Nie żebym powzięła sobie za cel pisanie na przekór wszystkim teoriom z Internetu, od których bije nadzieja na zdrowe, odtłuszczone jutro, ale niektóre „prawdy”, które na przestrzeni kilku lat pojawiły się w sieci, wieją grozą. A jak nie one same w sobie, to wizja, że ktoś może wprowadzić je w życie i się zdziwić.
Ten tekst powstał w sierpniu. Po napisaniu go stwierdziłam, że „niech trochę poleży, może zmienię zdanie”. Ech, no nie zmieniłam.
„Bieganie jest dla każdego”
Po którychś letnich zajęciach podszedł do mnie około pięćdziesięcioletni, bardzo wysoki i szczupły mężczyzna.
– Przepraszam, że ja tak nie wstaję przy wyższej kadencji. Przeczulony jestem na punkcie kolan. Młody byłem, ciężki, wymyśliłem sobie, że będę biegać…
– Oczywiście, nie ma sprawy.
– Teraz to aż do Gdyni do lekarza jeżdżę na te kolana. Lekarz bardzo dobry, co on mi tam zdiagnozował…
Zatem… Bieganie jest dla każdego? No chyba nie.
Zawsze wewnętrznie cieszyło mnie to, że truchtanie – i w ogóle aktywność fizyczna – cieszą się coraz większą popularnością. To również dzięki tej modzie mogę pojeździć trochę na rowerze i jeszcze kupić sobie za to waciki. Pomarudzę trochę na amatorów ustawiających się w strefie 35 minut i nie wbiegających pod górkę, ale potem zostaną tylko dobre emocje. Zatem niech rozwija się świat na sportowo, ja nic przeciwko nie mam.
Tyle że z umiarem.
Powoli przestajemy ogarniać, że coś takiego jak umiar w ogóle istnieje. O jedzeniu nie wspominam, bo najróżniejsze ulepszacze już dawno zaczęły władać naszymi ośrodkami sytości. Nie muszę też chyba mówić o skrajnościach typu rzucanie pracy na rzecz spełniania marzeń, kiedy w ogóle nie ma przesłanek, że zdołamy się utrzymać. Tego nas ostatnio uczą: możesz wszystko. Wal w skrajności.
No, to czemu nie miałbyś biegać, skoro wszystko jest możliwe?
Nie wiem, gdzie i kiedy to się zaczęło, ale obecnie bieganie jest prezentowane jako idealny start dla każdego, kto chce zacząć „przygodę ze sportem”. W wielu przypadkach będzie to odpowiednie (choć nie trudno o znalezienie badań i opinii które wskazują na to, że to nie jest czynność naturalna dla człowieka), w równie wielu: krok niezbyt rozgarnięty. Podstawową przeszkodą jest to, na co cierpi coraz większy procent społeczeństwa: nadwaga.
Bieganie nie jest dla każdego
Dla mnie idealny scenariusz jest taki: nie biegasz po to, żeby schudnąć, tylko chudniesz po to, żeby biegać. Dla wielu jest odwrotnie i nic dziwnego, bo jest to jedna z najprostszych form aktywności, a i przy okazji najtańsza. W tym gąszczu informacji trochę trudniej dokopać się do tez, które głoszą, że w znakomitej większości przypadków bardziej korzystne dla zdrowia będzie jeżdżenie na rowerze, pływanie i przede wszystkim dobrze dobrany trening trening siłowy, a nie ciągłe obciążanie stawów i układu kostnego poprzez bieganie po asfalcie. Może jestem przeczulona, ale sądzę, że czegoś takiego jak trening warto podejść odpowiedzialnie (Jak?! Tak mało spontaniczne to brzmi!).
Kolano to swego rodzaju amortyzator. Ma naprawdę wiele roboty, szczególnie podczas wysiłku fizycznego. (Pomyśl o jakimkolwiek sporcie, a potem zadaj sobie pytanie: czy podczas jego uprawiania pracują kolana? Chyba wiem, co odpowiesz). Siłę oddziaływającą na ten cenny staw można sobie prosto wyobrazić. Skoro podczas chodzenia w kolanie powstaje nacisk równy wadze chadzającego pomnożonej razy… kilka, to co dopiero podczas biegu, którego technikę nie każdy jest w stanie ogarnąć? Jeszcze inaczej: zanim doradzisz komuś ze sporą nadwagą zacząć biegać, przyczep sobie w pasie trzy kilogramy cukru albo mąki i rusz z tym na jogging. Nadal uważasz, że człapanie z dodatkowymi kilogramami naprawdę jest takie zdrowe?
Reasumując: czujesz się dobrze, truchtając 7 min/km, masz dużo radości z biegania, ciało współpracuje, nie bolą Cię kolana – ekstra. Może ta forma aktywności sprawi, że w Twoim życiu wiele się zmieni, zupełnie jak w moim (choć kiedy zaczynałam, to stawy również miały do mnie pretensje i teraz się po prostu mądruję).
Chcesz przebiec maraton po pół roku od pierwszego wybiegnięcia z domu, podczas gdy ostatnie lata spędziłeś przewijając na fejsie sukcesy znajomych – zwolnij. Masz w pasie jeszcze mnóstwo pozostałości po nieodpowiednim stylu życia – lepiej weź kije i idź na nordic walking, albo zaprzyjaźnij się z basenem. Na bieganie jeszcze przyjdzie czas. I nie daj sobie wmówić, że bieganie jest dla każdego.
***
To tak w sporym skrócie i uproszczeniu. Jeśli macie chętkę na więcej w tym temacie, dajcie znać!