Ile kosztuje triathlon po amatorsku?

Kategoria:

Triathlon po amatorsku… Mój pusty żołądek (tak, miewam taki) chętnie zinterpretowałby to jako potrawę. Triathlon podawany po amatorsku ma nieco słodko-kwaśny smak, gdyż doprawiony jest dziką radością ze spontanicznej decyzji i ciągłym spoglądaniem na kalendarz i dni biegnące tak szybko jak Dennis Kimetto w Berlinie.

Kiedy zapisywałam się na triathlon, pieniądze były ostatnią rzeczą, o której myślałam. Powiedzmy to jasno: w chwili uiszczania opłaty startowej widziałam tylko neonowe koszulki, kilka pętli trasy (które na kartce są oczywiście bardzo krótkie i można je bez problemu przepłynąć, przepedałować i przebiec), no i to, jak w lipcu piszę na blogu, że to zrobiłam – zaraz po tym, jak obudzę się po dwóch dniach od przekroczenia mety.

Nie zgadzam się z powszechnie wymienianym plusem biegania, jakoby było darmowe. Tak samo byłam świadoma, że opłata startowa to nie koniec przelewów wychodzących i podążających w kierunku lipcowego popisu. Chciałabym jednak powiedzieć dziś, że brak pięciu cyferek na koncie nie jest wymówką, aby zaniechać startu. Jeśli nie potrzebujemy sprzętu jak zawodowcy, albo debiutujemy i nie wiemy, czy w ogóle nam się to wszystko spodoba, naprawdę nie warto wkładać w zawody całych swoich oszczędności. Jeśli fundusze są ograniczone, bo jest się studenciakiem albo dziennikarzem, usprawiedliwione jest przyjęcie wersji oszczędnościowej.

Oczywiście nie powiem jasno, ile kosztuje triathlon po amatorsku. Wszystko zależy od tego, jaki ma się punkt wyjściowy. Zakładam, że jeśli ktoś bierze się za trzy dyscypliny, to ma jakiekolwiek doświadczenie w aktywności, a co za tym idzie: w jego szafie znajdzie się sportowa odzież. Niektórzy będą mieli rower, a inni piankę do pływania. Nie trzeba sprzętu kompletować od zera.

Moje pierwsze triathlonowe koszty to wspomniana już wyżej opłata startowa i… potem już za nic nie zapłaciłam więcej za jednym razem. Musiałam kupić sobie strój kąpielowy i czepek na basen, co łącznie kosztowało mnie 50 zł (postanowiłam nie wydawać kokosów na debiut i mój strój nie ma wbudowanego gpsa ani nawet boi ratunkowej). Do tego doszły koszta basenu, a że nie bywam tam bardzo często, to na pewno wizyty do końca czerwca nie przekroczą stówy (choć i tak tęsknota za legitymacją studencką dawno nie była tak silna). Przyda się kask (zaznaczam, że na odcinek kolarski… wiem, że z uwagi na moje zdolności pływackie myśleliście, że w nim popłynę), a za niego pewnie nie dam więcej niż 100 zł. Nie musiałam inwestować w rower, a właściwie zrobiłam to już zimą, więc tego nie liczę (i nie zmienię roweru pomimo wszelkich uwag, jakie słyszę o jechaniu podczas tri na ostrym). To jest największym wydatkiem, kiedy decydujemy się przed zawodami kupić własny jednoślad, a do tego jeszcze na przykład buty spd. Umówmy się jednak, że nie jest to wersja oszczędnościowa, a o takiej dziś mowa.

Po głowie chodziło mi kupno stroju startowego (ponad 300 zł), ale póki co zrezygnowałam z tej opcji – pewnie dlatego że w żadnym nie czułam się komfortowo. Jeśli opanuję przebieranie się ze stroju kąpielowego i będę spokojna, że w lipcu nie zaprezentuję całej Bydgoszczy swoich pośladków, pewnie już „kombinezonu” nie kupię. Ale nie jest to sprawa zamknięta. Pianka na szczęście nie jest wymogiem, a ewentualnie można ją wypożyczyć. Plusem jest to, że debiutuję w miejscu zamieszkania i na miejsce startu mam 3 kilometry, odpadają więc wydatki związane z dojazdem.

Widać zatem, że mając jeszcze przed triathlonem trochę gadżetów w domu, można koszty rywalizacji zamknąć, łącznie z opłatą startową, w 500 zł, czyli wyjść z takich zawodów bez dużego uszczerbku na stanie konta. Bo czy na zdrowiu… tego jeszcze nie mogę powiedzieć z autopsji. Na zdrowiu psychicznym będzie uszczerbek na pewno – z moimi tendencjami to później odwali mi szajba i będę Typowym Triathlonistą.

Pamiętajmy o tym, że ukończenie triathlonu to wydatek milionów kalorii, a zatem pieniążki zaoszczędzone na stroju startowym oczywiście przejem, jak uda mi się dotrzeć do mety. Woo hoo!

Listy od Agaty

Za dużo presji w tworzeniu do neta?
Pozwól mi ją z Ciebie ściągnąć.
Zapisz się!

Wyrażam zgodę na przetwarzanie podanych danych w celu otrzymywania newslettera od Agaty Borowskiej. Szczegóły przetwarzania danych znajdę w polityce prywatności.