Fit kobieto, olej rurki

Kategoria:

Im więcej mam zdrowo żyjących koleżanek, które po pracy czy po szkole chętnie idą się poruszać, a ponadto przyglądają się zawartości swojej lodówki, tym częściej stwierdzam, że… jesteśmy nienormalne.

Moda na chudzielce już minęła. Teraz wszystkie mamy być fit. Super zadbane, po wysiłku raczej niespocone, w żadnym wypadku niepoczochrane, z zarysowanym bicepsem biegające przed pracą, którą zaczynamy o 8:00. O ile kogoś jara ten styl życia, nie ma problemu, ale jeśli chęć doścignięcia ideału to jakiś wewnętrzny przymus, warto puknąć się w czółko opakowaniem po jogurcie lajt.

„Kobiety nie wiedzą, czego chcą” – to popularne przekonanie, panujące zwłaszcza wśród panów. Pewnie tak jest. Jak to ma się od „fit” kobiet? Otóż one chcą… wszystkiego. Te, które dopiero rozpoczynają się ruszać, chcą zrzucić z brzucha i ud, ale nie rozbudować klatki. Inne prowadzą dochodzenie na temat tego, jak zrzucić tłuszcz, ale też nie umięśnić się za bardzo. Kolejne lubią swoje ramiona, więc niekoniecznie chciałyby, żeby coś się w tej partii ciała zmieniło, natomiast na plecach już by mogło coś się zadziać. Wreszcie, kiedy wskakuje się na wyższy poziom wtajemniczenia i posiada wiedzę o tym, że nie można „schudnąć w jednym miejscu” oraz lęk przed żelastwem przestaje dotyczyć, problemem staje się nie zmieszczenie bicepsa w rękawek.

Uff… Jak nie zgłupieć?

Co z tego, że rękaw ma za mały obwód? Co z tego, że łydka trochę większa? Czy to nie jest logiczne, że działania przynoszą rezultaty? Albo chodzę na TRX-a w niedzielę i inne święta, pomimo których klub przewiduje zajęcia, albo płaczę, że mam rozrośnięte bary. Nie połączę rozbudowanych od ćwiczeń siłowych nóg ze spodniami slim w rozmiarze 36, do którego aspiruje nawet ta, dla której jedyną słuszną liczbą na częściach garderoby powinno być co najmniej 42. Kiedy stałam ostatnio w przebieralni, dotarło do mnie znaczenie popularnego zdania: „Życie to sztuka wyboru”. Zamiast lamentować, że producenci nie przewidują spodni na mój przysiadowy tyłek i rowerową łydkę, spytałam siebie, co mogę zrobić zamiast ocierania łez. Mogę przerzucić się na spódnice i getry albo przestać uprawiać sport. Muszę mówić, co wybrałam?

Jak przy każdych długofalowych działaniach, warto ustalić z samym sobą priorytety. Ciało zawsze będzie reagować na porządne bodźce treningowe i to chyba tego oczekujesz, udając się na siłownię. Warto się przygotować, że efekty mogą być trochę inne niż to, co ogląda się w Internecie na motywujących obrazkach. Chcesz uniesionego tyłka, robisz przysiady,  to po co potem ten żal, że spodnie leżą inaczej? Albo nie leżą wcale? Cóż, poszłaś do przodu (żeby nie powiedzieć „do góry”), a spodnie zostały w tyle… Naprawdę jeden rozmiar w dół jest ważniejszy niż apetycznie wyglądające pośladki? Obstając już do końca przy wyglądzie zewnętrznym: założę się, że obojętnie jak odbierasz swoje odbicie w lustrze po treningach, Twoje ciało i tak wygląda lepiej niż przed nimi. Nieważne, czy masz dwa centymetry większy obwód któregoś mięśnia (o, zgrozo) i czy znasz to uczucie towarzyszące stwierdzeniu, że wizja włożenia rurek stopniowo się oddala.

Powiem tak: pieprzyć rurki. Niech powrócą spódnice!

Listy od Agaty

Za dużo presji w tworzeniu do neta?
Pozwól mi ją z Ciebie ściągnąć.
Zapisz się!

Wyrażam zgodę na przetwarzanie podanych danych w celu otrzymywania newslettera od Agaty Borowskiej. Szczegóły przetwarzania danych znajdę w polityce prywatności.