Kiedy widzimy koloratkę to myślimy, że jej posiadacz cały dzień tylko modli się i dawkuje wiernym sakramenty.
Strażnik jest odważny, księgowa ułożona i zorganizowana, a nauczyciel cierpliwy.
A instruktor? „Konstruktor ludzkich ciał”, „ktoś z papierami”, „ktoś, kto instruuje”. Tak Wam się kojarzy. A co z jego życiem? Je raczej zdrowo, dba o sen i zawsze kipi energią, czyż nie?
Tak, też tak myślałam. Instruktorzy prowadzą idealne życie. Te świetne ciała to mają od zawsze, skończyli Akademię Wychowania Fizycznego i nie ma mowy, by któryś z nich był kiedyś, nie bawiąc się już w eufemizmy, klopsem. Alkoholu raczej nie piją, bo przecież to szkodliwe, trening to świętość, a na każdy fast-food patrzą z nieskrywaną pogardą.
A tu któregoś razu jeden z nich powiedział, że „wczoraj wypił tyle wina”… Drugiego zobaczyłam z papierosem, kiedy wychodziłam z klubu. I to jeszcze odpalony ten papieros był, o zgrozo. To był na pewno jego pet, nie ma mowy, że trzymał komuś. O nie, o nie. Chciałam ten obraz wyprzeć z mózgu.
Utarte schematy i przekonania to pułapka. W postrzeganiu siebie, w postrzeganiu innego
Wyobrażenia legły w gruzach. Jednak zarówno ten petujący, jak i ten winolubny, mimo pozornego braku spójności między ideologią, którą propagują, a swoim zachowaniem, świetnie radzą sobie w swoim fachu.
Kiedy sama dołączyłam do kadry instruktorskiej, nie zmieniłam diametralnie zawartości lodówki, nie obcięłam zawartości porcji, nie zwiększyłam dawki odżywek. Co się zwiększyło, to liczba podjaranych statusów na fejsie. W dodatku nie mam skończonego AWF-u i w dzieciństwie raczej też nie grzeszyłam sprawnością…
Nie wpisuję się więc w swoje własne – zamierzchłe – wyobrażenia o tym, jaki powinien być trener i instruktor. Gdybym pozwoliła im wygrać, odebrałabym sobie jedną z największych radości życia i nie przeskoczyła ani jednej poprzeczki w swojej ulubionej dziedzinie. Jak często przeszkodą do realizacji celu staje się to, co dawno temu przyjęliśmy za prawdę i wciąż się nią posługujemy? Ile razy wymówką jest to, że za późno, by coś zrealizować?
Uprawnienia nie robią z człowieka kogoś innego. Czasem wpływają na pojawienie się zjawiska wody sodowej, ale nie o tym teraz. Otrzymanie papierka (niestety?) nie odbiera chęci do rujnowania swojego zdrowia przez zadymianie płuc papierosowym dymem czy przez inne autodestrukcyjne działania, takie jak wycieńczanie się dietą i ćwiczeniami. Dla klienta instruktor może wyglądać idealnie, ale w wielu przypadkach taki prowadzący człowiek ma więcej problemów niż osoby, które przychodzą na zajęcia odpocząć od swoich trosk. Bo to wciąż człowiek, a nie idealny wytwór. W życiu instruktora jest też czasem miejsce na etatową pracę i na rodzinę. Dodajmy do tego zajęcia w klubie i już wiadomo, na co przeznaczyć kilkanaście godzin dnia. Z rytualnym padnięciem na pysk wieczorem i dogorywaniem na weekendowych szkoleniach. To w sumie bardziej pospolite niż idealne.
O tak, kochamy takie życie, żeby nie było wątpliwości.
Ksiądz czasem też pobiega, księgowa może mieć bałagan na biurku, strażaka ogarnie strach, a i zdarza się, że nauczyciel musi mocno powstrzymywać się, by nie krzyknąć: „Nowak, ty idioto!”. Analogicznie: Twój instruktor to też człowiek! Wypije wieczorem, pożre sernik (podwójną porcję, „bo przecież ćwiczył”), nie pośpi porządnie już którąś noc z rzędu. Tak, przejawia na zajęciach cechy cyborga czasem, ale wciąż mu bliżej do homo sapiens.
Zatem weź go na piwo.