Ostre koło tandem

Jak ostre koło stało się tandemem. Drugi pierwszy raz na rowerze

Kategoria:

„Jestem o krok od wyciągnięcia ostrego z piwnicy” – czyta wirtualną wiadomość mój przyjaciel. Słyszę dźwięk pompki w ogrodzie i zanim pojawi się odpowiedź, sprawdzam, czy młody człowiek kontynuuje drzemkę. Śpi jak jego matka po kąpieli w piwnej kadzi w Kujankach. Nie trzeba mnie zachęcać, wymykam się z domu.

W ułamku sekundy myślę o tym samym, o czym kilka lat temu, kiedy jechałam do tego domu: „A może to było złudzenie, może mi przeszło?”. A potem widzę je (a może „ją”? A może „go”? Kiedy ten rower zyska imię?) i stery w mózgu przejmują emocje. Ostre ma naddarte owijki i cienką pierzynkę z kurzu, ale reszta – jak zwykle – klasa.

Nic się nie zmieniłeś przez rok. W przeciwieństwie do mnie… Mogę zaproponować lżejszy tyłek, taki nieoczekiwany zwrot akcji po ciąży. Karniemy się?

Nie jestem samobójcą, nie zamierzam zjechać z Widoku. Skręcam w lewo i wjeżdżam na drogę pod lasem, równoległą do ogrodu. Daleko mi do Porsche 911, w trzy sekundy mogę się co najwyżej rozpędzić tak, by dogonić ursusa, ale i tak prawie mdleję z wrażenia. Usta łykają powietrze jak oszalałe, zaczyna mnie piec i w płucach, i w udach.

Zasuwam po asfalcie upstrzonym cieniami drzew. Jednostajny dźwięk powietrza, które wpada między szprychy, staje się dla mnie najlepszym misiem-szumisiem. Zasnęłabym z przyjemnością, ale nie będę ryzykować. W tych czasach trudno umówić się na szybką wymianę uzębienia.

Zamiast zamykać oczy, lepiej rzucić okiem w głąb siebie. Jak zwykle rzeczywistość okazuje się być lepsza, niż zapowiadała się w moich wyobrażeniach. Macierzyństwo weszło dobrze, a jazda na ostrym po przerwie sprawia, że mam zapas narkotyków w mózgu na co najmniej tydzień – mimo że kondycji wystarczyłoby zaledwie na 1/16 Ironmana.

Okazuje się, że ostre stało się tandemem, który nagle mieści dwie osoby: Agatę i Agatę – matkę. Obie czują adrenalinę, kiedy samochód przejeżdża zbyt blisko. Jednak ta druga nie dostaje podjarki, a zastrzyk złożony z podniesionego tętna i komunikatu: „Nie odpierdalaj, musisz wrócić do domu”. Jak to jest? Wydaję na świat życie i nagle moje też nabiera nowej wartości. Nie mogę – nie chcę – tak po prostu rozwalić głowy na rowerze. Jak nigdy wiem, że mam tu jeszcze sporo do zrobienia.

Korba kręci się dalej

Mam te upragnione minuty wolności, które wydawały się wybawieniem na setnej prostej noszenia między łazienką a pokojem. Wiatr we włosach (na głowie – nie jestem tym łysym motocyklistą z dowcipu), czysty umysł, który sam pisze teksty, równomierne pedałowanie… a i tak spoglądam co chwilę, czy w ogrodzie nie widać obudzonego bobasa. Jakby minuty, które spędzi pod najlepszą opieką, miały narobić mu traumy z osamotnienia.

„Dobra, wystarczy już” – pogania tandem Agata – matka. Już pępowina wydłużona o milimetr. O milimetr bliżej do: „Mamo, jestem już duży, ja sam”… Dezynfekcja rąk, do lustra śmieją się zakochane oczy, endorfinowych wirusów zmywać nie zamierzam. Wbiegam po schodach z lekko drżącymi udami, gotowa do ratowania małego świata, w końcu nie było mnie trwające wieczność pół godziny.

Mały świat śpi w najlepsze. W dużym świecie znów kręci się korba. Wszystko będzie dobrze. Nawet, jeśli inaczej.

Listy od Agaty

Za dużo presji w tworzeniu do neta?
Pozwól mi ją z Ciebie ściągnąć.
Zapisz się!

Wyrażam zgodę na przetwarzanie podanych danych w celu otrzymywania newslettera od Agaty Borowskiej. Szczegóły przetwarzania danych znajdę w polityce prywatności.