Jak walczyć z kompleksami

Ile razy sprawdziłaś dziś w lustrze, czy wszystko w porządku?

Kategoria:

 

Nie pytam o upewnianie się, czy wodoodporna kredka faktycznie spełnia swoją funkcję i czy sweter nie oblazł od kłaków zwierza. Mówię o rutynowej kontroli z obowiązkowym pociskiem, że ta pupa to jednak się do poprawki nadaje.

Mnie już trochę szkoda czasu na oglądanie swoich pośladków w lustrze.

Męska część czytelników nabiera właśnie powietrza w usta i wypuszcza je z pełnym zdziwienia dźwiękiem: „Jak to, mam super tyłek, dlaczego mam nie oglądać?!”, damska… Opuszcza głowę i patrzy w kąt. Jeśli jeszcze „tyłek” zastąpimy dowolną częścią ciała, audytorium bardzo nam się powiększa, bo każda kobieta przechodzi taki etap, w którym skupia się na swoich niedoskonałościach i notorycznie gapi się w lustro, szukając potwierdzenia, że „jeszcze nie jest tak źle” (środek cyklu) lub „przypominam morświna” (początek/koniec cyklu).

Niektóre z tego etapu nie wychodzą nigdy. Albo ciągle są na wspomnianego cyklu początku.

NIEKOŃCZĄCA SIĘ OPOWIEŚĆ

 

Ja pierdolę. Przepraszam. Ale jakbyś tak kiedyś zliczyła, ile zajmuje ci upewnianie się w lustrze, że jeszcze/już nie jest/jest tak źle, to chyba obie zapłakałybyśmy nad zmarnowanym czasem, który można było poświęcić na czytanie książki/jedzenie/cokolwiek.

I nie myśl, że na ciebie krzyczę. W końcu skądś muszę wiedzieć, ile to zajmuje czasu. Nie dowiedziałam się z forów internetowych ani z opowieści koleżanek. Zmarnowałam na „upewnianie się” w krzywych lustrach jakiś tryliard minut. I teraz gadam inaczej nie dlatego, że przeszłam jakąś cudotwórczą terapię albo jebłam sobie afirmację na lustrze, że wszechświat sprzyja mojej urodzie i jestem rodem z L’Oreala, tego warta.

Ja pomyślałam o tym wrażeniu, że zamykam oczy w kwietniu, a otwieram w październiku. O tym, jak z kremu 20+ robi się powoli 30+. I o tym, sprzed ilu lat fejsbuk pokazuje mi ciekawostki.

Ja pomyślałam o alternatywach. O tym, co mogę zrobić zamiast myślenia o możliwych drogach do poprawiania czegoś, co poprawek nie wymaga, bo jeden krater na tyłku albo jedna ponadprogramowa fałdka nie przeszkodziły mi w robieniu wspaniałych wspomnień z przyjaciółmi.

Ja pomyślałam o działaniu. W czyich rękach jest moje życie, jak nie moich? I jeśli coś mi z tych rąk zwisa, to oprócz typowego pitolenia o tym z siostrą, mogę wziąć hantle i to odwiesić. Jeśli decyduję, że nie wkładam w to wysiłku, to należy o tym zapomnieć, a nie zatruwać się przed lustrem, gapiąc się na to, co się nie podoba i oceniając, czy może być gorzej.

Ja pomyślałam o tym, że już nie chcę być jak smartfon, który zwalnia, bo mu jakaś aplikacja chodzi w tle i ten, grzejąc się, nie może już wydoić z siebie więcej. Że tę energię chcę spożytkować na rzeczy piękne i przynoszące efekty, a krytyczną uwagę wobec siebie, jeśli nie umiem zmienić na korzystną, mogę zmienić w działanie.

Krzywe lustra

Jeśli coś naprawdę boli, nie daje normalnie funkcjonować, niech zostanie wzięte w silne ręce – lekarza, terapeuty. Ale jeśli jest tylko dochodzącym z oddali głosem przeszłości, który stwierdził, że masz gruby brzuch…

 To czas zdjąć ze ściany krzywe lustra.

 

Pomyślałam też o nudzie. To takie monotonne: codziennie patrzeć na ten sam, wytworzony przez siebie lub kogoś mankament. Szukanie każdego dnia czegoś nowego, dobrego, jest zdecydowanie ciekawsze.

Listy od Agaty

Za dużo presji w tworzeniu do neta?
Pozwól mi ją z Ciebie ściągnąć.
Zapisz się!

Wyrażam zgodę na przetwarzanie podanych danych w celu otrzymywania newslettera od Agaty Borowskiej. Szczegóły przetwarzania danych znajdę w polityce prywatności.