Drżący głos i ręce, zimny pot, a w klatce piersiowej wręcz palpitacja – tak wielu z nas reaguje na wieść o wystąpieniu publicznym, które czyha tuż za rogiem.
Nie chodzi tu nawet o przemawianie do całego narodu, bo tak zwykle kojarzą się wystąpienia publiczne. Mowa o rzeczach przyziemnych, które spotkają każdego już we wczesnych latach życia: odpowiedzi przy tablicy, egzaminy ustne, prezentacje zamiast pisemnych rozliczeń z przedmiotów na studiach, warsztaty, szkolenia. Taki podcast czy InstaStories to też wystąpienie i czasem wiele potrzeba, by się przełamać i zacząć je tworzyć.
Jeśli wolisz słuchać, mam dla Ciebie podcast na ten temat.
Mówienie do ludzi – jak się przełamać
Mówienie do większych grup można wytrenować, zupełnie jak mięsień – to taka dobra wiadomość na początek.
„Łatwo ci mówić” – powiedziałby kto – „prowadzisz audycje i zajęcia już kilka lat, patrzysz z całkiem innej perspektywy”. Owszem, ale czy zawsze tak było? Czy urodziłam się ze smykałką do większych i mniejszych przemówień? Niepowiedziane. Po prostu praktykowałam to na coraz głębszej wodzie, nie raz krztusząc się falą. Co, jak nietrudno się domyślić, nie brzmiało zbyt dobrze.
Podczas pierwszej audycji w radiu trzęsłam się jak galareta. W trakcie tej, którą dodatkowo miałam realizować (guziczki i inne czary), kiedy nikogo nie było w radiu, omal nie odleciałam ze stresu. Kiedy okazało się, że wraz z naciśnięciem „on air” nie przeniosłam się na tamten świat, pozostało działać dalej.
Pewien komfort dawało mi to, że… nikt mnie nie widzi. Odpadały więc kwestie estetyczne! Można więc powiedzieć, że start był nieco ułatwiony, ale mimo to nie brakowało błędów: zająknięć, wpadek słownych, zapętlania się. Wstyd i hańba? O tak, niejeden by się poddał. Ale ja zwyczajnie wiedziałam, że CHCĘ. Tak mocno, że capslockiem.
Naprawdę napisałam taki tekst… 15 faktów o mnie!
Mówienie do ludzi można wyćwiczyć
To, jak przemogłam się w radiu, przełożyło się na umiejętność lania wody na egzaminach (podczas audycji nie raz trzeba było „szyć”…), a potem na pewno trochę na prowadzenie zajęć. Przy nawoływaniu do pedałowania doszedł aspekt wizualny i tu już na maksa przydał się dystans do siebie – w końcu ciągle widziano mnie spoconą, czerwoną i krzyczącą.
Podenerwowanie na pewno podawałam jak na tacy mimiką. Seria potknięć, ciągle nowe twarze, każda godzina na adrenalinie. Nie było to łatwe, najbardziej pomagała zajawka na to zajęcie – z chwilą wpięcia butów w pedały przestawało się liczyć to, jak wyglądam i ile gaf popełnię.
Dobrze, dosyć o mnie. Choć wystrzegam się poradnikowego stylu, chcę podsunąć dziś kilka punktów, które być może pozwolą komuś przemóc się chociaż raz, kiedy będzie trzeba wystąpić przed szerokim gronem. Oczywiście nie wyczerpię tematu, a po specjalistyczne porady zapraszam gdzie indziej.
Poniżej są moje sprawdzone sposoby, aby mówienie do ludzi nie tylko trzymało się kupy, ale również sprawiało przyjemność.
Mówienie do ludzi – sprawdzone sposoby
- Przygotuj się do wystąpień. Konspekt referatu, przygotowany profil trasy na zajęcia, scenariusz audycji to kluczowe rzeczy, które ograniczają prawie do zera niepotrzebną improwizację. Spontaniczność jest wskazana, wnosi do „projektu” wiele świeżości i luzu. Bardziej komfortowa jest jednak świadomość, że ten spontan jest czymś, nad czym również panujemy. Poczucie panowania przekłada się z kolei na pewność siebie podczas wykonywania zadań.
- Przygotuj się również od strony wizualnej. Nie oznacza to, że masz wciskać się w garniaka albo robić pełen make-up. Zrób tak, by czuć się swobodnie, zarówno podczas prowadzenia wykładu, jak i opowiadania czegoś na InstaStories.
- Twoje wystąpienie to często interes dla drugiej osoby. Choć brzmi to dość topornie, nie da się ukryć, że egzaminator też chce mieć czas dla siebie i w znakomitej większości przypadków nie planuje spędzić całego życia, odpytując Cię z fatycznych funkcji języka. Ten, kto przychodzi na Twoją prezentację, zwłaszcza na konferencjach i warsztatach, jest ciekawy wiedzy, którą zamierzasz mu przekazać. Słucha podcastu, bo lubi słuchać tego, co mówisz.
- Nikt Cię nie zje. W większości przypadków ludzie Cię lubią albo chociaż nie mają wobec Ciebie negatywnych uczuć. A to już dużo. Każdy obawia się kiepskiej oceny i głowi się, jak wypadnie przed szerszym gronem. Pocieszający jest fakt, że jeśli nie przypadniesz komuś do gustu, więcej nie pojawi się na zajęciach, nie włączy audycji, nie przyjdzie wysłuchać referatu. A aby Cię skrytykować zabraknie mu odwagi – chyba że zrobi pokaz (braku) siły w internecie. Na pierwszego hejtera trzeba się sporo napracować, a większości ludzi w ogóle nie obchodzimy.
- Uśmiech, uśmiech, uśmiech. Dystans do siebie, doza autoironii. To działa na lęki tak jak patronus na dementorów. Chyba nie tylko ja lubię ludzi, którzy potrafią się śmiać z siebie?
Prężnie pracujący „mięsień przemówień” daje wiele korzyści. Strach przestaje być paraliżujący, a staje się motorem napędowym. Można też liczyć na łatwość w nawiązywaniu kontaktów i niby tak zwyczajną, ale wiele wartą radość z tego, że się daje coś drugiemu człowiekowi i przy okazji jest się słuchanym.
Mnie to przekonuje i napędza. Może czas, byś odważył się i Ty.