Rozładowywanie stresu w warunkach domowych

Tak rozładowuję stres w warunkach domowych

Kategoria:

Ten tekst miał roboczy tytuł „Jak okiełznać wkurw?”. Szybko stwierdziłam jednak, że na chuj go w ogóle okiełznywać?

Ojej, kobieta i takich słów użyła. To taki ukłon na dzień dobry w stronę tych, których to razi i jeszcze zdążą uciec przed rynsztokowym słownictwem, które się tu pojawi.

A tym, którzy nie zbiegli z miejsca zdarzenia, przypomnę coś o wulgaryzmach, zanim przejdę do głównego tematu.

Otóż kiedy jesteśmy wkurwieni, to jestem wkurwieni. Skala emocji nie kończy się na „zaniepokojeni”. Inaczej będziemy kogoś zachęcać do wyjścia lub odejścia, jeśli nie ma z nami na pieńku. Jeśli przegiął pałę, prędzej naginając ją w tysiące stron, jak najbardziej na miejscu jest powiedzenie mu: WYPIERDALAJ.

Nie daj sobie zabronić przeklinania. Jeżeli Ci to pomaga – rób to. Póki jeszcze możesz to robić. Pamiętaj po prostu, że słowa nadużywane tracą moc, więc może czasem warto tę kurwę zachować na lepszą okazję.

No dobrze, to… o czym będzie ten tekst? O tym, co pomaga mi nie wariować, jak świat zewnętrzny zdecydowanie daje popalić. Jeśli chcesz posłuchać podcastu na ten sam temat, zapraszam do kliknięcia wyżej.

Nawala mi mózg, mózg mi nawala

Kiedyś w pracy jedna z dziewczyn żaliła się szefowej, na co ta odparła: „Lepiej nie będzie”. Kurwa, jak mi to grzmi teraz w głowie, to wiem tylko ja.

Powiem Ci, że to, co się ostatnio dzieje z moją psychiką, to jest jazda bez trzymanki. Obiektywnie patrząc, jestem w najlepszym okresie – nie doskwiera mi żaden brak, który uniemożliwiałby codzienne życie i fajnie mi się pracuje – jako mama i jako człowiek robiący rzeczy w Internecie.

Jednocześnie to czas tylu pytań egzystencjalnych, tylu zmian w myśleniu i tylu przekonań do pokonania, że czasem mentalnie padam na twarz. Dodatkowo 2020 bije rekordy, jeśli chodzi o ciosy poniżej pasa – a w ostatnich tygodniach to uderzyli poniżej pasa dosłownie.

W chwilach ogromnego stresu czuję się znowu jak na porodówce: czyli chcę usiąść w kącie i umrzeć. Z racji tego, że moje życie aktualnie zyskało na wartości, bo jestem niezbędna do uformowania zdrowej głowy młodego człowieka, umieranie mi nie w głowie. Wobec tego pozostaje wypracować sobie jakieś rozwiązania, które pozwalają mi wyrazić swój gniew i odreagować.

Podzielę się tym z Tobą i może cokolwiek uszczkniesz dla siebie.

Skupienie i zdrowa psychika to naprawdę najcenniejsze zasoby dziś. Pamiętaj – to wszystko, co się dzieje dookoła, udźwigniesz tylko wtedy, kiedy będziesz mieć na to siły. Zatem trzeba o nie dbać.

Pracuję i robię swoje. Szukam stref wpływu

Mam wpływ na to, jak mój dzień będzie wyglądał tu i teraz. Ile będę spać (czy było słychać tu dziecięcy śmiech?), czym nakarmię żołądek, a czym głowę. Czy pójdę do lasu.

Mogę wspomóc fundacje, które pomagają na większą skalę. Mogę dołączyć do olbrzymiej grupy protestujących albo spróbować podzielić się czymś dobrym w naszej drugiej rzeczywistości – w sieci. Nie pozwolić, by bezsilność odebrała mi sprawczość. Stamtąd już tylko krok do bezsensu.

Nie chodzi o udawanie, że jest normalnie i nic się nie stało. Od marca dzieje się przecież wszystko… Tyle że biorąc na barki całe problemy świata pomagamy dokładnie nikomu, sobie też nie. Siadając i płacząc nie pomagam też sobie na dłuższą metę – na krótszą jak najbardziej, często to praktykuję.

Piszę, gadam, montuję. Robię swoje.

Tego nikt mi nie zabronił. Jeszcze.

Chodzę na czarno, a co

Pamiętam jakby to było dziś – przygotowywałam ubrania do szkoły. Sięgnęłam po czarne spodnie. Zwykle do tego szła jakaś kolorowa góra, żeby nie było w całości na czarno, bo mówili, że tak się nosi w żałobie. Tego pamiętnego dnia postanowiłam sprawdzić, co się stanie, jak bluzka też będzie czarna.

Nie stało się nic specjalnego poza tym, że w czerni spędziłam następne 3 lata. I odpowiadałam na pytania, czy ktoś mi umarł.

Potem życie eksplodowało kolorami i garderoba też, a teraz zdecydowanie lepiej wyglądam w jasnych kolorach. Jednak w czasach Wielkiego Wkurwu coś we mnie krzyczy, a ręce sięgają po czarne ubrania. Dlatego nie pozbyłam się ich z szafy. Wiem, że są chwile, kiedy one zwyczajnie pozwalają mi coś wyrazić. Niemoc, bezradność, wkurwienie. Tak się wyrażam – snuję się po domu w czerni i piszę albo bazgrolę.

Tego nikt mi nie zabronił. Jeszcze.

Używam wulgaryzmów i mówię potocznie. I pracuję z tekstami!

Odpowiednia playlista

Kończy się tydzień, nie ma nadziei, że następny coś wreszcie zmieni

Gdy trzeba krzyczeć – playlista na wkurwa jest jak złoto. Najlepiej się drzeć z Chesterem, choć Bellamy też się sprawdzi. Albo Manaam i Kult – oni bardziej wiedzą, o co tu chodzi w tym kraju. A na pewno lepiej niż koledzy ze Stanów czy z Wysp.

Trzeba jednak uważać, bo muzyka bywa mieczem obosiecznym. Kto nie lubił się czasem dobić muzyką… Dlatego unikam Radiohead jeszcze bardziej niż zwykle, żeby mi się żyły same nie otwierały. W towarzystwie tych wszystkich czterech zespołów, które znam, czuję się bezpieczniej.

Ostatnio stworzyliśmy na Instagramie playlistę z muzyką na wkurwa. Wpadnij na mój profil i zajrzyj w wyróżnione relacje: „Piosenki”. Najpierw polecą te na dobry humor, potem takie utwory, których moi obserwatorzy słuchają w chwilach złości, gniewu, wkurwienia.

Oto więc kolejny sposób, dzięki któremu daję radę rozładować napięcie skumulowane w żołądku i w plecach. Tego nikt mi nie zabronił. Jeszcze.

Flamastry, zeszyty i bzdety

Są dni, kiedy można skupić się na pracy. Są takie, kiedy myśl o przyszłości wkrada się nawet między wersy w pliku tekstowym, i zostawia po sobie ślad dreszczy na skórze.

Wtedy bazgram. Kolejny stopień przekleństw, jaki powstaje w mojej głowie, w stylu „Wypierkurwadalać” zyskuje na sile, kiedy starannie rzeźbi się go nowym pisakiem. I nieważne, że daleko temu do rozkładówek bullet journal, i że można było w tym czasie zrobić coś PRODUKTYWNEGO.

Nie można było.

Zajęte ręce oznaczają zajętą głowę – na szczęście tym, co dzieje się teraz w domu, a nie na Onecie. To dlatego tak dobrze działa pisanie, malowanie albo krojenie warzyw do wykwintnego pieczonego makaronu.

Spróbuj. Tego nikt nam nie zabronił. Jeszcze.

Prosić o pomoc – takie banalne, a takie trudne

Zawsze wiedziałam, że zdrowie jest jedną z najważniejszych wartości. Teraz czuję to jeszcze bardziej – wystarczy wyobrazić sobie, że ktoś z mojej rodzinie choruje i próbuje w czasach korony otrzymać pomoc w służbie zdrowia, która ledwo dycha… Od razu jakoś przychylniej patrzy się na to, co się ma.

W każdym razie teraz zdrowie jest jeszcze bardziej ważne, a jednocześnie szwankującej psychiki nie traktujemy wciąż jak bolącego zęba. Czyli nie idziemy po pomoc. Przypomnę więc tylko, że warto, jeżeli wszystko, co się dzieje wokół, staje się zbyt trudne do udźwignięcia. Żaden to wstyd, naprawdę.

To już koniec jakże nerwowego wpisu. Mam jednak nadzieję, że mimo wszystko masz w sobie trochę więcej pogodnych emocji. Ja przypomniałam sobie, czemu może służyć blog. I że to jednak wciąż blog osobisty, a nie firmowy! Pozdrawiam ciepło, jeśli właśnie kończysz czytać ten tekst. Czy któryś ze sposobów radzenia sobie ze słabszymi chwilami jest Ci bliski? Sprawdza się u Ciebie? Daj znać!

Listy od Agaty

Za dużo presji w tworzeniu do neta?
Pozwól mi ją z Ciebie ściągnąć.
Zapisz się!

Wyrażam zgodę na przetwarzanie podanych danych w celu otrzymywania newslettera od Agaty Borowskiej. Szczegóły przetwarzania danych znajdę w polityce prywatności.