Kwarantanna

Kwarantanna: dzień pierdyliard pierwszy

Kategoria:

Ten tekst zaczął się od opisu do zdjęcia na Instagramie. Poszedł w taką stronę, że zreflektowałam się: Hej, Instagram to nie jest miejsce na wywlekanie emocjonalnych flaków. Przynajmniej nie dla mnie.

Blog już też miał nie miał nim być, ale… kogo ja chcę oszukać? Te zdania krzyczą we mnie, chcą się wydostać. Ikonki z usługami nie zmienią tego, że pisanie jest dla mnie formą terapii.

Jednocześnie wiem, ile na co dzień czytasz wszystkiego. Opinie, lęki, plany przetrwania. Nie chcę dokładać do tego swojej cegiełki. Znamy się nie od dziś – wiesz, że dbam o to, by nikt po przeczytaniu teksty nie czuł się gorzej. Dziś chyba pierwszy raz mam wątpliwość, z jaką emocją opuścisz to miejsce. Jeszcze możesz wyjść, nikt się nie obrazi.

Alternatywą dla tekstu jest sześć minut refleksji głosowej – tam na pewno jest miło. I papieru toaletowego nie brak.

Mamiły mnie ostatnio pozory normalności. Tańczyłam w pokoju do nagrań z Woodstocku i śpiewałam Lao Che. Pisałam o jasnych stronach, wierząc w nie po swojemu – naiwnie. Pocieszałam się, że jeszcze przez kilka miesięcy mam za co żyć, a przez kilka tygodni – co robić. Kursy, teksty, niedosypianie… Nie sposób znaleźć przestrzeń na głupie myśli, choć otwarte nocą oczy chcą wałkować każdy scenariusz.

Byłam dziwnie spokojna, bo w końcu trzeba było dostosować się do zagrożenia, które występuje tu i teraz. Lepsze to, niż lęk przed niedatowaną katastrofą klimatyczną.

Fasada spokoju runęła, znów mozolnie kładę fundamenty.

Nie potrafię się wylogować. Smartfon się grzeje – to od mojego uścisku, to od spirytusu. Pięć nagłówków to maksimum moich możliwości, inaczej grzeje się też mózg. Zapominam o tym i na koniec dnia, nasączona trzydziestoma tytułami, mam głaz w brzuchu i gąbkę w głowie.

Długi spacer w lesie to luksus, na który pozwalamy sobie nie każdego dnia. Wkurza mnie to, a za chwilę czuję wstyd, że bolą mnie takie sprawy, podczas gdy mama jedzie na nocny dyżur przyodziać maskę z plastiku. Ale wiem, że myślenie „inni mają gorzej” jest zgubne. I Ty też pamiętaj, że każdy ma prawo do czucia po swojemu, nawet, jeśli głowa krzyczy, że przynajmniej nie śpisz w obozie dla uchodźców, Twój brat nie jest lekarzem, a firma nie splajtowała.

Wyśmieję się na stories Make Life Harder, a potem dziesięć minut patrzę w ścianę. Sinusoida. Wrażliwość, empatia – takie wspaniałe cechy… Niekoniecznie wtedy, gdy czytasz o zwierzętach padających w transporcie i ofiarach przemocy domowej, dla których (zabraniane teraz) wyjście z domu to wybawienie.

A przecież w tym wszystkim jeszcze zmieniam pieluchy. Może to ratuje resztki opanowania?

Jestem napędzana na wiatr, słońce, ruch. A tu od kilku tygodni najczęściej parkiet, balkon, ciastka. Leję benę do diesla i się dziwię, że pompa się zaciera (koszt wymiany układu w stosunkowo nowym dieslu wynosi od kilku do kilkunastu tysięcy złotych).

Koloruję. Albo twarz, albo papier. To drugie – na niebiesko. Niebieski to mój kolor, bo – mimo głośnego śmiechu – bywam bardzo blue.

A u Ciebie uśmiech, czy niebiesko?

Pewnie Cię to nie pocieszy, ale wszyscy tak czują – powiedział ostatnio mój przyjaciel. A właśnie mnie to pociesza! Pisałam ostatnio, że nie jesteś sam(a). Dzisiaj ja potrzebuję to usłyszeć.

I jeśli napiszesz komentarz, a nie masz ustawionego zdjęcia w Gravatarze, to domyślną ikonką będzie… coś przypominające wirusa. Damn.

Listy od Agaty

Za dużo presji w tworzeniu do neta?
Pozwól mi ją z Ciebie ściągnąć.
Zapisz się!

Wyrażam zgodę na przetwarzanie podanych danych w celu otrzymywania newslettera od Agaty Borowskiej. Szczegóły przetwarzania danych znajdę w polityce prywatności.