Tytuł notki miał brzmieć inaczej, ale sami rozumiecie: magiczne słowo na „d” przebije choćby najbardziej nietuzinkowy nagłówek. „Dieta” działa w internecie z siłą podobną tej, której używają bydgoszczanie podczas grudniowej promocji na karpie w Lidlu. A poza tym nie nakłamałam, bo prezentowany sposób na kartofla jest może i mało wyszukany, ale za to nie przyprawi smakoszy o kilka kilogramów nadwagi.
Wkurza mnie narzekanie na ziemniaka. Zdrowy on i nie winien temu, że połowa Polaków oblewa go mącznym sosem albo zatapia w głębokim oleju, tym samym czyniąc go tuczącym.
Ziemniak jest dobry. Jeśli trenujesz – to dobre źródło węglowodanów. Wiem, wiem. Akurat jesteś paleo i nie będziesz ich jadł, albo trener Ci zabronił, bo redukcja i wciąganie 1300 kcal dziennie. Jednak jeśli ruszasz się amatorsko i nie w głowie Ci rewolucje w kuchni, przestań obawiać się ziemniaka. Po co bać się błonnika, potasu i fosforu?
Dietetyczny sposób na ziemniaka
Pewne jest, że na surowo ziemniaka nie opanujemy. Można go ugotować i jeść w niedzielę na obiad wraz ze schabowym i buraczkami, dzięki czemu poziom polskości w sercu i na języku wzrośnie. Kto ma ochotę na trochę egzotyki, niechaj sięga po kartofla pieczonego (ok, może mało w tym egzotyki, ale to ładne słowo).
Jak go przyrządzić? Na początek mycie. Nie trzeba obierać ze skórki (potem robi się chrupiąca). Kroimy na ćwiartki albo mniejsze kawałki – wedle uznania. Robimy też małą zaprawę: oliwa z oliwek i przyprawy, jakich podniebienie zapragnie (pomysły: papryka, tymianek, pieprz). Wiecej składników nam do szczęścia nie potrzeba. Gdyby taki kartofel miał etykietę, widniałoby na niej:
Ziemniak z piekarnika. Skład: ziemniak, oliwa z oliwek, przyprawy.
A że na blogu lubimy krótkie składy, już stoimy w kuchni i wkładamy obtoczone w zaprawie kawałki do piekarnika.
Powinien on być nagrzany do 190 stopni. Przygotowane bulwy pieczemy przez 45 minut pod folią aluminiową. Po tym czasie można zdjąć amelinium, ale danie zostawiamy jeszcze na kwadrans w cieple. Chyba że głód doskwiera – wyjmij prędzej, jesteś rozgrzeszony.
Ten sam „przepis” sprawdzi się, kiedy chcemy robić chipsy domowej roboty. Wtedy nie kroimy ziemniaków w ćwiartki, ale w plasterki.
– Nie ma jak to posiłek regeneracyjny! – rzekł do mnie KzB, kiedy z apetytem to przygotowane przez niego danie szamałam po dwóch godzinach IC.
Prowadzonych z podłogi…
Zdjęcie tytułowe autorstwa Gudlyf