Wiemy już, że indoor cycling przypomina czasem kabaret, zwłaszcza, jeśli ma się wczutego instruktora! Taki człowiek bez problemu da się zainspirować różnymi pomysłami, które przyniesiesz mu na salę. Daj szansę swojemu instruktorowi wykorzystać jego dziki potencjał, a sam baw się w najlepsze na maratonach indoor cycling. Masz ku temu co najmniej cztery okazje!
Maraton wiosenny
Zaczynamy od najładniej pachnącej opcji. Wiosna nie ma przeciwników jak Halloween, wszyscy są jeszcze w dobrych nastrojach i szlifują formę do letnich startów. Na stragany wraca zieleninka, więc jadłospisy bez większego wysiłku stają się lżejsze. Wydaje się, że nawet pot, który zostawisz na sali, ma zapach konwalii.
Ścieżka dźwiękowa: Och, jak wiele wiosennych utworów proponuje polska muzyka popularna. HEY!, Grechuta… A może Organek? Skaldowie?! Bierz jednak poprawkę na te propozycje, bo jakoś nie przypominam sobie, żeby zespoły udostępniały swoje utwory do zajęć legalnymi drogami. 😉 Ćwierkanie ptaków jest za free, tylko chyba ciężko się jedzie. W ostateczności można się na wiosnę zakochać, a wtedy się nie śpi, więc „Insomnia” wpisuje się w klimat. Co z tego, że naokoło… w końcu na rowerach jeździmy, no nie?
Przebranie dla instruktora i uczestników: sportowe ciuszki, z których dopiero zerwano metkę. Symbol nowego życia i nowej formy! Równie dobrym przebraniem będzie zmiana opony z zimowej na letnią, jeśli wiesz, co mam na myśli.
Przekąski: Fit-kanapki na chrupkim pieczywie z łososiem, koperkiem i jogurtowym dressingiem. Pudding chia z mlekiem kokosowym. Moi drodzy, zachowujemy pozory, nie robimy przykrości pani Wiośnie! Czekoladę wpierdzielamy dopiero w samochodzie pod klubem.
Maraton Halloween
Studia indoorowe z radością wykorzystują fakt, że dynia i strachy wkroczyły na polskie salony. Przecież same są często największą obawą klubowiczów- kto jeszcze nie słyszał: „Poszłabym na rowery, ale się boję”? Taki maraton z reguły jest ulubieńcem wszystkich instruktorów, bo trasę można zaplanować iście upiorną.
Do klubu jedziemy przepisowo, mimo że z tej okazji kusi przejechać na „późnym pomarańczowym”.
Przebranie dla instruktorów: Standardem jest kask z dyni i rękawiczki z czarnej koronki, podkradzione z trumny barokowej matrony. Dla stroniących od porządku – pajęczyna spod sufitu.
Przebranie uczestników: Jeśli o mnie chodzi, możesz przebrać się za seicento na czarnych blachach, które prowadzi osiemdziesięcioletni emeryt. Od razu oblewam się zimnym potem i żaden trening mi do zmoczenia koszulki niepotrzebny.
Ścieżka dźwiękowa: „Upiór w Operze”, diaboliczny śmiech instruktora.
Przekąski: palce z ciasta, shoty z dynią (białkowe, oczywiście…)
Maraton mikołajkowy/świąteczny
Łatwiejszy do zorganizowania bliżej mikołajek, niż Wigilii. W połowie grudnia większa frekwencja jest w supermarketach i kuchniach, niż w klubie fitness. Osoby wierzące jadą w intencji nieprzybrania kilogramów w święta. Niewierzące przekupują tych pierwszych, by za ich sylwetki też ktoś z góry się zatroszczył, bo lepiej dmuchać na zimne.
Przebranie dla instruktorów: Na zimno nie pojadą natomiast instruktorzy, którzy przyodzieją z tej okazji – a jakże! – czapki Mikołaja. Aby poczucie estetyki rowerowej publiczności nie zostało wystawione na próbę, instruktorom zaleca się pozostać w czapce do końca maratonu. Dzięki temu doświadczą mistycznego stanu, kiedy głowa wprost gotuje się od pomysłów. Bardziej odważni mogą przyodziać cały strój Mikołaja.
Przebranie dla uczestników: Największe t-shirty, jakie mają w szafach. To ostatnia okazja, by je zużyć, w końcu nadciąga nowy rok, nowe postanowienia i dziesiątki zgubionych kilogramów…!
Ścieżka dźwiękowa: Po linii najmniejszego oporu, soundtrack z „Kevin sam w domu”. Bardziej ambitni spędzają noc na podrasowaniu „Przybieżeli do Betlejem” do wersji dubstep.
Przekąski: pierogi z kapustą i grzybami, ryba po grecku, makowiec… A nie, sorry. „Zostaw, to na święta!” Zostaje kalendarz adwentowy, zjedzony na jednym posiedzeniu.
Maraton noworoczny
Na razie nie cieszy się w klubach powodzeniem – może dlatego, że nikt nie chce jeździć dwóch rowerowych imprez prawie pod rząd, w dodatku przeplecionych wystrzałowym maratonem z okazji końca roku. Zauważmy jednak, jak niewielkich środków wymaga takie wydarzenie: za przebranie dla uczestników i instruktorów służyć może przeprany na szybko outfit sylwestrowy. Ewentualnie, przychodząc z nieco podkrążonymi oczami, zaznacza się, że „zagubiłem się w czasie i myślałem, że to maraton Halołin”. Jako ścieżkę dźwiękową uczestnicy intonują „Kiedy powiem sobie dość” z jakże adekwatnym początkiem: „Czy warto było szaleć tak…”
A przekąsek nie przygotowujecie, bo PRZECIEŻ JEST NOWY ROK I WSZYSCY SĄ NA DIECIE!
No! To dobrej zabawy.