Mężczyźni na zajęciach Indoor Cycling

Kategoria:

Kiedy myślę „fitness”, z reguły widzę oczami wyobraźni kobiety, które ubierają obcisłe ciuszki i lecą wypocić wczorajszy sernik. Nie należy jednak zapominać, że w klubach pojawiają się także panowie, którzy z reguły wybierają siłownię, a nie tańczenie na stepie. Ku mojej radości, nie jest im obca również sala Indoor Cycling, która choć na moich zajęciach przeważnie jest zdominowana przez kobiety, równie gorąco wita wszystkich panów. (Szkoda, że nie przychodzą w takich wdziankach jak na powyższej fotografii!)

A zatem! Łyk dystansu i robimy przegląd najciekawszych bywalców zajęć rowerowych płci męskiej:

PAN BA: Brzuszek i Ambicja. To ten, który zdjął koszulkę z napisem „Lepiej mieć brzuch od piwa niż garb od roboty” i do tej roboty się wziął. Pęka na pierwszych zajęciach, na drugich i trzecich też. A potem zbiera do kupy pęknięte skorupy i po trzech miesiącach zmienia się na tyle, że żona nie śmie już marudzić: „Znooowu idziesz na ten rower?”

Człowiek peletonu. Grupa ta jest bogata szczególnie w kolarzy, ale należą do niej również nie rowerowi goście, którzy podczas lekcji siedzą obok innych mężczyzn. Wtedy włącza się im coś, co nie każdy jest w stanie ogarnąć, a mianowicie: rywalizacja! Jadą w takiej samej kadencji przy każdym utworze i tak do zajechania. Muza swoje, oni swoje, bo się ścigają. Mężczyźni – kto ich zrozumie…

Koks. Przynajmniej nie ma problemów z jazdą na stojąco, bo siła nóg robi swoje. O ile już zdoła się utrzymać po uprzednim dokręceniu obciążenia, jedzie całkiem poprawnie – ach, te mięśnie. Jednak jeśli dokręca, to z bólem serca, bo opór może przecież skutkować niepożądanym wskoczeniem na wysoki poziom cardio, a wtedy… nici z masy. Konflikt tragiczny…

Gość jak ze szkoły muzycznej. Krótka sprawa: on czai rytm. Nie trzeba kierować do niego znaczących spojrzeń na nogę, która ma nadawać tempo. Jakby urodził się po to, by wybijać rytm. Jako że to reprezentant spotykany rzadko, ma się ochotę oddać mu mikrofon i powiedzieć: „prowadź!”

Zosiek – Samosiek. Nie chce pomocy. Tak, jeździłem już. Tak, wiem, jak ustawić siodełko. Nie będzie mi kobieta mówiła. A później.. schodzi z roweru w trakcie zajęć trzy razy. Pierwszy raz, kiedy stwierdza, że jednak dobrze byłoby móc dosyć swobodnie wyprostować nogę. Drugi raz, kiedy kolana informują go, że przeprost nie jest techniką jazdy. Trzeci raz, gdy podczas robienia wave’a końcówka siodełka wbija mu się sami wiecie gdzie.

Wszyscy są świetni i przede wszystkim bardzo często bywają rodzynkami wśród rzeszy pań, które z okazji ich obecności na zajęciach potrafią czasem dokręcić o pół obrotu więcej niż zwykle. Kto spotkał jeszcze innych wojowników, niechaj daje znać!

Listy od Agaty

Za dużo presji w tworzeniu do neta?
Pozwól mi ją z Ciebie ściągnąć.
Zapisz się!

Wyrażam zgodę na przetwarzanie podanych danych w celu otrzymywania newslettera od Agaty Borowskiej. Szczegóły przetwarzania danych znajdę w polityce prywatności.