Indoor a outdoor – bezsensowne porównywanie

Kategoria:

Porównywanie Indoor Cyclingu i aktywności na rowerze na zewnątrz ma taki sens jak porównywanie spalania w aucie sportowym i rodzinnym kombi (dziękuję Kreatywnemu Rozmówcy za podjęcie próby odniesienia tych porównań na inną dziedzinę). Ja powiedziałabym, że to tak, jak dyskutować nad tym, czy lepiej żyć z kotem, czy z psem. Przecież to całkiem różne sprawy i każda z nich ma niewątpliwe zalety.

OUTDOOR

1. Transport. Nie da się ukryć, że choćbyś bardzo chciał, kilometrażu życia na rowerze stacjonarnym nie zrobisz i endomondo nie pokaże Ci dwóch niebieskich kropek połączonych kreską. Ktoś mnie kiedyś podpuszczał, ze da mi medal za zasługi, jeśli okrążę jedno z jezior na tomahawku. Jak się domyślacie, medale mam tylko za cierpliwość wobec tych uwag. Najstarszy Wigry 3 lepiej się sprawdzi jako środek transportu niż najnowszy tomahawk IC7.

2. Świeże powietrze. No, bo na Indoor Cyclingu to powietrza nie ma… W tej kwestii bardziej sensowne byłoby rozpatrywanie, czy lepiej jeździć w mieście czy poza nim, a nie: czy na dworze, czy w zamknięciu. Dwie różne sprawy.

3. W Radkowie uświadomiłam sobie, jak piękny dźwięk wydają rozpędzone rowery szosowe. Tego na sali IC nie uświadczysz. Choć tomahawki wydają dźwięki, to wszystko jest zagłuszone przez muzykę, bo taka jest specyfika tych zajęć. Ale czy to świadczy o tym, że Indoor Cycling jest bezsensu? I kto, oprócz pasjonatów, zwraca uwagę na dźwięk szosówki?

INDOOR

1. Hejtujący indoor outdoorowcy (nie włączajcie translatora, dalej już piszę po polsku) mają na pewno na myśli rower upchnięty gdzieś w kącie klubu, gdzie panuje niezbyt świeża atmosfera i w dodatku jest nudno, bo krajobraz się nie zmienia. W rzeczywistości zajęcia Indoor Cycling  odbywają się w klimatyzowanej sali pełnej kolorów. I luster. Więc widoki też są niezłe.

2. To trening grupowy. Prowadzi go ktoś, kto określa przedtem cele tego wysiłku. Jaki sens ma porównywanie tego do rekreacyjnego wypadu po zakupy albo nawet zorganizowanej Masy Krytycznej?

3. Na sali IC panują ciągle te same warunki. Istnieją zapaleńcy, którzy jeżdżą zimą bądź uwielbiają letni skwar i pogoda nie robi absolutnie żadnej różnicy. Indoor Cycling to alternatywa dla tych, którzy chcą pojeździć w chłodzie latem albo zimą rozgrzać zmarznięte kończyny.

Kolarze, którzy nad życie kochają jazdę w terenie, nie marudzą, że zimą trenują pod dachem i nie krytykują roweru stacjonarnego, bo on w jakiś sposób też pomaga im zrealizować cele. Instruktorzy Indoor Cycling nigdy nie powiedzą: „Chodź na zajęcia zamiast na rower”, bo wiedzą, że to całkiem inne formy ruchu. Nie spotkałam się też z tym, żeby ktokolwiek z lubiących Indoor Cycling mówił, jak fatalnym pomysłem jest jeżdżenie po ulicach. Takie problemy mają zwykle ci, którzy jeżdżą na dworze i nigdy nie spróbowali stacjonarnej formy tej aktywności. Bo gdyby spróbowali, to wiedzieliby, że to są rzeczy nieporównywalne.

Dopiero kiedy psiara przygarnie kota, to wie, że porównywanie tych dwóch gatunków jest bezsensowne. Dopiero gdy ktoś zaparkuje to auto obok tego, to zrozumie, że myśli o spalaniu w jednym i drugim nie doprowadzą do tego, że sportowym będzie mógł szaleć, jednocześnie oszczędzając na paliwie.

Pytam więc: po co się SPINać?

Listy od Agaty

Za dużo presji w tworzeniu do neta?
Pozwól mi ją z Ciebie ściągnąć.
Zapisz się!

Wyrażam zgodę na przetwarzanie podanych danych w celu otrzymywania newslettera od Agaty Borowskiej. Szczegóły przetwarzania danych znajdę w polityce prywatności.