– Czy wy nie rozumiecie, jak Cho się teraz czuje?
– Nie – odpowiedzieli jednocześnie Harry i Ron.
Hermiona westchnęła i odłożyła pióro.
– No więc, oczywiście, czuje się bardzo przygnębiona z powodu Cedrika. Po drugie, czuje się zakłopotana, bo lubiła Cedrika, a teraz lubi Harry’ego, i nie potrafi odpowiedzieć sobie na pytanie, kogo bardziej. Po trzecie, czuje się winna, bo uważa, że całowanie się z Harrym jest obrazą pamięci Cedrika, a poza tym martwi ją, co powiedzą inni, jak zobaczą, że zaczyna chodzić z Harry’m (…) Och… I jeszcze boi się, że ją wyrzucą z drużyny Krukonów, bo ostatnio fatalnie lata na miotle.
Po tym przemówieniu zapadło głuche milczenie, po czym Ron zauważył:
– Jedna osoba nie może czuć tego wszystkiego naraz, bo by eksplodowała*.
Scena z jednej z najważniejszych książek mojego dorastania bardzo często przychodzi mi do głowy podczas dni takich, jak ten. W ciągu dwunastu godzin zdążyłam być: rozdrażniona, spokojna, wkurwiona, apatyczna, zrezygnowana, poirytowana, rozżalona, podekscytowana i zmęczona. Temu ostatniemu na pewno nie dziwiłby się Ron, w końcu uznałby taki worek uczuć za wymagający zużycia pewnych sił.
Podekscytowanie i zmęczenie nieprzypadkowo znalazły się na końcu, bo to właśnie u schyłku dnia mi towarzyszą. Kto zagląda tu często, nie musi się długo głowić nad tym, jak do tego stanu doprowadziłam.
Wydaje mi się, że już około trzynastej w piątek mogłam pozwolić irytacji zwyczajnie odejść; powiedzieć głowie parę słów o zdrowiu, przypomnieć, że pewne rzeczy są od nas niezależne, że nie ma sensu niszczyć sobie nerwów albo kazać sobie wziąć kilka głębokich oddechów i tłumaczyć, że jestem zajebiście wyluzowanym kwiatem lotosu… czy jak to tam szło. Cichy głos z tyłu głowy szepcze jednak, że podświadomie chciałam jeszcze mocniej się nakręcić, nabuzować, by cztery godziny później po prostu dać sobie wpierdol upust.
By zapomnieć, że to trening uczestników, a nie instruktora.
Trening indoor cycling – tym razem również mój
Mogłabym tu zostawić statystyki, liczbę watów, wykres tętna, kadencje… Wybaczcie. Nie zrobiłam zdjęcia, a mózg wyłączył mi funkcję zapamiętywania, skupiając się na dostarczaniu tlenu gdzie go potrzeba i pozostawaniu przytomnym, by pilnować dobrego stanu grupy. Logiczne myślenie wróciło dopiero pod pierwszym zimnym strumieniem wody z prysznica, który i tak nie zdołał wymyć chemicznej mieszanki wyprodukowanej w mózgu, na fali której piszę ten tekst.
Instruktorowi rzadko jest dane bycie tak totalnie tu i teraz, bo jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo grupy. Musi wszystkich obserwować, nawet, jeśli grupa podzieli się na dwa obozy, co skutkuje u prowadzącego zezem rozbieżnym. Zez nie zez, odpowiedzialność zostaje! Oczywiście nie oznacza to, że nie mamy radochy z zajęć – czasem aż za dużą! Zachęcam natomiast wszystkich, którzy wpadają na zajęcia, by pozbyli się na tę jedną godzinę swoich smartfonów i posmakowali wspomnianego tu i teraz.
UWAGA, NADAJEMY KOMUNIKAT
Po wielu bojach ze swoją psychiką i zmierzeniem się z problemami pierwszego świata (chyba kiedyś opowiem o tym, a co, pisanie jest dość popularnym sposobem autoterapii) stwierdziłam, że choćby nie wiem co, chcę tutaj dalej uprawiać swoje grafomaństwo. Wierzę gorąco, że kolejne teksty przeczytacie w nowej odsłonie tego miejsca – na blogu rozpoczynają się prace remontowe.
Tylko szaty zmienimy, bo te obecne to już trochę… przepocone. A po czterech latach to i może trochę przyciasne, choć u mnie to chyba odwrotnie. Co by tam nie uwierało, przebieramy koszulki i widzimy się za chwilę na kolejnych zajęciach!
- Cytat na początku tekstu pochodzi oczywiście z książki J.K. Rowling, „Harry Potter i Zakon Feniksa”.