Lidzia ma pozytywny biegowy nawyk. Bieganie z Endomondo. Codziennie o 20:00 ubiera nju balanse. Robi określoną, zawsze tę samą trasę, a wraz z przedostatnim biegowym sapnięciem wciska „stop + upload” i huu, leć niebieska kresko w świat. Leć do wszystkich: do męża, do znajomej z klubu fitness, na fejsbuka, a także do tych, którzy przypadkiem odwiedzą jej endoprofil. Do wiadomości Antka, co ją szaleńczo kocha od podstawówki i podgląda z coraz większym apetytem na wspólną niekoniecznie przebieżkę, trasa też trafia.
Bieganie z endomondo a prywatność
To, że ludziom się lekko pokręciły rzeczywistości, widać gołym okiem. Nikogo chyba już nie dziwi, że to nie babcia i dziadek zobaczą dopiero co narodzone dziecko, ale pierwszeństwo ma 300 znajomych na fejsbuku. Że kolejny kolega z podstawówki informuje „cały świat”, iż dorobił się wróżących mu rychłą karierę (za granicą) trzech literek przed nazwiskiem. Że biała kiełbasa na śniadanie, suszi na kolację i tak dalej.
Mapy rowerowo-biegowo-pływacko-spacerowe internetowych ziomków to też codzienność niemal każdego użytkownika i jednocześnie powód do złośliwych uwag pod adresem tego, który to wypedałował, wybiegał i wyspacerował. („Endomonodo – odpierdol się, już wiemy, że biegasz”).
O tym, że została zgwałcona biegaczka, też pewnie wielu z Was słyszało. Media donosiły o tym co najmniej raz. A ile razy biegaczowi ukradziono telefon albo mp3, z którym trenuje?
Powiązania? Cóż, pewnie żadne, bo to dzieje się gdzieś daleko i nie dotyczy nas, mieszkających na spokojnych osiedlach, biegających 6 min/km i mających 3 kg nadwagi. Poza tym żaden szmatławiec nie doniósł jeszcze „Zginęła, bo pokazywała, gdzie biega!”… więc o co ci w ogóle chodzi, dziewczyno?
Nie wiem… o prywatność może?
Od kilku miesięcy intryguje mnie to, jak wiele pokazujemy obcym ludziom nie tyle na fejsie, co na endomondo. Ogólnie można powiedzieć, że granice się przesunęły i o wiele prościej niż kiedyś jest dowiedzieć się, gdzie ktoś pracuje i czy ma chłopaka (bo ten ktoś sam o tym informuje). O ile już przyzwyczaiłam się do wyżej wspomnianych widoków na niebieskim portaliku, a wręcz sama ekshibicjonistycznie zamieszczam czasem coś osobistego, o tyle podawanie map na endo do publicznej wiadomości jest dla mnie co najmniej nierozważne.
Bieganie z endomondo a bezpieczeństwo
Korzystam z tej aplikacji. To dla mnie nie tyle dziennik treningów i postępów (czego??), ale genialny pamiętnik, gdzie mogę przeklikać kilka miesięcy rowerowych wypadów czy dobrych zajęć. Mam tam kilku czy kilkunastu znajomych, a zanim przyjmę jakiekolwiek zaproszenie, zastanawiam się trzy razy. Bo te osoby, które tam uznaję za znajomych, do niedawna wiedziały, skąd wyjeżdżam czy wybiegam. Gdzie się przemieszczam i o której wracam. Mają inne rzeczy do roboty… a jeśli nie, to mogą sobie oszacować, o której będę w domu. Bo im na to pozwalałam. Do niedawna, bo teraz jest już trochę inaczej. Mając garmina, nie przekazuję takich informacji na żywo, tylko dopiero po powrocie do domu. Inaczej – ale czy bezpieczniej? Pewnie tak długo, jak moje treningowe trasy są widoczne tylko dla zaufanych osób.
Ale żeby tak pozwalać sąsiadowi z naprzeciwka albo komuś, komu podpadłam tylko on sam wie czym, oglądać, gdzie biegam, gdzie chadzam?
Powiesz, że obcych to nie interesuje? Też mam taką nadzieję.