Mała społeczość

Mała społeczność to wielka rzecz

Kategoria:

Mała społeczność to wielka rzecz – transkrypcja 78 odcinka Podkastynacji. Aby odsłuchać, kliknij poniżej.

Tworzenie w mniejszej skali i mała społeczność to wielkie rzeczy. Nie wiem, czy znacie Binga – taki królik. Ja znam, bo jestem mamą prawie trzylatka. Tam na końcu zawsze opiekun królika mówi, że coś tam, coś tam „to wielka rzecz, Bing”. No więc mała społeczność to wielka rzecz, Aniu, Ewo, Piotrze, Michale, Mateuszu. To wielka rzecz.

Gdy się zaczyna tworzenie w social mediach, obojętnie czy to Instagram, TikTok czy może Facebook, lub bardziej ogólnie – tworzenie do sieci, na przykład w postaci bloga czy podcastu, to bardzo się chce mieć odbiorców. Gdybyśmy nie chcieli, robilibyśmy to do szuflady, prawda? Myślę, że wielu z nas za miarę swojego sukcesu uznaje te cyferki, będące przy profilu czy przy innych statystykach, które codziennie (albo nie codziennie) oglądamy. Lepiej nie codziennie, ale zwłaszcza na samym początku bardzo często się je sprawdza. Jeżeli ta liczba nam nie rośnie lub nie rośnie w dosyć szybkim tempie, to zastanawiamy się, co robimy nie tak. Często towarzyszy nam niecierpliwość, chcielibyśmy wszystko szybciej. W końcu wkładamy tyle pracy w to tworzenie treści i wyrobienie tego, co nas interesuje oraz przekazywanie tego ludziom, że bardzo chcielibyśmy widzieć rezultaty, a tutaj narobiliśmy się na karuzelę, narobiliśmy się na posta na blogu, a tu nagle pięć odsłon, pięć wyświetleń, dwa lajki, z czego jeden jest od mamy.

No i stwierdzamy, że, heloł, ja chyba coś robię źle. Natomiast kiedy wpadają te lajki, przychodzą obserwatorzy, ktoś skomentuje to, co zrobiliśmy, uruchamia się w nas automatycznie dopamina. Myślę, że to jest właśnie pierwsza rzecz, którą trzeba zaznaczyć i warto, żebyś o tym pamiętał(-a), kiedy zaczynasz tworzyć i jesteś już po kilku miesiącach robienia tego.

Social media i lajki wyzwalają w nas tę reakcję ­– dopamina się uruchamia i jest nam miło. W tej całej twórczości w Internecie chodzi o to, aby to nam nie przysłoniło tego prawdziwego sensu naszego działania, no bo wiadomo, że to jest miłe. Nie da się zaprzeczyć temu, że jak wchodzisz sobie na ten Instagram i widzisz kilkucyfrową ikonkę przy wiadomościach, że tutaj ktoś o Tobie wspomniał, tutaj masz jakiegoś lajka – to stwarza nam taką iluzję, że w końcu jesteśmy wszędzie, coś się dzieje, zaczynamy się robić popularni, ktoś nas widzi. Mamy zrozumienie i tę uwagę, o którą przecież tak zawsze zabiegamy w social mediach. Jeden post nam się tak poniesie i coś się uda, i potem próbujemy powtórzyć ten sukces, a tu jednak już tak to nie działa.

LAJKI! KTOŚ MNIE DOCENIŁ!

Na moim przykładzie, z okazji tego, że osiem lat tworzyłam do sieci, stworzyłam taką serię rolek na Instagram, co zrobiłabym inaczej. No i wiadomo, ludzie jak zobaczyli pierwszą taką rolkę, przyjęli ją cieplej niż potem. Gdy już wjechała druga czy trzecia, to ludzie już wiedzieli, czego się tam spodziewać i już lajków dużo pod tym nie było. No i teraz pytanie, czy ja powinnam się tym przejąć i nie dokończyć tego, co zaczęłam, chociaż bardzo chciałam? No nie, nie o to w tym chodziło, żeby zbierać dopaminowe nagrody, tylko o to, żeby przekazać coś dobrego ludziom.

Wiadomo, że lajk to jest zawsze potwierdzenie tego, że komuś się podoba, ale warto też patrzeć, jak my jako odbiorcy reagujemy. Kiedy ja kogoś obserwuję i widzę jego posty, zawsze staram się dać tego lajka, bo widzę, że ktoś się narobił, wow, to polajkuję albo skomentuję, jeśli mnie temat zajmie, ale równie często jest tak, że lubię kogoś, obserwuję, ale przewijam dalej i okej. To nie jest nic personalnego. Myślę, że wielu z nas ma tak, że właśnie tak to w swoich treściach odbieramy: „o jeny, nie było lajka, nie było subów, nie było czegoś; nie jest już to tak warte dużo, a ja myślałem, że to jest wartościowa treść”.

Uwaga, w 2022 roku to, że dasz wartościową treść wcale nie równa się temu, że dostaniesz dobrą informację zwrotną od odbiorców, bo są po prostu zarzuceni wszystkim. Pamiętaj, że jest też algorytm, szczególnie w social mediach Marka Zuckerberga, który działa tak, że…, kurwa, nikt nie wie jak on działa. Wiadomo, jeżeli nie masz tych lajków lub komentarzy, to automatycznie przychodzi przekonanie, że „no dobra no, czyli Instagram pokazał to tej grupie testowej, ale nie było zainteresowania, więc nie pokazuję tego dalej, więc to ja generalnie jestem do dupy, w sensie moja treść była do dupy”. Bardzo mnie to denerwuje, że ktoś może przez to tak myśleć, bo sama też miewałam takie myśli. Mówię: „no to halo, to co ja robię źle, co mam robić dobrze? Ja nie mam nic innego, daję po prostu z siebie wszystko, co mam”.

Dopiero potem zaczęłam na to patrzeć od tej strony, że, kurwa, może ktoś specjalnie chce we mnie wzbudzić poczucie winy, albo może nawet nie, że ktoś chce, no bo okej, ja tu nie jestem pępkiem świata. Nie trzeba tego tak personalnie traktować, szczególnie teraz. Co innego, jakbyś sobie zaczynał(a) w 2010 roku, kiedy przestrzeni jeszcze było multum i nie było różnych miejsc w sieci, w których można było ten kontent publikować, a ludzie jeszcze tak do końca nie kumali, że warto pokazać w sieci siebie i swoją działalność. A co innego teraz, kiedy tego jest mnóstwo i każdy (albo większość) wie, że strategia contentowa firmy musi być i nie wiadomo, co tam trzeba robić.

Jeżeli tworzenie do sieci zaczyna w nas tworzyć straszne blokady albo polegamy tylko na tym, żeby dostać ten zastrzyk dopaminy i uznanie od ludzi, to to długo nie pociągnie. Był taki mem: „Andrzej, to jebnie” – i naprawdę tak się stanie, bo my prędzej czy później, działając tak, zaliczymy jakiś dół, bo po prostu nie da rady z siebie wypuszczać ciągle tak samo dobrej treści. To też takie zapędy perfekcjonistyczne w nas uruchamia, co jest całkowicie bez sensu, bo totalnie tę twórczą stronę zabija.

RAZ NA WOZIE…

Warto się przyzwyczaić do myśli, że będą zarówno dobre treści, jak i te gorsze. Czasem zrobię coś lepszego, czasem gorszego, a jeszcze innym razem wrzucę materiał w najlepszym czasie i ludzie się na to rzucą, będą komentować, lajkować, dostanę dopaminy w workach, bo akurat się dobrze trafiło. Tego nie da się do końca dobrze wytłumaczyć. Zdarzy się, że wrzucisz coś w niedzielę o 20:00 i okazuje się, że akurat wszyscy wtedy wrzucali, a Ty i tak się wybiłeś dosyć fajnie, a niekiedy zrobisz to w takim czasie, że się wydaje, że nikt akurat nie jest w tych smartfonach swoich i dostaniesz potwierdzenie, że faktycznie nikogo nie ma, a jeszcze innym razem właśnie o tej porze, kiedy nikogo powinno nie być, Twoja treść się przyjmie super.

Tym chaosem chcę Ci pokazać, że naprawdę nie ma wytycznych. Jeżeli ktoś mówi: „pobierz sobie checklistę dwudziestu rzeczy, które musisz zrobić, żeby zbudować zasięg”, „w miesiąc przybyło mi 2000 followersów” i tak dalej – ja ciągle widzę takie reklamy, bo się tym interesowałam na Instagramie. I to samo widzę, jak na przykład teraz uczą kręcić rolki i mówią, co musisz zrobić, żeby kręcić rolki, albo co robisz źle, że nie masz tylu i tylu wyświetleń… no nie dobija was to poniekąd? Czy ja nie mogę się skupić na tym, żeby tworzyć takie rzeczy, jakie umiem i lubię i poczekać na ludzi, którzy mnie znajdą, niż na siłę próbować tych nie wiadomo ilu rozwiązań, szczególnie po tylu latach?

Na samym początku, i to Ci też chciałam powiedzieć, ja już o tym kiedyś wspominałam, ale to warto powtórzyć, ta mała społeczność, którą masz – i to jest ten jej objaw tego, że ona jest wielką rzeczą, jak to mówi Flop – sprawia, że masz możliwość testowania. To jest coś rewelacyjnego, bo jeżeli masz jeszcze jakieś blokady przed tym, żeby się pokazać w necie, a to wcale nie jest takie oczywiste, że każdy sobie chce tańczyć przed kamerą do rolek czy tiktoków, to właśnie to, że masz jeszcze taką małą społeczność wokół siebie, to to jest ogromna rzecz. Możesz zobaczyć, co im się podoba, a co nie. Wiadomo, że na trzydziestu osobach inaczej wypadnie Ci te „doświadczenie”, niż jakbyś miał pięćset albo tysiąc osób – to nie o statystyki teraz chodzi tak do końca, tylko o to, że przy bardziej kameralnym gronie możesz się poczuć bezpieczniej.

Przeczytaj: Recykling treści. Jak go zrobić dobrze?

Jeśli jesteś już jakiś czas w tej sieci, to też nie o to chodzi, żeby, kurcze, brać pod uwagę wszystkie porady z różnych stron świata i te chujowe checklisty, które każą Ci pobrać, bo ktoś stwierdził, że on Ci teraz wytłumaczy, jak działa algorytm. Ostatecznie, jeśli nic z tej treści checklisty czy PDF-a nie wyniesiesz, to jest to Twoja wina, prawda? Bo nie umiałeś dobrze tej wiedzy wykorzystać. Taka jest retoryka wielu speców od Instagramów, Facebooków.

Mnie się to bardzo nie podoba, bo tak na dłuższą metę, gdy sobie wyobrażę takiego twórcę, który zaczyna, robi zarąbiste rękodzieło, ale do końca nie kuma, jak działa Internet, to po prostu łyknie to wszystko jak młody pelikan i będzie się zastanawiał, co on robi źle, a tak de facto powinien tworzyć regularnie, wierzyć w to, co robi, pokazywać tę pasję, pokazywać siebie. Powinien pokazać unikalną rzecz, unikalne podejście i poczekać na tych ludzi, którzy i tak przyjdą, jeżeli będzie się robiło regularnie dobre rzeczy. To potrwa, ale właśnie o to chodzi, żeby nie chcieć tego tak na siłę przyspieszać, tylko stwierdzić, że to jest po prostu długi proces. Jestem przekonana, że wtedy to zacznie w końcu przynosić rezultaty.

Oczywiście teraz powinnam dodać, że to musi być strategia, ustalona grupa docelowa, trzeba dopasować język i tak dalej. Ale jeśli jesteś osobą, która dopiero sobie rozkręca ten profil, to podejrzewam, że walczysz o to, żeby po prostu było tam regularnie. Szczególnie, jeżeli to jest taki twój drugi etat i chcesz właśnie tę motywację utrzymać, więc na sam początek wystarczy Ci tworzenie regularnie i z sercem, pokazując siebie.

RELACJE Z OSOBAMI Z MAŁEJ SPOŁECZNOŚCI

Myślę też, że małą społeczność, którą będziesz miał(-a) na samym początku, naprawdę warto docenić, bo oprócz bezpiecznej przestrzeni, aby coś robić, masz także tą bezcenną w zasadzie rzecz, jaką jest możliwość utrzymywania relacji. Przyznam, że ze sporym zdziwieniem obserwuję to, jak niektórzy zaczynają głośno mówić w social mediach, że tak naprawdę w tych biznesach chodzi o relacje… ja zawsze wtedy tak patrzę i myślę: you don’t say. To trochę tak, jak na przykład na rozmowie o pracę chce się za swoją zaletę pokazać swoją sumienność i dostarczanie rzeczy na czas. Okazuje się jednak, że serio to ma znaczenie i nie jest takie oczywiste. I to jest coś właśnie z tej pasieki, nie? Interesowanie się ludźmi. Jeśli przyjdzie do Ciebie jakiś nowy obserwator, to się przywitasz, jeżeli ktoś skomentuje, to odpowiesz na ten komentarz. To wcale nie jest takie oczywiste, a tym się właśnie buduje relacje.

Gdybyśmy sięgnęli do starszych książek z marketingu, to tam powiedzieliby nam to samo i wcale nie chodzi o takie interesowne zainteresowanie ludźmi, bo to czuć na dłuższą metę. To, że jestem ciekawa ludzi, przychodzi mi dosyć naturalnie. Kiedy pracowałam w radiu albo w gazecie, albo na sali indoor cycling, to drugi człowiek to była podstawa mojej zawodowej egzystencji, ale przychodzi mi to naturalnie, więc rozumiem, że może być trudno się tego nauczyć. Jednak z drugiej strony to jest najcenniejsze, co możesz zrobić w tych mediach społecznościowych. Właśnie tego to dotyczy – społeczności. W social mediach nie chodzi o dużą społeczność, tylko również o tą małą, z którą będziesz mieć te relacje. Musisz docenić tych, których już masz wokół siebie, a nie ciągle szukać nowych osób.

Pamiętajmy o tym, że dużo zależy od działalności, jaką się zajmujemy, w jakiej branży działamy i co pokazujemy w Internecie. Jeżeli zajmujemy się kulinariami, to tak domyślnie będzie nam trochę prościej zbudować dużą społeczność, bo wszyscy jedzą. Ale czy każdy potrzebuje korekty tekstu? Chociaż wymienimy sobie wiele branż, które potrzebują tekstu poprawionego, albo wiele branż, które w ogóle potrzebują tekstu i ludzi do pisania, to jednak wciąż więcej ludzi będzie jadło niż potrzebowało tekstu, dlatego na maksa trzeba uważać, do kogo się porównuje. Jacek Kłosiński ostatnio na webinarze się śmiał, że nie będzie konkurował z jakąś dziewczyną, ładną dziewczyną, która zajmuje się przepisami i ma kilkadziesiąt tysięcy obserwujących, kiedy on tworzy treści i ma trochę węższą grupę odbiorców. Warto tak o tym myśleć. Nie każdy będzie się jarał rękodziełem, ale można pokazać na co dzień, że to jest fajne. Można nagrać ujmujący, zatrzymujący, wzbudzający emocje filmik, z piękną, romantyczną muzyką i przybliżyć innym, że to, co robimy swoimi dłońmi jest świetne, ale potrzeba czasu, zanim się ludzie do tego przekonają, jeżeli na co dzień tego nie widzą i nie interesowali się tym nigdy dotąd. Oczywiście da to mniej lajków niż na samym początku pyszne jedzenie albo chociażby taka bardzo sztampowa rozrywka.

Warto jednak czasami sobie coś luźniejszego wrzucić, jeśli już tych lajków tak brakuje, albo mega się chce takiego zastrzyku i ma się potrzebę – to nie jest nic złego. Tu nie o to chodzi, żeby narzucać sobie sztywne. Ja też bardzo często mówię, że gdzieś ten luz musi pozostać. Wszystko rozbija się o taką równowagę, ale też o autentyczność. I ja też mam TikToka po to, żeby sobie dać upust w tym, co czuję, że na Instagramie nie spełniło swojej roli zupełnie. Czy na TikToku spełnia? Chyba tak, bo skupiam się głównie na mojej radości. Wiem, że to nie jest teraz popularne i tak w zasadzie nie powinno być, bo wszędzie jest odbiorca. Bardzo szanuję to, że jest ze mną tyle osób i poświęcają mi uwagę, ale szczerze, jeżeli mam wybrać, to wolałabym, aby poświęcili uwagę w podcaście.

Gdy sobie tak przewijają i ich rozbawi akurat to, co stworzyłam po to, żeby mi się zrobiło lepiej, to bardzo miło, ale nie odbieram tych osób jako takich, które chciałyby zostać ze mną na dłużej. Jeżeli chcę, żeby ktoś został ze mną na dłużej, to nagrywam podcast. To jest ważne, żeby sobie te formy jakoś rozgraniczyć i znaleźć swój format.

Nawet jeśli mówimy do wąskiej grupy, spoko mieć newsletter dla dziesięciu, czterdziestu czy pięćdziesięciu osób, jeśli tylko będziesz to robić regularnie. Dzięki temu właśnie tej regularności się nauczysz i ona nie musi być bardzo sztywna. Jeżeli będziesz przez pół roku nagrywać podcast dla dziesięciu osób, to wyobraź sobie tych ludzi, którzy są i Cię słuchają. Czasami niektórzy w domu nie mają choćby jednej takiej osoby, a ty masz ich dziesięć. To pokazuje wagę tej małej społeczności – jeżeli wystarczająco często będziesz do nich przychodzić z dobrymi treściami, takimi, jakby znajomy do Ciebie przyszedł na kawę i opowiedział Ci coś fajnego, to siłą rzeczy ludzie będą Cię kojarzyć z tego, że coś takiego robisz.

A co z tego, że zgromadzisz tłum? Jeżeli zgromadzisz tłum, to czy każdy będzie faktycznie zainteresowany tym, co robisz, jeśli zupełnie nie będzie odzewu? Zakładając, że liczby mają być po to, aby nam tylko poprawić humor, to moim zdaniem to kompletnie nie ma sensu. W małej społeczności będziesz kojarzyć, co kto robi.

Ta mała społeczność ma też ogromne znaczenie w wymiarze offline. Teraz każdy podkreśla to, że w dobie gwałtownych zmian i różnych tworzących się podziałów i obecnych kryzysów, a może nadchodzących, warto mieć swoją małą ojczyznę i małą społeczność, w ramach której będziemy mogli się wymieniać na przykład różnymi usługami, jak to było kiedyś. To może taka wizja, która się nigdzie nigdy nie sprawdzi, ale ostatnio często się natykam na taką retorykę i wydaje mi się, że coś w tym jest. Myślę też, że kiedy zaczynamy budować społeczność i czytamy te wszystkie poradniki i sruty-tuty… Przepraszam za te sruty-tuty wszystkich, którzy piszą takie poradniki. Wierzę, że jest wiele wartościowych poradników, ale myślę, że niektóre powinny być bardziej życiowe, a nie zerżnięte z podręcznika do marketingu.

W procesie budowania społeczności warto do pewnego stopnia patrzeć, jak robią inni, ale skupić się na przekazywaniu swojego pierwiastka, bo treść będzie ta sama – dwieście osób może powiedzieć, że się mówi „odnośnie do”, a nie „odnośnie”, dwieście osób może opowiadać, jak pisać prostym językiem, tysiąc osób może debatować, czy kolacja węglowodanowa jest dobra, czy nie jest dobra, ale wyróżnienie się spośród wszystkich komunikatów jest możliwe jedynie wtedy, kiedy wypowiada się po swojemu i wsadza się w to troszkę swojego pierwiastka. Core tego komunikatu, jego rdzeń, korzeń się nie różni, ale sposób podania już tak i tylko tym możemy zaprocentować. Właśnie to jest w nas unikalne i wtedy jesteśmy sobą. Możemy pokazać swoje podejście, co pozwala otrzymać ten aspekt autentyczności. Tylko to, co jest w nas i jacy jesteśmy, jest unikatowe.

„WSZYSCY JUŻ O TYM MÓWILI”

Swoją drogą, czy ktoś chce udawać kogoś innego w Internecie, czy nie. To zostawmy, ale załóżmy, że nie. Jeżeli czujesz potrzebę podjęcia tematu, który każdy inny już podjął, to po prostu zrób to. To nie jest wytłumaczenie: „a dobra, już wszyscy o tym mówili”. Po pierwsze, no okej, wszyscy może mówili, ale ktoś jeszcze o tym nie słyszał. Po drugie nikt nie powie tego tak, jak Ty to zrobisz. Pomyśl, co masz takiego w sobie, żeby móc to przekazać innym ludziom i w jaki sposób. Ja wiem jak mówię oraz wiem, że jest w tym czasami chaos i przeklinam. Gdy słuchasz podcastów, to znasz ten styl, ale ilekroć ja bym się starała zrobić to inaczej – to nie wyjdzie. Jednak dzięki temu, kiedy się wypowiadam i stwarzam atmosferę u siebie na profilu albo w różnych innych formach, automatycznie przyciągam ludzi, którzy od razu się swobodnie ze mną porozumiewają. Nie trzeba przebijać jakiejś ściany, kruszyć lodów, tylko od razu można normalnie rozmawiać.

To jest coś nieocenionego, nigdy bym tego nie dostała, gdybym wsadziła sobie kij w wiadomą część ciała i próbowała udawać kogoś, kim nie jestem. Niektórzy mają właśnie taką postawę z automatu, czyli są na przykład uporządkowani, bardzo ładnie się wypowiadają – kojarzą mi się z profesjonalizmem, wiecie, nie takim sztucznym, tylko po prostu są sobą w tym profesjonalizmie. Właśnie to jest ekstra.

Ja wiem, że jestem profesjonalna, kiedy coś wykonuję, ale jak próbuję coś przekazać, jakieś treści, to nie będę mówić poważnie albo coś w tym stylu, bo mi się to po prostu nie uda. Warto, żebyś też spojrzała na to, jak Ty się w życiu zachowujesz i czy możesz to przełożyć na swoją działalność w Internecie. To tak odnośnie do tej spontaniczności i autentyczności, bo ona naprawdę przyciąga ludzi, którzy do Ciebie pasują. Nawet jeśli będzie ich niewielu, zapadniesz im w pamięć. Lepiej zapaść w pamięć niewielu osobom, które potem wrócą, niż być błyskiem, pstryknięciem w głowie wielu niepowracających do Ciebie osób.

Ludzie czasami przychodzą po bardzo długim czasie. Miesiącami słuchają podcastu, czytają bloga, podglądają na Instagramie, ale żeby się odezwać, zajmuje im to więcej czasu. Ty myślisz, że tych odbiorców nie ma. To często jest tak z podcasterkami, z którymi rozmawiam – faktycznie, jeśli chodzi o podcast, bardzo trudno dostać informację zwrotną, bo po prostu infrastruktura temu nie sprzyja. Na YouTubie można skomentować, ale na Spotify – nie. Na Instagramie tylko wtedy, gdy jest o tym post albo ktoś napisze wiadomość, direct messages. Właśnie wtedy się wydaje, że tych ludzi nie ma, a potem się wchodzi w statystyki lub ktoś się odezwie i powie: „ej, ja słucham od pierwszego odcinka” albo „ten i ten odcinek mi się podobał”, albo „słuchaj, super, zgadzam się z tym, co powiedziałaś ostatnio” i okazuje się, że to, że nie ma namacalnych dowodów na obecność ludzi, nie oznacza, że ich nie ma. Ja wiem, że to jest takie gadanie, które może nie do końca Cię zachęca, nie pociesza, nie motywuje, ale jest życiowe. Mówię Ci z doświadczenia, że tak jest, a najczęściej się to okazuje, kiedy człowiek już ma to ochotę rzucić gdzie bądź.

MAŁA SPOŁECZNOŚĆ I TESTOWANIE TREŚCI

Mała społeczność to wielka rzecz, bo daje możliwość testowania różnych rzeczy. Pozwala Ci być w bezpiecznym środowisku i budować relacje mogące przełożyć się w super znajomości w świecie offline. Wiadomo, że duże zasięgi, dużo lajków, daje nam potrzebną uwagę i dopaminę. Może też nam pomagać robić dobre rzeczy, bo czasem z jakimś ważnym komunikatem chcemy dotrzeć do szerszej grupy ludzi, ale wszystko w swoim czasie.

Jeśli masz taką branżę, która nie jest potrzebna wszystkim na gwałt, albo nie robisz takich typowo rozrywkowych treści czy nie wpadłeś na jakiś wspaniały, wyjątkowy, unikatowy format, tylko sobie tak spokojnie rzeźbisz, to zostań w tym spokoju i czekaj co się wydarzy, próbując od czasu do czasu podjąć akcję, nawiązać relacje. Życie tak się splata, że czasami naprawdę trudno przewidzieć, skąd przyjdzie sygnał, który wszystko ruszy. Takie pierwsze trzęsienie ziemi. Wyobraziłam sobie Jengę, ale to by było nieadekwatne, bo my chcemy budować, a nie rozwalać wieżę, ale często tak jest, że jeden klocek się poruszy i cała reszta zaczyna drgać, coś się zaczyna dziać.

Gdy jesteśmy w tych blokadach albo w myśleniu, że: „o, Boże, powinienem jeszcze mieć 2000 więcej followersów, to jest ta recepta na to, żeby wszystko było wspaniale w mojej działalności internetowej”, jest to pierwszy krok do tego, żeby siedzieć i nic nie robić, a jednak trochę o to chodzi, żeby to ruszyć. To my nadajemy ruch, a jeśli jest ruch, zaczynają dziać się wokół nas różne inne rzeczy.

Jeśli masz przykłady, kiedy coś się zaczęło dziać, bo coś robisz, albo z małej społeczności wynikły jakieś ekstra rzeczy, to daj znać mnie. Ja bardzo chętnie te przykłady podam dalej, bo ważne jest, żeby teraz mówić o tym, że przepis na sukces w Internecie, który odbieramy jako dziesiątki, tysiące, setki followersów, to niekoniecznie jest to, czego potrzebujemy. Ja to też zrozumiałam po długim czasie. Tak naprawdę nie potrzebuję tego aż tak mocno. Chciałabym mieć właśnie takich ludzi, z którymi będę mogła pogadać w normalnym życiu i jeśli mi coś zlecą, to jest większa szansa, że my się od razu dogadamy i będziemy na tych samych falach nadawać, zamiast się przebijać przez jakieś bariery czy blokady komunikacyjne. Jestem człowiekiem radia, muszę na tych samych falach nadawać i koniec, a myślę, że to też dla człowieka po drugiej stronie, dla klienta, jest ważne, żeby ta komunikacja była tak pyk, pyk, pyk, pyk, jak taki pozytywny ping-pong, a nie jak odbijające się co chwilę maile w korpo.

Chciałam wlać otuchę w serca ludzi, którzy uważają, że jednak stu obserwatorów albo dwa lajki pod karuzelą, to jest nic. Wiem, że to potrafi demotywować, natomiast jestem też przykładem wytrwałości i tego, że można z tego robić fajne rzeczy. O ile nie masz jakichś ogromnych ambicji, żeby być influencerem i żyć ze sprzedaży kosmetyków albo reklamowania różnych rzeczy, do czego są potrzebne zasięgi, to naprawdę myślę, że spokojnie możesz robić swoje, natomiast musisz się uzbroić w cierpliwość. Z nią na pewno podziałasz dużo, jestem o tym przekonana. Życzę Ci wszystkiego dobrego na tej kontentowej, internetowej, podcastowej, instagramowej drodze życia, bo świetnie jest się trochę powyrażać w sieci i znaleźć ludzi, z którymi to (uwaga, nadużywane ostatnio słowo w sieci) rezonuje.

Życzę Ci wszystkiego dobrego na kolejne dni i dużo weny, jak również systematyczności niewynikającej z weny.

Listy od Agaty

Za dużo presji w tworzeniu do neta?
Pozwól mi ją z Ciebie ściągnąć.
Zapisz się!

Wyrażam zgodę na przetwarzanie podanych danych w celu otrzymywania newslettera od Agaty Borowskiej. Szczegóły przetwarzania danych znajdę w polityce prywatności.