaznaczyło – zupełnie jakby przewidywało, jaka będzie puenta tekstu, który powstaje – że takie zachowanie raczej nie ma sensu. Okazało się, że nie tylko ja straciłam perfumy, które miały wyznaczać odświętność, a niejedna szafa pełna jest ubrań, o których pamiętają już tylko wieszaki…

Rzeczy, które czekają u Was na specjalną okazję:

  • perfumy
  • sukienki
  • filiżanki
  • naklejki
  • zeszyty

Witajcie w klubie!

Chcę mieć mniej, cz. II

Łamiąca wiadomość: jeśli coś się zużyje, jest taka funkcja – mam wrażenie, że zapomniana – jak naprawianie. Bazgroły w pięknym zeszycie są dla Was, a bliskie osoby zrobią ten masaż jeszcze raz – nawet bez specjalnego kuponu! Perfumy po to stworzono, by poprawiać nam samopoczucie, a nie pachnieć tylko od święta i to dla kogoś innego.

Codzienność jest wystarczająco dobra, by ją celebrować. A skoro już i tak zawalamy świat rzeczami, to niech chociaż nam służą.

PS. Tylko że teraz kryzys idzie… Tak że nie kąpcie się w Euphorii, bo trzeba oszczędzać.

Listy od Agaty

Za dużo presji w tworzeniu do neta?
Pozwól mi ją z Ciebie ściągnąć.
Zapisz się!

Wyrażam zgodę na przetwarzanie podanych danych w celu otrzymywania newslettera od Agaty Borowskiej. Szczegóły przetwarzania danych znajdę w polityce prywatności.