Produkty, które udają zdrowe cz. I

Kategoria:

Nie znamy czasów, kiedy owoce jadło się latem, by zrobić sobie zapasy tłuszczu na trudną do przetrwania zimę. Nie pamiętamy ojca, który (dzierżąc w dłoni maczugę) opuszcza jaskinię na cały dzień,  a po powrocie rzuca na stół z kamienia kawał zwierza. Podejrzewam, że wielu z Was, podobnie jak ja, nie pamięta nawet czasów octu na półkach, żywności na kartki i wszędobylskiego „pan tu nie stał”.

Nasza rzeczywistość jest inna. Jedzenie jest wszędzie. Ach, przepraszam… Produkty są wszędzie. Aby zasłużyć na miano jedzenia, paczkowane wytwory powinny w jakiś sposób odżywiać ludzki organizm. Czasem wystarczy odwrócić opakowanie, by przeczytać, że odżywczości w nich niewiele. Mimo to, produkty nadal kreują się na najlepszą szamę świata, sprzyjającą zdrowiu, wyglądowi, kondycji, wadze i wszystkiemu temu, co chce się pokazać na najnowszym selfie. Jednak wynalazki te nie przechytrzą każdego! Ja wiem, co z nich za cwaniaki i Wy też wiecie. A jeśli nie, to już Wam przedstawiam…:


4 PRODUKTY, KTÓRE UDAJĄ, ŻE SĄ ZDROWE


Keczup. Z czego jest keczup? No… z pomidorów. Taki przecier pomidorowy, tylko w plastikowej butelce. Jasne… Wystarczy zobaczyć, co ma wpisane na pierwszym miejscu  składu. Jeśli kiedyś zdecydujesz się na odstawienie cukru, posmakuj keczup zaraz po tym detoksie. Już wiesz, jaki smak poczujesz? Zamiast keczupu już od długiego czasu jem przecier pomidorowy. Najprostszy, ze słoiczka, który ma w składzie… pomidory i wodę.

Izotonik. Dzisiaj to będzie mokro na  treningu… Pół godziny chodzę po bieżni, to muszę potem uzupełnić minerały, które organizm wypocił! Cóż, nie do końca. Niebieskim płynem można uzupełnić co najwyżej ubytki aspartamu i różnych regulatorów/emulgatorów. Idea stworzenia tego napoju może i była świetna, ale po drodze wszystko się rozmyło i w efekcie z reguły proponuje się nam kolejną chemiczną mieszankę wybuchową. Dbając o to, aby nic nie wybuchło w  jelitach, można wziąć wodę, sól, miód i cytrynę. Zmieszane i wstrząśnięte, jeśli trzeba. Koniec filozofii.

Jogurt light. Temat stary i oklepany: pewnie tylko przypomnę, że to zło. Tłuszczofobia zrobiła swoje, a producenci lajtowej żywności zbijają kokosy na naiwności konsumentów. Jogurty light bywają pyszne, ale ta pyszność jest sztuczna, ponieważ jedyny nośnik smaku – tłuszcz – został z nich usunięty. Ten beztłuszczowy kremik  niewiele wnosi do Twojego życia oprócz głodu krótko po spożyciu. Reklamodawcy zadbali o to, byśmy postrzegali jogurt jako wspaniały, zdrowy produkt, a jeśli z owocami to tym lepiej, bo to natura. W rzeczywistości kubeczki są napakowane cukrem, albo gorzej: syropem glukozowo-fruktozowym. Warto? Jogurt, jeśli już chce się zjeść, to tłusty tak jak go stworzyli, a owoce do niego – z warzywniaka.

Batoniki energetyczne. Bywają wyspecjalizowane przekąski, które faktycznie nie mają wiele w składzie i mogą doładować w czasie biegu czy innego długiego dystansu, który pokonuje się na treningu. Znowu warto zainteresować się etykietą. Nawet obecność cukru ma jakieś uzasadnienie, ale już milion ulepszaczy spożywanych na każdym treningu i dodatkowo popitych izotonikiem na pewno nie wpłynie korzystnie na formę. Energetyczne batony można upiec samemu: kiedyś Wam pokażę efekt, jeśli zdążę sfotografować przed zjedzeniem. No i jeśli je upiekę, rzecz jasna.

To tylko kilka z moich ulubionych udawaczy. Myślę, że znajdzie się jeszcze kilkanaście takich. Kto chce dodać coś do dzisiejszej listy, niechaj się nie krępuje!

Listy od Agaty

Za dużo presji w tworzeniu do neta?
Pozwól mi ją z Ciebie ściągnąć.
Zapisz się!

Wyrażam zgodę na przetwarzanie podanych danych w celu otrzymywania newslettera od Agaty Borowskiej. Szczegóły przetwarzania danych znajdę w polityce prywatności.