Jak wygląda internetowy hejt na Indoor Cycling

Kategoria:

Na fejsbuku jest sobie pan Andrzej Steć. Pan Andrzej ma fan page. Na tej stronie zamieszcza interesujące i istotne informacje na temat treningu na rowerze stacjonarnym. Jako że wywodzi się z programu Spinning, siłą rzeczy obstaje przy tej szkole jazdy. Czasem lekko docina treningowi Indoor Cycling, ale umówmy się, że jest to do przeżycia dla instruktora IC i nikt nie wymaga od pana Andrzeja stuprocentowego obiektywizmu. Co ważne, poruszane przez niego tematy często nakręcą serca instruktorów tego typu zajęć i pod postami wywiązują się ciekawe dyskusje.

Z reguły ciekawe. Z reguły konstruktywne, z reguły wiele wnoszące. Profil ten przyciąga jednak również osoby, które świetnie odzwierciedlają szereg opinii krążących na temat Indoor Cyclingu wśród sympatyków programu Spinning. Osoby, które najprawdopodobniej były na zajęciach IC raz i to nie u wykwalifikowanej osoby, a już zdążyły osądzić. I ten sąd podawać dalej. Sąd nie o instruktorze, ale o całym Team ICG.

Indoor Cycling taki zły. Bo frozen. Bo Rhythm Press. Bo Wave Ride. Nawet jeżdżenie w rytmie staje się problemem, bo przecież na Spinningu nie trzeba. O bosz…

I ja mam pytanie.


Dlaczego czepiacie się do siebie o program, którym jeździcie, a nie o to, jakie macie uprawnienia?


Nikt nie zaprzeczy, że Indoor Cycling to fitness. Dla mnie to akurat nie jest obraza, ale dla niektórych napinaczy – argument przesądzający o tym, że kolarz nie może zrobić na takich zajęciach porządnego treningu. Warto się jednak zainteresować i wejść w temat głębiej. Nagle pojawia się niespodzianka: na zajęciach IC można pracować z pulsem! Można zrobić trening ciągły, trening interwałowy, można również tam spotkać kolarza w profesjonalnych butach, a nie tylko niedokręcające trzpiotki, które przed chwilą były pochodzić na bieżni.

Chyba trzeba napisać, czym Indoor Cycling NIE JEST. Hejterom ta wiedza niepotrzebna, ale ludowi, który może zechce kiedyś usystematyzować informacje – owszem. Kto myśli, że tomahawk to dziwaczne pozycje, na pewno trafił na zajęcia do osoby, która o odpowiednim prowadzeniu lekcji nie ma pojęcia. Do kogoś, kto pozjadał rozumy w momencie zrobienia kursu i pojawienia się dużej liczby osób w studiu IC.

Rozumiem, wielu z hejterów jest tak bardzo pro, że zrobienie RhPr czy WARI jest ujmą na honorze, ale czy zainteresowali się, że te techniki też się nie wzięły z powietrza? Jak czytam, że frozen to odcinanie uczestnikom tlenu, to mi tego tlenu zaczyna brakować bez zbędnego napinania ciała. Jump, naprzemienne wstawanie i siadanie, to też wielka obraza? Ciekawe.

Nie zliczę, ile razy podnoszę tyłek na rowerze, kiedy jadę w terenie na ostrym – jakoś nie jara mnie rozwalenie kół przez każdy krawężnik. I może dzięki temu ten tyłek nie jest flakiem, jak opona, która by się nim stała, gdybym nie raczyła unieść dupska. Rhythm Press, kolejna karkołomna technika o ogromnej społecznej szkodliwości. Jak robisz ten ruch? Nikt nie mówił, że ważniejsze tu jest spięcie brzucha niż samo ugięcie łokci? Jak nie mówił i zrobił pompkę na kierownicy, albo nie daj bosz kazał Ci jechać z łokciami szeroko, to znaczy, że powinieneś wyjść z zajęć, ale niekoniecznie potem wnioskować, że cały tomahawk psuje plecy i przekazywać tę informację dalej.

Pytam ponownie: dlaczego czepiacie się do siebie nie o poziom uprawnień, a o program, którym jeździcie? Przyczep się do kogoś, że nie chce mu się ruszyć na doszkolenie i psuje rynek, a nie że jeździ innym programem. Żenujące zajęcia pod względem merytorycznym można przeprowadzić bez względu na to, czy szkoła proponowała wprowadzanie frozen, czy optuje za jazdą jak najbardziej zbliżoną do tej w terenie. Analogicznie: tak sam cel można zrealizować na Indoor Cyclingu jak i na Spinningu, pod warunkiem, że instruktor będzie miał pojęcie o tym, co robi i co chce osiągnąć uczestnik.

OK, nie każdy musi mieć przez całe życie ostrego koła roweru stacjonarnego w głowie zaraz obok mózgu i całe życie mieć tylko trening przed oczami, ale doszkolić może się zawsze. Nawet nie czując, że to jego powołanie, człowiek może być w czymś dobrym. Że dużo kasy? To już kwestia priorytetów. Ja tam wolę mieć potwierdzone, że robię coś dobrze. Ktoś powie, że ma podstawowe uprawnienia i dobrze prowadzi. Jasne, że to możliwe. Dobrze wiadomo, że hejterom też nie o to chodzi, może nawet nie o te całe różnice w jeździe. Pokazują swoją mentalność… Za wszelką cenę chcą udowodnić innym, ze to co robią jest chujowe.

TU SIĘ ZACZYNA AMATORSTWO

Posiadanie magisterki jeszcze nie robi z nikogo specjalisty. Papier za tysiaka również nie robi z człowieka dobrego instruktora. Niestety, póki nie zmieni się sytuacja w klubach, wielu instruktorom po prostu nie będzie się opłacało wykładać hajsu. Skoro ma pełne sale ze swoim show pozbawionym sensu, klub da mu za to kasę, bo sam zarobi na karnetach. Lud rowerowy nie wie, że może wymagać czegoś więcej, bo przecież teoretycznie: skoro człek ma papier, to ma pojęcie o tym, co robi i działa zgodnie z tym, czego się nauczył i za co zapłacił, prawda?

Nieprawda. Może wciąż działać amatorsko i mnożyć byty ponad potrzebę. A tu się koło zaczyna zamykać: na amatorskie zajęcia trafi zwolennik innego programu, na podstawie tego wycinka rzeczywistości wyrobi sobie zdanie na temat danej szkoły, a potem będzie przy każdej okazji zaznaczał, jak to drugie jest inne, gorsze i pełne bezsensownych działań, przez które przerażeni klienci wychodzą z zajęć.

Człowieku… Poszukaj innych puzli, zanim złożysz całą układankę.

Listy od Agaty

Za dużo presji w tworzeniu do neta?
Pozwól mi ją z Ciebie ściągnąć.
Zapisz się!

Wyrażam zgodę na przetwarzanie podanych danych w celu otrzymywania newslettera od Agaty Borowskiej. Szczegóły przetwarzania danych znajdę w polityce prywatności.