Jeden z moich kolegów kiedyś niezwykle jarał się pewną instruktorką. Skończyło się tylko na tym, bo… Ona tak się rozwija, ona taka wyzwolona, bo ona taka ładna. Mam nadzieję, że to jedyny człowiek, który nie zaproponował spaceru/kina (Wypadu na rower! Biegania!) dziewczynie z klubu fitness tylko dlatego że jest pewną siebie instruktorką… Panowie, dziewczyny prowadzące zajęcia to są zwykle równe babki, polecam. Mają co prawda napięty grafik, ale przy okazji skórę też.
Sprawa jest tak prosta, że nie ma co się rozpisywać na jej temat, więc resztę dopowiem banalną bajką z oczywistym morałem, życząc jednocześnie miłego tygodnia.
Antek wbił na rowery.
Poznajcie oto druha
Co zamiar miał całkiem szczery:
Chciał pozbyć się tłuszczu z brzucha.
Miał spocić się co niemiara.
Zapomnieć pragnął o świecie,
chociaż kondycji miał tyle
co węgli w porannym omlecie.
Rower ustawia i czeka,
bo wiedział od rana samego,
że Maks – instruktor – się zwolnił.
I zatrudnili nowego.
Słyszał, że ma to być jakaś Ala…
Więc koniec z męską jazdą.
Już on się bardzo postara
pokazać jej, kto tu jest gwiazdą.
Wtem weszła ona na salę.
Jej jak z czasopism uroda…
Grupa się gapi na Alę,
Antkowi zrobiło się szkoda.
Miał w głowie kolegi słowa,
że fitnessowe dziewczyny
to lepsza świata połowa
i z innej niż oni są gliny.
Więc prędzej rozboli go bania,
niż ją do kina zaprosi.
Choć wszystko ku Ali go skłania,
choć wszystko o uśmiech jej prosi.
I tak mijały tygodnie.
Sala trzęsła się cała,
Antek pocił się godnie,
Ala na sygnał czekała…
A potem pojawił się Michu.
Szybka decyzja zapadła,
zagadał do Ali po cichu
czy by na kawę nie wpadła.
Mężczyzno, odważ się prędko
Znajdź w sobie charakter bossa
Bierz instruktorkę tak giętką,
Bo ktoś ci ją sprzątnie sprzed nosa.