„Jestem spokojna o siebie w 2023. W tym roku, po miesiącach dawania innym życia i swojej energii, załaduję własne akumulatory. Będę robić rzeczy dla samej radochy. I będę pisać. Ty też?”
W tym momencie rozlega się mój gromki, ironiczny śmiech. Życie sprawdziło, ile w tym postanowieniu jest prawdy.
Oto 5 trudnych lekcji, które odebrałam w mijającym półroczu – a skoro były trudne, to wiadomo, że wyszły mi na dobre 😊
1. zawsze jest jakiś koszt
Moje postanowienie o pisaniu i przestrzeni dla siebie skończyło się wraz z zapytaniami o współprace, o których bym wcześniej nie śniła.
Gdyby ktoś mi powiedział rok temu, z kim dziś będę pracować, popukałabym się w głowę. Ale to nie jest tak, że doba się wydłuża – a jak zawsze wszystko dowozisz, to zaczynasz robić swoim kosztem. I niby jest satysfakcja, ale coś słaba, jak nie śpisz ze stresu.
Łatwo się zachłysnąć dobrym, trudno odpuszczać okazje. Rezygnacja ze współpracy, od której boli Cię brzuch, to coś innego niż odmówienie fajnym opcjom. Ale czasem to jedyne rozwiązanie, bo brak pokory kończy się trupią cerą i załamką.
W tym półroczu przypomniałam sobie o wartości mojego podejścia: tylko długofalowe współprace. Skupienie na klientach, którzy już są, i miejsce w grafiku przede wszystkim na ich nowe projekty. Nie da się robić tego dobrze i jednocześnie budować relacji z nowymi osobami, jeżeli ma się tyle czasu na pracę, ile ja mam(a).
Czasem więc granicę trzeba postawić samemu sobie. Temu głosowi, który chce więcej i więcej – ale nawet się nie zastanawia po co.
2. No cześć, Agatka
Czytanie instakaruzel o wewnętrznym dziecku jest nawet ciekawą rozrywką – do momentu, w którym naprawdę go nie usłyszysz.
Może też myślisz: „Wewnętrzne dziecko? Pójdę poskakać na trampolinę, to będzie zadowolone?”. Pewnie będzie. Jak już się przestanie trząść z przerażenia, wyć, wrzeszczeć, strzelać fochy. Może Ci zaufa i sobie poskaczecie – powodzenia.
No i pewnie nie u każdego to wygląda tak dramatycznie. Mam jednak wrażenie, że mało kto jest świadomy, co go czeka w tej podróży po siebie samego.
Bo odzyskany kontakt ze sobą to dziwna rzecz. Lądujesz w czarnej dziurze na długie miesiące, a potem jest Ci lżej i robisz różne głupoty: stawiasz granice, palisz pamiętniki, idziesz na tatuaż. Można było scrollować Insta i tylko czytać te psychotreści, to człowiek wziął się za siebie w praktyce i się urządza w życiu po nowemu. Same problemy z tym. 😀
3. Słuchaj siebie – jak to łatwo powiedzieć
Fajnie, że intuicja w końcu wchodzi na salony i zaczynamy rozumieć, że liczy się nasz unikalny pierwiastek. Że wyróżnika firmy nie załatwia się, wymyślając coś z głowy i wpisując w tabelkę, ale bierze się go z własnego czucia, życia, nastawienia.
Dopóki się z tym wewnętrznym głosem zgadzasz albo go nie słyszysz, jakoś idzie. Jesteś w swoim bagienku. Bagienku, ale bezpiecznym. Przygoda startuje, gdy oczekiwania intuicji są inne od planów i przyzwyczajeń. Głos szepce, że masz zmienić pracę. Przypomina, że relacja się przedawniła. Pomaga odkryć, że od co najmniej 10 lat jesteś zmęczona… Nadal tak fajnie?
Gdy stawiasz na słuchanie siebie, zaczyna się jazda. Pewnie wszystko będzie dobrze, ale niewygodnie też.
4. Schowaj sikawkę, strażaczko
Słuchanie siebie i stawanie po swojej stronie oznacza na przykład, że przestajesz gasić nie swoje pożary. Ale jak całe życie robisz to z automatu, to wcale jest Ci to na rękę. Wciąż czekasz ze swoją smutną sikawką, żeby się na coś przydać – aż coś jebnie.
Niespodzianka: nie jebnie. A nawet jeśli, to są jeszcze inni strażacy.
Oczekujesz smrodka spalenizny, który się pojawi bez Twojego ratunku, ale nic takiego nie nadchodzi. Trudno tak nie czuć się potrzebnym, ale z drugiej strony: komunikatory kojąco milczą, klient znalazł kogoś innego do współpracy, a i nerwów mniej.
I co, teraz masz zająć się sobą i swoim życiem, a nie rozwiązywać cudze problemy? :O Chyba da się przyzwyczaić do tego luksusu.
5. Kontrola is a bitch
U schyłku czerwca zaliczyłam nie pierwsze w tym półroczu dno. Było wyjątkowo głębokie: na tyle, że musiałam przyznać: „Źle to wymyśliłam. Zaraz się uduszę we własnym życiu i w spełnionych marzeniach”. Scenariusz, który tak pięknie zaspokajał moje ego, zwyczajnie nie działał.
Pewnie najbardziej produktywnym wyjściem z sytuacji jest rozpisanie planu naprawczego… Może u Ciebie, ja to robiłam od lat, więc głupotą byłoby oczekiwać innych rezultatów niż powtórki z rozrywki.
Poszłam więc inną drogą. Pierwszy raz zobaczyłam wartość poddania się.
Nie mam już regularnego podcastu. Nie zrobiłam szkoleń, które chciałam. Nie rozpisałam strategii na rozwój firmy i właśnie napisałam tekst, po którym zupełnie nie kontroluję, co o mnie pomyślisz. Nie dostanę medalu za dobre macierzyństwo, a za całokształt życia może mocne 3? Koniec z tymi poprzeczkami, i tak do żadnej nie doskoczę.
Poddałam się. Świat się nie zawalił, ja się czuję wyśmienicie 😀 Ależ to wolność.
Życie miało więc inny pomysł na moje półrocze niż ja i przyzwyczajam się, że ono często wie lepiej. Mimo wszystko kończę te pół roku notką na blogu, więc rzutem na taśmę realizuję jedną pięćdziesiątą planu. I dalej jestem spokojna o 2023 rok 😉