Evolution Ride 2014 ŁÓDŹ

Kategoria:
,

Na szczęście nie jestem wpływowym blogerem, wobec czego zdjęcia z kalkulatora, które tu zamieszczę dzisiaj, nie zorają mi głowy tak mocno, jak wczorajszy rock’n’roll z Pawłem Życkim załatwił moje nogi. Smutno natomiast jest uświadomić sobie, że mam zbyt ubogie słownictwo, by oddać to, czym jest Evolution Ride… Czy po tej wstępnej reklamie jest sens, bym zapraszała Was do czytania?

Tym razem rowerzyści stacjonarni zebrali się w Klubie Wytwórnia w Łodzi. Pierwsze co nasunęło się na myśl, kiedy zobaczyłam w sobotni poranek salę przygotowaną na okoliczność Evo, to zdanie, które pozwolę sobie Wam przekazać tutaj. Czyli, innymi słowy: robiło wrażenie.

Impreza zaczęła się dla mnie najlepiej jak tylko mogła. Wątpię, że był na sali ktoś, kto podczas powitania nie miał ciar w każdym możliwym miejscu ciała, a jeśli była taka osoba, to chyba już podczas pierwszej lekcji zanotowała pierwsze zmiany faktury skóry. Bernardie Boog-Rauwerda zafundowała mi niesamowite doznania nie tyle jeśli chodzi o jazdę, co o wizualizacje, które znajdowały się za nią i towarzyszącymi jej Asią i Kubą. Bernardine jest z Holandii, a więc za nią pojawił się Amsterdam – rowerowe miasto. A potem kolarze, którzy ścigali się w najróżniejszych warunkach. Zanotowałam apogeum mojej nowo narodzonej miłości do ostrego.

Ledwo się pozbierałam, a tu już trzeba było zadbać o make-up i manicure, żeby za chwilę nie zrobić siary Masterowi, przy którym miałam możliwość pojechać. Nie bałam się o nic, tylko o to, że spadnę z roweru… ze śmiechu. Utrzymałam się na rowerze ostatkiem sił… Wspaniałe przeżycie. Muzyka – genialna. Co ważne przede wszystkim: nie ma szans na jakiekolwiek fory, więc jeśli nie chcesz obijać się na Evo, wybłagaj, żeby wpuścili Cię na scenę.

W tak zwanym międzyczasie chodziłam po sali i robiłam sobie selfiacze z najładniejszymi dziewczynami na imprezie, żeby potem wkleić zdjęcia na bloga i poświecić chwilę blaskiem ich urody. Mua. Tak, tak: te poliki z plasteliny to moje.

Każdemu podobała się najbardziej inna lekcja. Ktoś zachwycił się indoorem w wersji hiszpańskiej (nie ja, choć muzyka: vixa poziom hard, ekstra), kto inny rozpłynął się podczas Mash Up Session. Niektórzy zapałali miłością do niemieckiego wydania Indoor Cyclingu, inni cieszyli się jak ja na Let’s Dance. Wszystko miało swój urok, bo Evolution Ride to niesamowita impreza. Przede wszystkim wspaniałe przeżycie dla tych, którzy kochają sport i muzykę, a to dotyczy prawie każdego instruktora, jak i nieistruktorowych uczestników. Saksofon i flet na żywo? Proszę bardzo. Świetne wizualizacje? Nie ma problemu. Charyzma prezenterów? Naturalna i pozytywnie porażająca. Ból kończyn na drugi dzień? Możliwy. I bezcenny.

… I ktoś marudzi, że mu drogo?

Listy od Agaty

Za dużo presji w tworzeniu do neta?
Pozwól mi ją z Ciebie ściągnąć.
Zapisz się!

Wyrażam zgodę na przetwarzanie podanych danych w celu otrzymywania newslettera od Agaty Borowskiej. Szczegóły przetwarzania danych znajdę w polityce prywatności.